Lex TVN
Projekt nowelizacji ustawy o KRRiT, zwany potocznie Lex TVN, zakazujący posiadania większościowych udziałów w stacjach telewizyjnych podmiotom spoza UE, jest klasycznym przykładem legislacyjnej praktyki Prawa i Sprawiedliwości. Po pierwsze, zgłaszają go posłowie. Sądząc po podpisanych osobach (między innymi Wicemarszałek Terlecki), tym razem nie były to podpisy złożone in blanco, co wcześniej niejednokrotnie się zdarzało, a „biedni” posłowie od dziennikarzy dowiadywali się, że są autorami jakiejś ustawy. Projekty poselskie nie wymagają czasochłonnych konsultacji, co pozwala znacząco przyspieszyć proces ustawodawczy. Po drugie, pojawił się nocą. Trudno powiedzieć czym kierują się sejmowi decydenci, że wybierają taką porę, która sugeruje, że uczestniczą w moralnie nagannym przedsięwzięciu. Po trzecie, polityczne cele pomysłu są oczywiste, czemu politycy rządzącej partii jak zwykle stanowczo zaprzeczają, co jest obrazą inteligencji nawet niezbyt rozeznanego w bieżącej polityce wyborcy.
Niezależność mediów jest uważana za podstawową zasadę demokracji. Problem polega na tym, że nie wszyscy ją określają w taki sam sposób, a nawet obiektywne jej zdefiniowane nie jest takie proste. Oczywiście najprostszym wyjaśnieniem tej zasady jest brak politycznego wpływu na prezentowane treści. Tyle, że ten wpływ nie musi być bezpośredni. Wystarczy uzależnienie od reklam czy ogłoszeń publikowanych i emitowanych na zlecenie władz (centralnych i samorządowych) oraz państwowych i komunalnych spółek, aby redaktor naczelny wiedział, których informacji raczej nie powinien zamieszczać. Co więcej, właściciele mediów często prowadzą rozległe interesy, które wymagają przychylności rządzących. Czy w tej sytuacji pozwolą sobie na psucie relacji z decydentami?
Jeszcze większym problemem jest niezależność mediów od ich właścicieli. Skrajnym przykładem był niedawny przypadek Dziennika Wschodniego. Jego główny udziałowiec postawił pismo w stan likwidacji, gdy popadł w konflikt z dziennikarzami swojej własnej gazety. Powodem były publikacje przedstawiające w negatywnym świetle jego działalność biznesową. Można oczywiście pomstować na bezdusznego kapitalistę, ale czy bierne przyglądanie się przez niego tej sytuacji nie byłoby przejawem niezrozumiałego masochizmu?
Jest w końcu coś takiego jak linia programowa danego medium. Sięgając do określonej gazety, włączając kanał telewizyjny lub radiowy, czy też wchodząc na konkretny portal najczęściej wiemy z jakim przekazem się spotkamy. Są oczywiście media dopuszczające również trochę inne opinie, ale najczęściej jedynie w określonych granicach. Trudno zresztą im się dziwić. Istnienie pisma zależy od czytelników, a ci najczęściej chcą czytać, słuchać i oglądać to, co odpowiada ich poglądom.
Niezależnie od tego jak zdefiniujemy pojęcie niezależności mediów, nie możemy go utożsamiać z obiektywizmem. Dziennikarze mają przecież swoje poglądy i świadomie lub podświadomie przejawia się to w tym co piszą czy mówią. I nie chodzi tutaj o jawne kłamstwa. Wystarczy przecież niektóre informacje pominąć, inne przedstawić w odpowiednim świetle, czy też sformułować niepodlegającą dyskusji opinię. I nie jest to wynikiem nacisków, czy finansowych gratyfikacji. To po prostu projekcja ich własnych poglądów. Większość obecnych czołowych dziennikarzy telewizji publicznej pracowała kiedyś w mediach prawicowych, gdy te ledwo przędły i niewiele wskazywało, że przyjdą kiedyś dla prawicy lepsze czasy. Podobnie jest w przypadku dziennikarzy TVN-u, którzy zawsze prezentowali liberalno-lewicowe poglądy. Oczywiście w tym przypadku, pomijając nawet stopień braku obiektywizmu i agresywności politycznego ataku, różnica między obydwoma stacjami telewizyjnymi, jest zasadnicza. TVN to prywatny biznes. TVP jest własnością państwa i z budżetu tego państwa czerpie szerokimi garściami. A budżet państwa to pieniądze wszystkich podatników. Biorąc zresztą pod uwagę strukturę elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, na telewizję publiczną łożą w znacznie większym stopniu ci, którzy głosują na partie opozycyjne. Taki wymuszony masochizm. Nie jedyny zresztą i to nie tylko w naszym państwie.
Niezależność i obiektywizm mediów są więc w dużym stopniu wymysłem ideologów demokracji, podobnie jak wiele innych tzw. fundamentalnych zasad tego systemu. Ale pluralizm mediów już nie. Nigdy oczywiście nie będzie on pełny, ale to nie znaczy, że nie istnieje. I to jak widać jest coraz trudniejsze do zniesienia przez obecnie sprawujących władzę. Trudno nawet powiedzieć czy to bardziej przekonanie, że uciszenie ważnych mediów jest warunkiem koniecznym wygrania kolejnych wyborów (przekonanie co najmniej wątpliwe i wielokrotnie negatywnie zweryfikowane), czy też mający coraz większe problemy z efektywnym zarządzaniem państwem Jarosław Kaczyński, coraz częściej reaguje irracjonalnie.
Tłumaczenia „autorów” nowelizacji są śmieszne. Możliwość wykupienia jakiegoś znaczącego medium przez uzależniony od państwa kapitał rosyjski czy chiński oczywiście istnieje (cóż zresztą innego zrobił Daniel Obajtek). Tyle, że dość łatwo wyeliminować to zagrożenie ograniczając krąg wykluczonych do krajów spoza NATO albo OECD. Można też przyjąć, że działanie nowelizacji będzie skuteczne wyłącznie w stosunku do nowych właścicieli. Poza tym zapisy znowelizowanego prawa będzie łatwo obejść. Załóżmy, że Amerykanie zdecydują się sprzedać TVN. Rosyjska albo chińska firma udziela ogromnego kredytu np. francuskiemu przedsiębiorcy, który przebija wszystkich konkurentów. Kredyt ma być spłacony na żądanie. Formalnie więc właścicielem stacji jest obywatel UE. Ale w praktyce jest on całkowicie w ręku Putina albo Xi Jinpinga. I nawet nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
Trudna do zaakceptowania jest także jawna ingerencja przedstawicieli rządu USA w decyzje polskich władz. Pod pozorem troski o imponderabilia chodzi oczywiście wyłącznie o obronę interesów amerykańskiego właściciela. Taka oczywiście jest rola każdego rządu w stosunku do swoich obywateli, ale hipokryzja aż bije po oczach. I jak widać, nie ma znaczenia kto zasiada w Białym Domu. Smutne, że nie tylko nie spotyka się to w naszym kraju z powszechną krytyką, ale opozycja uważa taką sytuację za całkowicie normalną. Również PiS kilka lat temu po interwencji amerykańskiej ambasador wycofał się jak niepyszny z próby ataku na dziennikarzy TVN. Zobaczymy czy tym razem Jarosław Kaczyński wstanie z kolan.
Pomysł neutralizacji TVN jest równie absurdalny jak likwidacja TVP Info o co zbierając podpisy zabiega PO. Najbardziej zadziwiające jest to, że pomysłodawcy w ogóle nie biorą pod uwagę, że kiedyś do władzy mogą dojść ich przeciwnicy. A wówczas te wszystkie przejęte media znajdą się w rękach ich politycznych adwersarzy. A może w ogóle odrzucają taką możliwość?
Karol Winiarski