Strachy na Lachy
Żyjemy w przełomowych czasach – powiedział Adam do Ewy opuszczając raj. Od tej pory każda epoka jest przełomem, każdy czas przynosi zmiany. Kiedyś to wszystko toczyło się wolniej, dziś przyspiesza z szybkością zawrotną. Nie nadążamy.
Pracując nad tekstami – redaktor w wydawnictwie co chwila coś na czerwono zaznaczy – mam stały wgląd we własne refleksje nad minionym czasem. Pierwsza huta cynku powstała tu wśród lasów i pól na samym początku XIX wieku. Gdy wiek ów się kończył już cały region usiany był kominami hut i fabryk, szybami wydobywczymi licznych kopalń, a lasy przetrzebiono, i tak dalej. Z grubsza licząc, trzeba było na to czterech pokoleń. Tymczasem teraz, za mojego życia już krajobraz odmienił się znacząco, kominy w większości poznikały, co było w młodości otoczeniem naturalnym i – zdawać się mogło – odwiecznym, dziś na starych fotografiach wygląda egzotycznie. Świat się zmienia, tylko głupota ludzka pozostaje stałym punktem odniesienia. Wpadł przed moje oczy tekścik sprzed stu mniej więcej lat, kiedy to postanowiono budować kanalizacje i w wielu miastach to robiono. W Sosnowcu też, choć o wiele później. Otóż wspomniany tekścik jest „traktatem” o niebezpieczeństwach płynących z pomysłu skanalizowania miasta, że to skrajna nierozwaga i ni mniej ni więcej, a perfidny spisek wiadomych kręgów masońsko-żydowskich w celu wygubienia ludzkości. Autentyczne. I byli tacy, którzy w te wywody święcie wierzyli. To trwa. Dziś wcale nie mniej podobnych teorii krąży między ludźmi i żeby było śmieszniej, rozprzestrzenia się przy pomocy Internetu. A to szczepienia są szkodliwe, a to samoloty rozpylają trucizny, żeby nas wykończyć, co przecież w pogodny dzień widać gołym okiem. I tak dalej. Czasem aż zatyka, co też ludziska wymyślają i to zupełnie poważnie.
Pisząc o postępie cywilizacji co chwila natykam się na takie właśnie kwiatki, które utrudniały i tak z natury rzeczy znojną pracę. Najgorzej było, gdy różne umysłowe aberracje dotykały ludzi posiadających władzę, a w każdym razie znaczące wpływy. Ot choćby bliska nam historia budowy kolei warszawsko-wiedeńskiej. Był taki minister w Petersburgu, który skutecznie utrudniał realizację tego projektu, bo święcie wierzył, że ułatwienia w podróżowaniu tylko przysporzą kłopotów, wydatków i… utrudnią rządzenie. Poniekąd miał rację.
Zawsze narodzinom czegoś nowego towarzyszą obawy, czy to aby nie będzie tylko nową udręką. Groźniejszą, bo nowocześniejszą. Bywa, że niepokoje są zasadne i bywa też często, że to zupełnie bzdurna histeria. I wszystko się miesza w naszych biednych głowach. Komu wierzyć? Na przykład GMO, zagrożenie czy błogosławieństwo? Albo węgiel? Kopać nie bacząc na koszty, czy dać już sobie spokój, jak to większość uczyniła. Nie było to łatwe. Pamiętam obrazki z Wielkiej Brytanii kiedy, to „żelazna dama” likwidowała całe węglowe zagłębie. I co? Okazało się po wielu latach, że miała rację i ludziom żyje się dostatniej.
Tymczasem ostatnio jakby świat cały chciał zawracać ku „dawnym, wspaniałym czasom”, co żywo przypomina lata trzydzieste minionego wieku, które co prawda efektownie wypadają w piosenkach, ale poza tym to niekoniecznie. Wystarczy przypomnieć, co przyniosła retoryka wtedy stosowana. Niektóre tytuły prasowe niemal dosłownie posługują się ówczesnym językiem, argumentami i tonem wypowiedzi. Aż dreszcz przechodzi. To z powodu ponurych, grudniowych nocy tak groźnie zabrzmiało. Za tydzień postaram się być bardziej przedświątecznie radosny, chyba, że ktoś nam jakiś brzydki numer wytnie, czego ani sobie ani nikomu nie życzę.
toko