Kulturalna klapa
Rok 2015 dla kultury w Sosnowcu jest rokiem straconym. Zmiana władzy nie przyniosła żadnych pozytywnych rozwiązań, środki na działania miejskich placówek ograniczono, a stowarzyszenia i wszelkie inicjatywy oddolne jak dinozaury – dawno wymarły. Są za to bukszpany, wizja nowego stadionu i wszechobecna propaganda sukcesu…
W wyniku wyborów samorządowych po 12 latach odszedł ze stanowiska Prezydent Kazimierz Górski, nie był to gospodarz idealny, doradców miał różnych, ale jakoś ta kultura się jeszcze kulała. Nowy włodarz miasta kultury – jak sam mówi – „nie czuje” i my też z tego względu jako mieszkańcy mamy przestać ją czuć! Jeśli w Sosnowcu jeszcze cokolwiek się dzieje to na zasadzie pozostałości, spuścizny po poprzedniku. Zarzutów jest tyle, że trudno w kilku zdaniach dokonać przeglądu wszystkiego, ale do poniższych wyliczeń proszę dodać swoje w komentarzach. Skoro nie ma innej przestrzeni do wymiany swoich spostrzeżeń, bo kulturalny jest co najwyżej Magiel (pozdrowienia dla Pana Ptaka!), to spróbujmy w Internecie prowadzić tę dyskusję, przecież dalej tak źle być nie może. Trzeba obudzić sprawców tego dramatu, bo wkrótce będzie tragedia… Dla mnie ktoś tu powinien dostać co najmniej żółtą kartkę!
Prezydent Chęciński to chłopak z technikum, niech się zatem zajmie dużymi inwestycjami i nowymi miejscami pracy. Bez tego nie będzie pieniędzy na działania artystyczne, na realizację naprawdę ambitnych projektów. Blaszano-dyskontowy Sosnowiec trzeba przecież obudzić, żeby przestał być tylko sypialnią Katowic. Niestety Prezydent i Rada Miasta zamiast na premiery teatralne, na koncerty w Muzie czy wernisaże w Zamku Sieleckim chodzą na mecze, gdzie elektorat większy, a i łatwiej o dobrą zabawę. Garnituru zakładać nie trzeba, no i nikt się nie obrazi za brudne trampki czy pognieciony podkoszulek. Trzeba jednak pamiętać, że zapraszanie Kuby Wojewódzkiego, by przeszedł się upstrzoną psimi kupami Modrzejewską to żaden pomysł na promocję miasta i odczarowanie jego negatywnego PR-u. Alejka wynędzniałych bukszpanów i ogołocone ze starych drzew parki uwydatniają tylko maliznę i mizerię naszej małej ojczyzny. Aby zrobić dobre wrażenie na turystach (oni są ważniejsi niż naczelny kpiarz TVN-u) trzeba mieć zaplecze i atrakcje do spędzenia tu czasu. Średnio ten warunek spełni lodowisko pod Urzędem Miasta – dowód megalomanii wodza, który nie widzi problemu miejsc parkingowych w centrum miasta… Nie wspominając o kosztach budowy i eksploatacji tego kuriozum. Rozumiem jednak, że chodzi o przeskoczenie Dąbrowy Górniczej, gdzie przed PKZ-em co roku można pojeździć na łyżwach, ale euforia związana z tą ślizgawką i postawieniem choinki zakrawa na kpinę.
O zmarnowanych lub niedocenionych punktach na mapie kulturalnej Sosnowca napiszę innym razem, sugerując gdzie atrakcji i powodów do dumy szukać, bo jak widać urzędnicy (szczególnie zaś Wydział Promocji) nie mają od lat do tego ani serca i ani polotu… Niemniej skoro Prezydent kultury nie czuje, a do swoich hobby zalicza sport i filmy z Bollywoodu, to niech przynajmniej udaje, że zależy mu na jakimś poziomie kultury wysokiej w mieście i powierzy ją w dobre, kompetentne ręce. O popkulturę zadbał, organizując Dni Sosnowca z muzyką disco polo, pozwalając na bitwę na balony w Parku Sieleckim i parę innych tego typu atrakcji, festynów czy pikników dla ludu… To też musi być, ale nie kosztem wydarzeń wysoko artystycznych, które na początku nigdy nie przynoszą pieniędzy, ale są inwestycją w ludzi, w sztukę, w dobrą przyszłość. Nikt w Polsce nie zauważy biegów na czas wokół Stawików, już lepszy byłby pomysł na zawody w jedzeniu zalewajki zagłębiowskiej, ale przecież o co innego idzie… Kultura nie może mylić się ze sportem, z igrzyskami, z kiczem i popeliną. Szczególnie brakuje tu pomysłów dla ludzi młodych, którzy staną się świadomymi odbiorcami kultury, a ich gusty będą wyśrubowane w górę, smak wysublimowany. Nam mądrej młodzieży nie brakuje, ale oferty dla niej żadnej nie ma! Studenci zaś tylko czekają na weekend, by odwiedzić znajomych w Krakowie lub Wrocławiu, a kto akurat nie może wsiada w autobus i pędzi do Katowic!
Na początek podsumujmy działalność nowej Pani Naczelnik Aleksandry Marzyńskiej, która ma stać na straży wszelkich inicjatyw, projektów, pomysłów i instytucji kultury. Kiedy porównujemy jej wejście z tym, jakie miał kilka lat temu Paweł Dusza, to już wypada tragicznie. Dusza po Równickim budził nadzieje na zmiany, miał pomysły, energię, chciał rozmów ze środowiskami artystycznymi, znał ludzi, był chłopakiem stąd. Sam miał pasję fotograficzną, jeździł na plenery, przepięknie śpiewał w chórze. Był rozpoznawalny i obecny na wszystkich wydarzeniach w mieście. Co prawda muzyka na Dni Sosnowca nie przyciągała dzikich tłumów, bo zapraszał niszowych artystów w stylu Rykardy Parasol, ale chciał pokazać również swoich. Tu wspomnę chociażby rewelacyjny koncert Skankana czy pierwsze występy Natural Mystic i charyzmatycznego Michała Maślaka. Potem zurzędniczał i coraz bardziej krytykowany przez „największego poetę w mieście” zdradzał objawy wypalenia zawodowego, ale trzeba przyznać, że teraz, będąc na zesłaniu, nieźle reaktywuje trupa jakim od lat jest Miejskie Muzeum Szklanek. Wystawa otwierająca po remoncie Muzeum na Chemicznej przyciągnęła tłumy, ale ani Pani Naczelnik Marzyńska, ani Prezydent Chęciński na niej się nie pojawili…
Symboliczną marginalizację kultury w mieście przypieczętowano przenosinami Wydziału Kultury i Sztuki z budynku na Małachowskiego do klitki na Zwycięstwa, gdzie faktycznie najlepsza pracownica referatu siedzi dosłownie za szafą! Choć może trzeba by ten wpis usunąć, aby Pani Oldze nie zaszkodzić, bo przecież niedobrze doceniać tych, którzy umieją współpracować z artystami i mają dużą dozę empatii dla (zawsze i wszędzie) zakręconych twórców! Nawet nazwę wydziału zmieniono tak, by stał się Wydziałem Komunikacji Społecznej czy Propagandy – a jak wiemy ta ostatnia jest dla mas, a nie dla intelektualistów czy kreatorów sztuki wysokiej. Czarę goryczy przepełnia fakt, że Pani Marzyńska jest tylko tubą, figurantką Pana Prezydenta, nie podejmuje żadnych samodzielnych decyzji, nie nawiązała kontaktu z żadnym ze środowisk artystycznych, ma raczej nikłą wiedzę o kulturze, historii i tradycji tego miasta i regionu. Informacje o twórcach czerpie z ploteczek i sensacyjek, którymi żyją nudni i niespełnieni urzędnicy. Wcześniej pracowała jako rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego, teraz podobnie jej złote usta są zawsze mocno wymalowane na czerwono i zdolne powtarzać tylko to, co mówi szef. A naczelnik wydziału kultury ma być wizjonerem, takim dyrygentem, bez którego żadna orkiestra nie zagra na najwyższym poziomie. Do niego trzeba mieć zaufanie, to on zapewnia atmosferę i warunki sprzyjające tworzeniu, a Marzyńska nie ma pomysłów, swoją niewiedzą i niekompetencją zraziła do siebie całe morze ludzi. Nie wspominając o tym jak potraktowała lokalnych twórców, oddając SOSNart damulkom z Katowic, które chyba za nic mają Sosnowiec i pewnie na rękę jest im ośmieszanie naszego miasta. Wiedzę o Sosnowcu czerpią z Nonsensopedii, a to, co zamieszczają na tych kilku stronkach kredowego papieru można zmieścić na ulotce formatu 10×15. Nie ma żadnych zapowiedzi ważnych imprez miejskich (tu akurat nie ma co zapowiadać, bo jak staram się pokazać ludzie kultury nie widzą szans na działalność), nie ma wywiadów (bo trzy pytania do… to jeszcze nie wywiad), nie ma reprodukcji, wierszy, prozy miejscowych twórców. Teksty są żałosne i pełne naiwności, stylistycznie na poziomie szkolnej rozprawki, a recenzje to nawet nie blurby z okładki taniego romansu. SOSNOnic, SOSNOżarcik, SOSNOpustka to moje propozycje na zmianę tytułu, skoro nowy włodarz miasta lubi zmieniać nazwy, loga czy pieczątki… I nieważne, kto ostatecznie usunął Tomasza Kostro ze stanowiska prowadzącego, czy był to Dusza próbujący się podlizać nowej władzy, czy Marzyńska dająca zarobić swoim koleżankom ze stolicy województwa – przecież trzeba sobie zostawić furtkę, gdy się nie uda… Lepiej te pieniądze z SOSN(artu?) przeznaczyć na zakup nowych książek do bibliotek, niż wyrzucać w błoto. Ale może właśnie o to chodzi, by zniszczyć, zlikwidować wszystko, co mogło choć ocierać się o kulturę wysoką, więcej pieniędzy zostanie na jarmarki, festyny i fajerwerki…
Poza tym Pani Naczelnik jako ktoś nowy, ktoś z zewnątrz powinna zorganizować zjazd środowisk artystycznych (kiedyś organizowano coś podobnego) albo kilka mniejszych spotkań z podziałem na dziedziny, jakimi ludzie się parają. Powinna poznać ten rzekomy grajdołek, to towarzystwo wzajemnej adoracji (tak się teraz określa w urzędzie twórców kultury) i spróbować ożywić, a nie uśmiercić środowisko artystyczne Sosnowca i szerzej Zagłębia Dąbrowskiego. Ale Pani Marzyńska woli być incognito, zginąć w tłumie, by się przypadkiem nie narazić, co symbolicznie pokazuje sytuacja z wernisażu prac Profesor Ewy Zawadzkiej, kiedy to Dyrektorka Zamku Sieleckiego zwyczajowo nie powitała Naczelniczki przy wszystkich gościach. Z drugiej strony to i po co witać kogoś, kto nic nie robi, a jak coś zrobi to tylko obniżając loty tego, co już było. Używając piłkarskich terminów zamiast kopać piłkę Pani Naczelnik swą ignorancją pokopała po nogach twórców kultury i powoli wszyscy schodzą z boiska, a nowi nie widzą sensu na nie wchodzić. Mam nadzieję, że powoli zacznę Państwu na to boisko wrzucać „race prawdy”, ryzykując czy będzie lepiej, czy Prezydent zamknie zupełnie obiekt tj. Wydział Kultury.
Na koniec obiecuję, że już wkrótce przeczytają Państwo o bolączkach miejskich instytucji kultury… Może nie są one tak atrakcyjne jak kontuzje piłkarzy z kadry narodowej, ale liczę, że Prezydent o nich przeczyta i wyciągnie wnioski…
Tomasz Woźniak