Czeladź in the future – obrady Rady Miejskiej w 2032 roku.
Przedstawiamy kolejny odcinek „political fiction” zamieszczanego cyklicznie w kwartalniku „Nowoczesna Czeladź”
– Dzień dobry, witam wszystkich na dzisiejszej sesji – rozpoczął obrady przewodniczący Ogon. – Przede wszystkim bardzo serdecznie witam słońce naszego miasta, naszego burmistrza Spaleńca. Jak wszyscy wiemy, przebył ostatnio bardzo długą i trudną, pełną niebezpieczeństw drogę powrotną z Marsa. Byliśmy pełni lęku, czy podróż odbędzie się bez przeszkód. Dzisiejsza sesja została zwołana właśnie na okoliczność powrotu naszego burmistrza. Bardzo proszę go o zabranie głosu – Ogon usiadł i skonsternowany otarł czoło. Nie do końca wiedział, jak powinien się zachować i brakowało mu innych tematów na sesję. Spaleńca wyjątkowo długo nie było w mieście. A o dziwo, im dłużej go nie było, tym robiło się spokojniej. Tym łatwiej pracowało się urzędnikom, tym mniej pojawiało się problemów. Na czas jego nieobecności ustały ruchy kadrowe, ustały gwałtowne zwolnienia, a tym samym stres, dzięki czemu pracowano wydajniej i w lepszej, przyjaźniejszej atmosferze. Ale przede wszystkim po raz pierwszy od czasu, gdy nastał Spaleniec, w mieście nie odnotowano wzrostu ilości urzędników, a wręcz odwrotnie, gdyż kilka osób odeszło na emerytury. Wiadomo było jednak, że teraz znowu nastąpi niekontrolowany wysyp zatrudniania krewnych i znajomych królika, w tym wielu z zaprzyjaźnionych, sąsiednich miast. Z zamyślenia wyrwał Ogona skrzeczący głos Spaleńca, który już doszedł do mównicy.
– Wiiiitam was serdecznie – zaczął wylewnie Spaleniec. – Nie mogłem się już doczekać, żeby znowu was zobaczyć. Przywiozłem tu dla was i dla naszej Rady kamyk z Marsa. – Prawda był taka, że skąpy Spaleniec nic nie przywiózł, a kamyk podniósł na Borzesze. – Teraz jestem zmęczony długą podróżą, więc ograniczę się tylko do serdecznego przywitania. O całej naszej trudnej, ale jakże efektywnej wyprawie opowiem inną razą, a na razie pochwalę się tylko, że odniosłem kolejny, olbrzymi sukces dla naszego miasta. Zdobyłem fantastyczne partnerstwo dla Czeladzi z niewielkim miastem na Marsie i dzięki temu raz w roku będziemy przyjmować tamtejszego burmistrza z małżonką, a raz w roku polecę tam ja ze swoją małżonką. Czyż nie jest to cudowna informacja???
Sala zamarła w podziwie dla geniuszu i skuteczności Spaleńca.
Płazecki z Wentylem podali sobie ręce i gromko krzyknęli:
– Hip hip hura! Hip hip hura!
Po zakończeniu długiego aplauzu przewodniczący Ogon zabrał głos.
– Bardzo dziękujemy, panie burmistrzu, za tak piękną zapowiedź wyczerpującej relacji z podróży na Marsa. Ten wspaniały kamyk oczywiście wstawimy do specjalnej gabloty z odpowiednim opisem. Jeżeli nie ma innych tematów, zamykamy sesję.
I już chciał to przegłosować, gdy…
– Zaraz, zaraz – przerwał mu radny Pisak. – Są tematy, a raczej jeden temat.
– No, słuchamy zatem – łaskawie, choć bardzo niechętnie zgodził się Ogon.
– Szanowni państwo, koleżanki i koledzy. Niebawem ogłoszony zostanie termin kolejnych wyborów samorządowych. I mam w związku z tym pewną propozycję.
Sala lekko zaszemrała. Przecież wiadomo było, że kolejne wybory Spaleniec wygra w przedbiegach – przecież jego aparat propagandowy z Tomałkiem na czele, na który szła potężna część czeladzkiego budżetu, bez problemu panował nad większością czeladzian. A poza tym Spaleniec praktycznie kupił sobie niemal wszystkich radnych, poobsadzał swoimi ludźmi wszystkie ważne funkcje w mieście. Miał wprawdzie niewielkie problemy ze spółdzielniami mieszkaniowymi, ale nie przejmowal się nimi specjalnie. Wystarczająco dużo bloków powyrywał im już na wspólnoty mieszkaniowe, zwłaszcza gdy zamieszkali w nich muzułmanie i Ukraińcy. Mógł spokojnie wyjechać na Marsa, a wybory i tak wygra. Cóż więc tu próbuje mieszać ten łysy Pisak?
Nie zrażony szmerem Pisak kontynuował:
– Otóż, jak wszyscy wiemy, na świecie następuje ciągły rozwój technologii komputerowej. Już kilka lat temu sprzęt prześcigał inteligencją przeciętnego przedstawiciela Homo sapiens. A niebawem mają powstać jeszcze lepsze komputery. – W tym momencie dało się słyszeć z sali Wrońskiego, który szepnął, ze inteligentniejszy od Spaleńca był nawet zwykły pecet z czasów jego młodości. Pisak udał, że nie słyszy i naiwnie ciągnął dalej: – Dlatego też proponuję, byśmy tu, w Czeladzi, byli światową, a nawet kosmiczną awangardą. Byśmy w najbliższych wyborach nie wybierali ludzi, byśmy byli pierwszą radą miejską na świecie i mieli pierwszego na świecie burmistrza nie-człowieka, byśmy mieli KOMPUTER!!!
Sala zamarła przerażona, a Pisak wykorzystał ciszę i perorował dalej:
– Kiedys, za sanacji, meliśmy pierwszą w Polsce radę komunistyczną. To teraz bądźmy pierwsi na świecie z radą komputerową. Bez wyborów! Dla dobra miasta i mieszkańców! – rozkręcał się Pisak, a sala oniemiała w przerażeniu rzucanymi przez niego bluźnierstwami. – Klasyczne wybory są beznadziejne, to konkurs piękności i siły pieniędzy kampanii, a nie rzeczywista ocena umiejętności i cech kandydata. Tu obecny Spaleniec jest klasycznym przykładem wyborczego zła, niekompetencji, braku honoru i prywaty. – Pisak nie zdawał sobie chyba sprawy, że właśnie podpisał na siebie wyrok śmierci. – Już najwyższy czas, by nie tylko Czeladzią, ale i Polską, i całym światem zaczęły rządzić komputery. One nie znają prywaty, nie znają korupcji, nie znają chciwości, nie znają zawiści. Kierują się logiką, będą szukały najbardziej optymalnych rozwiazań. I pracują ZA DARMO! W nich nasza przyszłość! – Pisak skończył, spojrzał na salę i zobaczył przerażone twarze radnych i zieloną ze złości twarz Spaleńca, który właśnie brał mikrofon do ręki.
– Ależ one mogą nami zawładnąć i zrobić z nas później kaszkę z mleczkiem!!!– próbował włączyć się Wroński, ale natychmiast stulił uszy po sobie, bo rozległ się głos Spaleńca:
– Dziękuję za udzielenie głosu – wrzasnął, choć Ogon nawet nie zdążył zareagować. – Idiotyczny pomysł radnego Pisaka należy włożyć między bajki. Nawet na Marsie nie rządzą komputery. Przyjrzę się trochę bliżej sprawom radnego Pisaka. Prawdopodobnie ma albo będzie miał jakieś kolosalne problemy i stąd mówi takie bzdury. Chyba mu się jakiś nowy komputer, hehehe, przyda – zarechotał. – Jak widzę, moja nieobecność była chyba jednak trochę za długa i dlatego muszę wyraźniej przypomnieć się mieszkańcom. Czy ktoś ma może jakieś pomysły?
– Proponuję akcję plakatową i wielkoformatowe billboardy, na których postać pana burmistrza uwieczniona zostanie na tle marsjańskich kanałów i dzięki temu mieszkańcy będą mogli na własne oczy zobaczyć trochę prawdziwej kosmicznej nowoczesności, a nie słuchać bzdur radnego Pisaka – zaproponował Wentyl.
– Czy są jakieś uwagi do tego wniosku? – Ogon znowu poczuł się pewniej na stołku przewodniczącego.
– Tak – zasapał Płazecki. – W pełni popieram wniosek, naszym mieszkańcom bardzo dobrze zrobi widok marsjańskich pejzaży.
– Dobrze byłoby jeszcze jakieś fajne, mądre i pouczające hasło umieścić na plakatach – wtrącił Tomałek. – Może jakże nowatorskie „podróże kształcą – poleca burmistrz Spaleniec”?
– Zatem głosujemy – zadysponował Ogon.
Przy dwóch radnych wstrzymujących się od głosu i jednym przeciw przegłosowano uchwałę.
– Dziękuję, zamykam sesję RM. Kwestia nagród dla radnych i podwyżek diet omówiona będzie na następnym posiedzeniu.
Radni z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku wobec mieszkańców miasta rozeszli się do domów.
A w mieście niebawem rozpleniły się życzliwie uśmiechnięte twarze Spaleńca, dzięki czemu mieszkańcy czuli się dużo bezpieczniej, a Czeladź znów stała się fajna.