Kontrakt na zachętę
Dariusz Banasik w czterech meczach rundy jesiennej zgromadził 3 punkty i został zwolniony. Dariusz Dudek w czterech meczach rundy wiosennej zdobył jeden punkt więcej i w nagrodę został z nim przedłużony kontrakt. Cienka jest linia, która decyduje o tym, kto zasługuje na prowadzenie Zagłębia.
Od razu uprzedzamy – nie jesteśmy „ posiadaczami bogatych firm, pięknych willi, ferrari i pachnących słońcem kochanek”, więc osoba, dla której wyznacznikiem wyrażania sensownych opinii o Zagłębiu jest powyższe, może spokojnie zakończyć lekturę na tym akapicie. Będzie o rzeczach mniej podniecających, czyli o zwyczajnej, szarej rzeczywistości nie mającej wiele wspólnego z przedawkowanymi najwyraźniej amerykańskimi serialami.
Osoby pełniące funkcje kierownicze w Zagłębiu zdecydowały, że wygasający za 3 miesiące kontrakt trenerski trzeba koniecznie przedłużyć już teraz. Dariusz Dudek, o ile ludzie, w których rękach leży los Zagłębia swoim zwyczajem się nie rozmyślą, poprowadzi drużynę jeszcze w następnym sezonie. Co najmniej, bo z dosyć enigmatycznego oświadczenia wynika, że kontrakt może w niesprecyzowanych w żaden sposób okolicznościach zostać przedłużony.
Oczywiście nie jesteśmy przekonani, że Dudek poprowadzi Zagłębie nawet do końca tego sezonu. Pamiętamy klika przykładów, choćby ten osoby o zbieżnym nazwisku, która po tym jak w Polsacie zwolniła Piotra Mandrysza, natychmiast została nagrodzona przez prezesa przedłużeniem kontraktu. Co prawda chwilę później ten sam prezes zwolnił ją z wykonywania obowiązków, ale wzajemności nie było i popularny „Seba” nie zwolnił klubu z konieczności wypłaty należnego mu wynagrodzenia.
Niezrażeni tym włodarze Zagłębia postanowili jednak zrobić wielkanocny prezent Dariuszowi Dudkowi. We wspomnianym oświadczeniu w żaden sposób tego nie uzasadniają, uznając najwyraźniej, że zajmowane obecnie przez Zagłębie, dziesiąte miejsce w tabeli, mówi samo za siebie. Jeszcze przed kompromitacją z GKS-em Katowice, Marcin Jaroszewski poinformował natomiast na łamach „Sportu”, że kontrakt zostanie przedłużony, bo mają razem z Dudkiem podobną wizję drużyny, a trener wyprowadził ją z dołu tabeli.
Trudno nam się odnieść do wizji, bo takowych nie miewamy. Wolimy do faktów. A te są następujące: w poprzednim sezonie, na tym samym etapie rozgrywek, zajmowaliśmy piąte miejsce z 37 punktami. W sezonie 2015/2016 mieliśmy na początku kwietnia dokładnie tyle samo punktów co rok później i czwarte miejsce w tabeli. Obecny sezon jest więc najgorszy, od kiedy Zagłębie awansowało do I ligi. Mało tego, szukając Zagłębia, które na tym etapie rozgrywek ma mniej punktów niż obecne, musielibyśmy się cofnąć do sezonu 2011/2012, kiedy to na włosku wisiał nie tylko drugoligowy byt, ale też przyszłość klubu.
Pozostaje kwestia postępu, jaki drużyna uczyniła pod wodzą obecnego trenera. Rzeczywiście, Dariusz Banasik w momencie zwolnienia zostawiał Zagłębie na 17 miejscu. Liczby nie kłamią, więc jest lepiej. Pytanie tylko, czy aż tak dobrze, żeby w trybie pilnym przedłużać kontrakt? W tej chwili odległość od miejsca oznaczającego walkę o utrzymanie jest mniej więcej taka sama jak od dającego awans. Czy nie można było poczekać na wyniki trzech najbliższych meczów z mocnymi rywalami i zobaczyć gdzie będziemy wtedy? A może to właśnie świadomość obecnej formy drużyny i perspektywa trudnych spotkań sprawiła, że kontrakt został przedłużony już teraz?
Odpowiedź na te pytania kryją gabinety na Kresowej i Zwycięstwa. Być może też rezydencje na Kukułek. Dysponentem publicznych pieniędzy, bez których trzeba by gasić jupitery na Ludowym jest Arkadiusz Chęciński. Mógł więc powiedzieć: panowie, nie robimy tego klubu za nasze prywatne pieniądze, więc się wstrzymajmy. Dudek zaczął wiosnę słabo, zobaczymy jak skończy i wtedy będziemy podejmować decyzje.
Okazji do podzielenia się taką refleksją prezydent miał wiele: czy to w czasie wspólnych z prezesem wyjazdów na mecze Zagłębia, czy też oglądania razem z trenerem meczu reprezentacji na Stadionie Śląskim. Mógł wtedy na przykład zapytać jaki, biorąc pod uwagę efekt, sens miał wyjazd do Hiszpanii, skoro będącym rewelacją wiosny Wigrom Suwałki nie przeszkodziły przygotowania na własnych obiektach?
Mógł też zapytać o transfery. Sprowadzony z półamatorskiej ligi Callum Rzonca, który jak mówił jego menedżer za frytki grać nie będzie faktycznie nie gra, bo trafił już na ławkę, choć płacić mu trzeba będzie jeszcze przez dwa lata. Tymoteusz Puchacz, mimo tego, że w każdym meczu popełnia bardzo poważne błędy, nadal jest uparcie forowany przez trenera, kosztem Żarko Udovicicia. Bartłomiej Babiarz, mający w założeniu pełnić rolę filara środka pola, jak na razie błysnął czerwoną kartką w meczu z GKS-em i zgubieniem krycia, którego konsekwencją była bramka stracona w Niepołomicach. I niezależnie od tego, jaki rzeczywisty wpływ na te transfery miał Dudek, odpowiedzialność za nie obciąża właśnie jego, jako trenera.
Wszystko to okazało się mało istotne dla osób decydujących o tym, co dzieje się w Zagłębiu. Trener-debiutant otrzymał więc kontrakt „na zachętę”, co kojarzy nam się z pucharem, który w Filmie „Miś” otrzymał od Ryszarda Ochódzkiego nie uprawiający żadnego sportu wnuk ministra. Chociaż z drugiej strony to, że po raz kolejny zagłębiowska rzeczywistość nasuwa nam analogię z dziełem Stanisława Barei nie jest już wcale takie zabawne.
Na zdjęciu tytułowym: Reakcja Ryszarda Ochódzkiego w czasach, kiedy był jeszcze Murzynem, na przedłużenie kontraktu z Dariuszem Dudkiem
Źródło: zaglebie.sosnowiec.pl