Cudzysłów
Do napisania niniejszego felietonu skłoniła mnie niedawna obserwacja Karola Winiarskiego. Sprawa błaha, a dała asumpt do odnajdywania podobnych sobie, w tym głębszych przejawów zaniedbań także na niwie życia społecznego w Mieście. Bynajmniej nie niespodziewanie.
Przed kilkoma tygodniami Karol Winiarski był uprzejmy zwrócić się do mnie, być może kierowany (trafnym) przekonaniem o fakcie przywiązywania uwagi do detali, z pytaniem, którego istota dotyczyła jednej z ulic na Niwce. Przypadkiem bowiem zwrócił uwagę na specyficzną treść tabliczki kierującej do ulicy Wilg (prostopadła do ulicy Wojska Polskiego; równoległa względem ulic Piwnej oraz Jana Spytkowskiego, zlokalizowana pomiędzy nimi). Otóż okazało się, że nazwa rzeczonej zawarta jest w cudzysłowie, co zaintrygowało czynnego do niedawna Samorządowca. Nie mylił się, czego potwierdzenie przynosi chociażby zdalna wycieczka internetowa w czasie i przestrzeni; popularny Serwis zabiera w podróż na Niwkę z września 2017 roku, kiedy to felerna tabliczka już wisiała.
Wisiała i, najwyraźniej, nikogo nie dziwiła. Z pewnością stało za tym przeoczenie osoby zlecającej i / lub wykonującej, która – parafrazując Stanisława Anioła – „odwykła od czytania”. Dlaczego jednak żadnemu Mieszkańcowi nie wydało się stosownym poinformować właściwą Jednostkę Urzędu Miejskiego? Czy tak jednak musiało być w istocie? Równie prawdopodobne jest to, że „problem” ten zgłaszano, jednakże był bagatelizowany. W Sosnowcu jednak, do czego przyzwyczajają Urzędnicy (oraz Radni, niejednej kadencji), kultywowanie tradycji braku przywiązywania wagi do wielu spraw, konwenansów, nie jest niczym nowym. Okazuje się, że w cudzysłów można wziąć wiele pojęć, zachowań…
Nikogo nie zastanawia już rola mediów społecznościowych w komunikacji. Narzędzia te skutecznie wypierają inne, usankcjonowane przez lata, środki. Politycy obecnie, dla przykładu, informują (czy też raczej „komunikują”, gdy w grę wchodzi konieczność wyjaśnienia sprawy kłopotliwej) o wszystkich prawie swoich poczynaniach w taki właśnie, nowatorski, sposób. Z takimi rozwiązaniami są oswojeni także Radni Sosnowca. O dziwo, ilekroć przychodzi jednak zmierzyć się z prawdziwymi problemami, nagle stają się niedostępni. Niechaj jeden z przykładów zaserwuje Pan Radny Mentel, który prosząc o wskazywanie w Mieście dzikich wysypisk, nabiera wody w usta pytany o sposoby na permanentną poprawę sytuacji w rejonie ulic Wiązowej oraz Księdza Włodzimierza Sedlaka. Na drugim biegunie, w niszy poszukujących problemów
priorytetowych i bezpardonowo stawiających im czoła, bryluje chociażby Pan Radny Żurawski, fotografujący się na tle pojemników do zbierania nakrętek. Nie zawsze jest tak, że Mieszkańcy chcą zwrócić się wyłącznie w celu oddania rytualnych pochwał za kolejną tego samego dnia wesołą fotografię; jak bowiem długo można towarzyszyć Radnym wiążącym buty, zajadających modne przekąski, zasiadających (bez uprawnień…) za sterami samochodów? Czy to jeszcze Samorządowcy, czy już „Samorządowcy”?!
Przed dziesięcioma dniami Sosnowiec po raz kolejny miał okazję ku temu, by nie schodził z pierwszych stron gazet. Spontaniczne zgrupowanie Mieszkańców Sosnowca oraz Gości, dopominających się szacunku dla Drugiego Człowieka, spotkało się z – ujmując rzecz eufemistycznie – dezaprobatą. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby doszło do konfrontacji na odpowiednim poziomie stanowisk; do konfrontacji, owszem, doszło, a jej poziom podkreślała dobitnie różnica nie tylko w stanie rozwoju intelektualnego (oraz emocjonalnego), ale też pojmowanego w ujęciu geodezyjnym. Miało miejsce zgrupowanie „nowych elit”, „nowych patriotów”, a odchodząc od propagandowej nowomowy: bandytów, nie tylko stadionowej proweniencji. Jakkolwiek postronny widz może zadawać sobie pytania o charakter działań Policji, a także – przede wszystkim – sposób przeprowadzenia obu zgrupowań (wydanie pozwolenia na zajęcie danego miejsca), to jednak nie te aspekty winny budzić największe zaskoczenie. Raptem setki metrów dzielą plac Stulecia od alei Zwycięstwa, a żaden z Urzędników – na czele z Panem Prezydentem Chęcińskim – nie byli łaskawi pofatygować się na miejsce owego przykrego zajścia. Mało tego, Pan Prezydent z niemałą zwłoką zabrał w sprawie głos; jakość tej wypowiedzi sama przez się tłumaczy opieszałość, ponieważ najwyraźniej Pan Prezydent obawiał się zająć zdecydowane stanowisko.
Nie kto inny, a sam Pan Prezydent niejednokrotnie pokazywał Mieszkańcom, że jest gotów stawać na straży mienia publicznego. Gdy tylko w oku kamery został ujawniony czyn haniebny, a Funkcjonariusze okazywali się niestety bezsilni w ustaleniu sprawcy, oto Pan Prezydent właśnie stawał w roli wymierzającego sprawiedliwość (warto w tym miejscu przypomnieć wspomnianego już Pana Radnego Żurawskiego, który zasłynął medialną akcją znakowania wiat przystankowych). Oczywiście wyzyskując aktywność Mieszkańców, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, skoro nadarzała się okazja do zamanifestowania samouwielbienia. Niestety, ale tym razem to nie zuchwałe pomazanie donicy na ulicy Modrzejowskiej, czy też dewastacja podnośnika na wózki w przejściu pod ulicą Gabriela Narutowicza skupiają uwagę uważnych Mieszkańców. Doszło bowiem do eskalacji bardzo niebezpiecznych zachowań, których nie można traktować z przymrużeniem oka. Wiadomym pozostaje, że największą winą sprawców podobnych zajść jest brak edukacji; trudno oczekiwać, by karmieni od małego alkoholem i narkotykami nie tylko nie byli podatni na populistyczne pohukiwania, ale też dostrzegali analogię pomiędzy haniebnymi „Strefami wolnymi od LGBT” a „Nur für Deutsche”.
Od zawsze powtarzane w Sosnowcu słowa, jakoby był Miastem otwartym na innych (kibole są zwolnieni z wiedzy o istnieniu Cmentarzy na Pogoni), można – w świetle wydarzeń z 17 VIII 2020 – opatrzyć cudzysłowem. Mimo szczerych chęci jednych – być może akolitów – i oporów drugich – także adwersarzy – niełatwo postąpić podobnie z opisem hipokryzji Rządzących naszym Miastem…
Jakub Tomasz Hołaj-Krzak
Warszawa, 27 VIII 2020