Kabarecik się rozwija
W dniu odbywających się wyborów, które się nie odbywały, Państwowa Komisja Wyborcza wydała jedną z najdziwniejszych uchwał w swojej historii.
Na podstawie art. 293 § 1 w związku z § 3 oraz w związku z art. 160 § 1 pkt 1 ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r. – Kodeks wyborczy (Dz. U. z 2019 r. poz. 684 i 1504 oraz z 2020 r. poz. 568) Państwowa Komisja Wyborcza uchwala, co następuje:
§ 1. Stwierdza się, że w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych na dzień 10 maja 2020 r. brak było możliwości głosowania na kandydatów.
§ 2. Fakt wskazany w § 1 równoważny jest w skutkach z przewidzianym w art. 293 § 3 ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r. – Kodeks wyborczy brakiem możliwości głosowania ze względu na brak kandydatów.
§ 3. Uchwała podlega przekazaniu Marszałkowi Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, podaniu do publicznej wiadomości i ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej.
§ 4. Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.
Wbrew powszechnemu przekonaniu uchwała PKW nie oznacza, że kandydatów nie było, ale że zaistniały stan rzeczy jest podobny do stanu braku kandydatów. Sytuacja, która zaistniała 10 maja nie została bowiem przewidziana przez żaden obowiązujący przepis prawa. W takiej sytuacji należy (o ile problem nie dotyczy prawa karnego) zastosować tzw. wnioskowanie per analogiam, co właśnie zrobiła PKW, a co wydawało się, że zrobi Sąd Najwyższy. W omawianej sytuacji najsensowniejszym rozwiązaniem byłoby bowiem zastosowanie art. 325. § 1: W razie podjęcia przez Sąd Najwyższy uchwały stwierdzającej nieważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej, przeprowadza się nowe wybory na zasadach i w trybie przewidzianych w kodeksie w związku art. 324 . § 1. Sąd Najwyższy na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz po rozpoznaniu protestów rozstrzyga o ważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej. Co prawda trudno mówić o ważności wyboru Prezydenta, którego nie wybrano, ale właśnie na tym polega stosowanie analogii, aby rozciągać obowiązywanie istniejących przepisów na sytuacje najbardziej zbliżone pod względem okoliczności faktycznych i uregulowane w obowiązującym prawie. Trudno natomiast uznać, że warunek ten spełniają artykuły wymienione w uchwale PKW:
Art. 293. § 1. Jeżeli w wyborach, o których mowa w art. 289 i art.292, głosowanie miałoby być przeprowadzone tylko na jednego kandydata, Państwowa Komisja Wyborcza stwierdza ten fakt w drodze uchwały, którą przekazuje Marszałkowi Sejmu, podaje do publicznej wiadomości i ogłasza w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej.
§ 2. Marszałek Sejmu ponownie zarządza wybory nie później niż w 14 dniu od dnia ogłoszenia uchwały Państwowej Komisji Wyborczej w Dzienniku Ustaw. Przepisy art. 289 § 2 i art. 290 stosuje się odpowiednio.
§ 3. Przepis § 1 stosuje się odpowiednio w przypadku braku kandydatów.
Jak bowiem można uznać, że sytuacja jest „równoważna” w skutkach do sytuacji ”braku kandydatów”, skoro kandydaci zarejestrowani przez PKW byli gotowi kandydować, a wina braku wyborów leży po stronie ich organizatorów? Poza tym zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby podejmowanie decyzji w takich sprawach przez organ sądowy jakim jest Sąd Najwyższy, a nie administracyjny, jaką jest Państwowa Komisja Wyborcza.
Zgodnie z politycznymi uzgodnieniami dwóch Jarosławów – Kaczyńskiego i Gowina – w nowych wyborach mogą startować dotychczasowi kandydaci bez konieczności ponownej rejestracji. Od samego początku budziło to poważne wątpliwości – czy w przypadku nowych wyborów można w ogóle mówić o jakiś „prawach nabytych”? Jeszcze większe problemy rodzi przewidywany termin wyborów – 28 czerwca lub 5 lipca. Nawet jeżeli uznamy, że kandydaci, których nie było mogą ponownie startować, to i tak będzie możliwość zgłaszania nowych kandydatów. Tymczasem zgodnie z art. 299 § 4. Zawiadomienie o utworzeniu komitetu wyborczego może być dokonane najpóźniej w 55 dniu przed dniem wyborów. Gdyby wybory miały się odbyć 28 czerwca, to termin ten upłynąłby 4 maja. Gdyby miał to być 5 lipca, to 11 maja czyli dzisiaj. W czasach PRL-u krążył taki dowcip: władze zgodziły się na emigrację obywateli polskich, ale pod warunkiem ukończenia 70 roku życia i za zgodą obojga rodziców.
Środowe porozumienie dwóch szeregowych posłów zakładało przeprowadzenie nowych wyborów w formule wyłącznie korespondencyjnej po dokonaniu zmian w Kodeksie Wyborczym. Z niezrozumiałych powodów lider Porozumienia zgodził się na odrzucenie weta Senatu wobec nowelizacji tegoż kodeksu wprowadzającej właśnie ten model głosowania, co stało się dzień później i otwarło prezesowi PiS możliwość złamania zawartego układu i przeprowadzenia wyborów 17 lub 23 maja. Ostatecznie do tego nie doszło, ale w czasie sobotniej narady liderzy obozu rządzącego ustalili, że głosowanie będzie jednak mieszane – stacjonarne w lokalach wyborczych i korespondencyjne dla chętnych. Okazało się bowiem, że rozprowadzenie pakietów wyborczych za ich potwierdzeniem przez wyborców przed drugą turą wyborów, może się ze względów czasowo-logistycznych okazać niemożliwym do przeprowadzenia. Jeżeli rzeczywiście zorientowanie się w tak oczywistej sprawie (cytując klasyka można powiedzieć o oczywistej oczywistości), musiało zabrać liderom Zjednoczonej Prawicy kilka dni, to aż strach pomyśleć jak wygląda proces zarządzania naszym państwem.
Wybory w trybie mieszanym (zwanym tez hybrydowym) za dwa miesiące stoi w całkowitej sprzeczności z rekomendacją ministra zdrowia, który wyraźnie negował możliwość ich przeprowadzenia w taki sposób przez najbliższe dwa lata. Jeżeli nie miało to służyć wyłącznie uzasadnieniu głosowania korespondencyjnego, to Łukasz Szumowski powinien się podać do dymisji. Albo bowiem wydając taką rekomendację, skompromitował się ignorancją w sprawach epidemicznych, albo nie ma nic do powiedzenia w rządzie, którego jest członkiem i to w sprawach najważniejszych – bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli polskich.
Zmiana planowanej formuły wyborów stawia w podbramkowej sytuacji Platformę Obywatelską. Dalsze nawoływanie do bojkotu głosowania traci sens w momencie, gdy (poza terminem) jej postulaty co do formuły głosowania zostaną zrealizowane. Trudno też dokonać zmiany kandydatki, ponieważ już po odwołaniu wyborów majowych, liderzy PO zapewniali że Małgorzata Kidawa-Błońska pozostaje kandydatem na Prezydenta RP. Mało prawdopodobne jest, aby w tak krótkim czasie była w stanie odbudować swoje poparcie z początków kampanii wyborczej. A to grozi katastrofą, która może doprowadzić do marginalizacji partii od prawie dwudziestu lat odgrywającej czołową rolę na polskiej scenie politycznej.
Cieszyć się mogą pozostali kandydaci, a zwłaszcza Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. Przeprowadzenie wyborów w tak krótkim czasie, dale im nadzieję na utrzymanie stosunkowo wysokiego poparcia, jakie udał im się zdobyć w ostatnich tygodniach. Brak bojkotu ze strony zwolenników opozycji zwiększa jednocześnie ich szanse na wejście do drugiej tury, w której mobilizacja elektoratu nastawionego wrogo lub co najmniej niechętnie obecnemu Prezydentowi, może doprowadzić do ich wyborczego sukcesu.
Zdziwienie natomiast budzą decyzje Jarosława Kaczyńskiego. Już porozumienie z Gowinem podważało jego niepodważalną pozycję lidera Zjednoczonej Prawicy. Jeszcze dziwniejsze było rozważanie możliwości jego zerwania, a następnie rezygnacja z takiego pomysłu. Zgoda na wybory hybrydowe mocno ogranicza szansę na zwycięstwo Andrzeja Dudy w pierwszej turze, a nawet w ogóle na reelekcję obecnego Prezydenta. Gwarancją sukcesu było przeprowadzenie wyborów w ustalonej ostatnią nowelizacją Kodeksu Wyborczego formie czyli w powszechnym głosowaniu korespondencyjnym poprzez dostarczaniu pakietów wyborczych w trybie bezadresowym, a więc bez konieczności potwierdzania odbioru. Dawało to bowiem nadzieję na zbojkotowanie wyborów przez znaczną część opozycyjnego elektoratu, do czego bezrozumnie wzywała Platforma Obywatelska i wielu tzw. autorytetów. Niska frekwencja wyborcza zapewniłaby Andrzejowi Dudzie zwycięstwo z wynikiem jakiego nie osiągnął i zapewne już nigdy nie osiągnie żaden z kandydatów w historii. Jego ewentualna klęska może okazać się katalizatorem nasilających się już od pewnego czasu konfliktów w ramach obozu rządzącego i zakończyć okres „dobrej zmiany”.
Jest oczywiście dość proste wyjaśnienie powyższych wątpliwości. Być może Jarosław Kaczyński po raz kolejny ograł swojego imiennika. Po ogłoszeniu wyborów okaże się, że zmienianie ordynacji wyborczej w trakcie trwającej już kampanii wyborczej, jest jednak „niekonstytucyjne”, a na dodatek stan epidemiczny pozwala wyłącznie na wybory korespondencyjne, oczywiście bez potwierdzania odbierania pakietów wyborczych. Platforma wybory zbojkotuje, Andrzej Duda wygra w pierwszej turze, a Jarosław Kaczyński zostanie ogłoszony na prawicy „Zbawicielem Polski”.
Mamy w Polsce istniejący od dziesiątków, a nawet setek lat, zwyczaj zrzucania odpowiedzialności za nasze niepowodzenia na czynniki zewnętrzne. Niemcy, Rosjanie, Żydzi. Wszyscy knują i dążą do naszej zguby. Okazuje się jednak, że to nie są oni konieczni do naszej kolejnej narodowej klęski. Sami załatwimy to szybciej i sprawniej. Jesteśmy na dobrym kursie.
Karol Winiarski