Sen na jawie, czyli jawa we śnie
„Co jest najlepszego w Katowicach? Monorail do Sosnowca!” – krzyczała z afisza trawestacja dawno przebrzmiałego żartu. Refleksy ostatnich promieni słonecznych na nieskazitelnie gładkich szybach peronu przy ulicy 5 Czerwca, 3 Maja przed Wielką Przemianą, umilały oczekiwanie na ultraszybki pociąg magnetyczny. Chociaż wiosna miała się ku końcowi, to wysokościowce Sosnowieckiego Centrum Finansowego otulały przyjemnym cieniem historyczne Śródmieście Miasta. Podziwiając majestatyczne iglice niebotyków z placu 5 Czerwca – za ciemnych czasów okolice ulic Kotlarskiej i Wiązowej – nikt nie mógł mieć wątpliwości, że Stolica Zagłębia Dąbrowskiego pędzi torem postępu ku świetlanej przyszłości.
W ostatniej jednak chwili rozmyślił się Naczelnik Szaraczek i zrezygnował z wyprawy na Środulę, w okolice bulwaru 5 Czerwca. Skuszony doniesieniem prasowym o odsłonięciu na ścianie jednej z nowo oddanych hal magazynowych na pograniczu Środuli, Konstantynowa i Sielca płachty z reprodukcją ostatniej z zachowanych ścian dawnej przędzalni, w mig decyzję podjął. Przyszła ona tym łatwiej, gdyż nie miał jeszcze sposobności docenić naocznie rozmachu otwartych dokładnie przed rokiem węzłów przesiadkowych, którymi to w odstępach bez mała półtorakilometrowych upstrzona była panorama Sosnowca. Ponieważ pędząc nudny żywot urzędniczy nieczęsto nadarza się okazja wyrwania się z kajdan rutyny, pierwotnie planował wolny dzień spędzić aktywnie. Już sama perspektywa ucieczki zza biurka była atrakcją na miarę pustynnej śnieżycy, a w końcu właśnie dzisiaj przypadał Dzień Miasta, co skłaniało tym bardziej do ekstrawagancji na miarę horyzontów oraz kieszeni Naczelnika. Urzędnicy z alei Zwycięstwa mogli, na mocy Dekretu Towarzysza I Sekretarza, na pół dniówki odstąpić od obowiązków. Czynili tak niechętnie nie tylko dlatego, by dobrze odegrać rolę wzruszonych przed obiektywem aparatu, lecz z uwagi na widmo odrobienia tych kilku godzin w sobotę. Nie z tego powodu trwoga przejęła postać Szaraczka. Nie miał pewności, czy na drugi dzień Prezydium nie będzie huczeć od tego, że nieprawomyślni wspierali ruchy prospołecznych rewolt, których cele mijają się z jasno nakreśloną linią.
Ponieważ o wszystko można Naczelnika Szaraczka podejrzewać, ale z wyjątkiem odwagi cywilnej, „sprezentowany” fajrant zdecydował spędzić bardziej asekuracyjnie. Przy niegdysiejszej ulicy Stanisława Małachowskiego, obecnie identyfikowanej bez kłopotu także wśród przyjezdnych – za sprawą wyprowadzania z ronda o tej samej nazwie – jako 5 Czerwca, cuda Wielkiej Przemiany trudno zliczyć jednym tchem. Na szczególną uwagę zasługuje Muzeum Tolerancji, ustanowione celem upamiętnienia szlachetnego zrywu Aktywu Miejskiej Rady Narodowej w obronie Społeczności LGBT, zaatakowanej przy ówczesnym placu Stulecia (zaprzyjaźnione pióra nie szczędziły atramentu tej sprawie, szczególnie skrupulatnie donosząc o sukcesywnych zatrzymaniach wszystkich prowodyrów, nawet tych zidentyfikowanych dopiero następnego dnia). Swoją siedzibę otrzymało w budynku dawnego Banku Polskiego, w ostatniej chwili ocalonego przed doprowadzeniem przez ostatniego właściciela do ostatecznej ruiny. Stać się tak mogło tylko dzięki, jak wiemy, heroicznemu poświęceniu Towarzysza Rudzielca, który za ostatnie zaoszczędzone środki wykupił gmach…
Hałas tłuczonego szkła niespodzianie przeszył ciemność, która powoli ustępowała ostremu, pulsującemu światłu. Naczelnik Szaraczek, zaciągnąwszy kusą firankę z trudem chroniącą przed uporczywym efektem renowacji oświetlenia ulicznego, poprawił tylko szlafmycę i – zgrabnie omijając resztki strąconej szklanki – przed zamknięciem oczu walczył z myślami dobry kwadrans, czy lepiej z całych sił postarać się wrócić do Miasta takiego, o jakim do tej pory kazano mu je widzieć, czy lepiej uciec? Raz jeden przynajmniej mógł pozwolić sobie na samodzielne myślenie…
Jakub Tomasz Hołaj-Krzak
Warszawa, 27 XII 2021