Skamieliny
Szanowni towarzysze potomni
Dłubiąc łajno przeszłości stwardniałe na kamień (…)
W.W. Majakowski
Tym razem pozwoliłem sobie rozpocząć maleńkim cytatem z dzieła wielkiego skądinąd mistrza słowa. Nie dlatego, żebym się zwracał do młodzieży (chociaż, zerkając w metrykę, to chyba jednak tak), ale dlatego, że od dłuższego czasu sam grzebię się w owym łajnie i znajduję w nim wiele aromatów. Historia bowiem różne ma barwy i zapachy. Ma się rozumieć, nie chodzi o fakty, bo te są poza wszelką dyskusją, co nie wszystkim zdaje się być „oczywistą oczywistością”, ale zostawmy im samym ten problem.
Tematem do dyskusji są wszelako interpretacje tychże faktów i uogólnienia stąd płynące. Choć zabrzmiało to banalnie, to jednak pozwalam sobie zauważyć, że dla wielu ludzi granica między wiedzą a poglądem jakby się zacierała. Ot, wyrobiłem sobie na jakieś zjawisko pogląd, na podstawie istotnych, lub mało istotnych przesłanek i koniec. Choćby mój pogląd był skrajnie niedorzeczny, tkwię w nim, z braku lepszych przyczyn, dla zasady. Im słabiej uzasadniony pogląd, tym łatwiej zmienia się w mniemanie, w wyobrażenie, w przesąd. Znacie ludzi przeczących kulistości Ziemi? Ja znam. Rozejrzyjcie się uważnie wśród bliższych i dalszych znajomych. To równie dobrze może dotyczyć wszelkich innych zjawisk i wydarzeń, od wspomnianej budowy planety przez szczepienia profilaktyczne, teorię ewolucji po katastrofy lotnicze.
Pozornie wydaje się to śmieszne, ale często bywało straszne. Jeśli się wie, jakie mity, mniemania, poglądy wreszcie, dominują wśród ludu i w tę nutkę się uderzy, to sukces w kieszeni. Wyborczy na przykład. Mieliśmy i mamy z tym zjawiskiem do czynienia. „Ciemny lud” to dla sprawnych i cynicznych manipulatorów doskonały materiał. Plastelina. No właśnie, kłopot to czy szansa? Pomyślcie. Rzucam taki mianowicie pogląd: wszelkie nieszczęścia ludzkości brały się z braku wiedzy przy nadmiarze przekonań. Zwłaszcza, gdy dotyczyło to władzy, to znaczy, gdy władza zaczynała podsycać mity i na koniec sama w nie wierzyć. Jeśli zajdzie potrzeba przytoczę przykłady.
Wielokrotnie zdarzało mi się zwracać do Szanownych Czytelników o opinie i komentarze. Niekiedy spotykam się z odpowiedzią, najczęściej niepubliczną, dlatego mam trudność z wdawaniem się w polemikę, bo mogę być posądzony, że sam sobie adwersarza „ustawiam”. Ostatnio pytałem o symbole narodowe, religijne i mieszane, w moim odczuciu (mniemaniu, poglądzie, widzimisię) nadużywane do granic profanacji. To wciąż aktualne.
Tymczasem pytanie mam inne. Konkretne i na czasie. Do jakiego stopnia pamiątki minionej historii winny być zachowywane, z pietyzmem odnawiane, albo odwrotnie, dowolnie przerabiane lub zgoła niszczone? Pytanie na marginesie ostatniej wiadomości o pomyśle przekazania miastu pustego i zaniedbanego budynku Dworca Południowego PKP. Pomóżmy władzy w podjęciu decyzji, czy to przejąć i co z tym zrobić. Na część pierwszą pytania, odpowiedź mam gotową: oczywiście przejąć. Natomiast na pytanie, co z tym zrobić, wolałbym się nie wypowiadać, w każdym razie nie dziś. To wymaga zastanowienia się, wyważenia potrzeb i możliwości. Znam przykłady doskonałych mariaży starego z nowym, znam też dokonania fatalne.
toko