Twarde prawo, ale prawo
Demokracja, o czym w ponurych żartach mamy zwyczaj przypominać, ustrojem idealnym nie jest, ale do tej pory lepszego nie wymyślono. Powiedzenie to wówczas tylko ma sens, jeżeli zidentyfikujemy pierwotne źródło podobnych utyskiwań – kondycję władzy ustawodawczej. Swoją drogą, w następstwie obecnych zawirowań politycznych w Kraju, najprawdopodobniej niewiele brakuje, byśmy niebawem po raz kolejny powtarzali słowa Wyspiańskiego o złotym rogu oraz czapce z piór. Także w kontekście realizacji idei autorstwa de Montesquieu…
Sprawy spychane poza nurt problemów uznawanych za spektakularne zawsze bledną. Cierpią tym samym Obywatele. Oczywiście można zadać sobie wątpiące pytania, jaki na dłuższą metę sens ma tego rodzaju wartościowanie, skoro zagadnienia arbitralnie uważane za mniej istotne – niejednokrotnie nawet marginalne – przyczyniają się „tu i teraz” w lokalnym ujęciu do napięć, a potencjalnie mogą dać o sobie znać na arenie szerszej? Zagadnień takich jest bez liku, ale z drugiej strony nikt nie da gwarancji, że przyjdzie taki dzień, w którym przestaną „trzymać się w ryzach”. Przyczyn tego można wskazać szereg, by wymienić najistotniejsze: mylne przeświadczenie społeczne, jakoby trwanie w fatalnym stanie prawnym jest nienaruszalne, wzmacniane dodatkowo – również błędnym – przekonaniem o znikomej roli jednostki w procesach społecznych, jak również – z drugiej strony – istnienie koterii, którym zmiany prawne służące Polakom są wyjątkowo nie na rękę.
Specjaliści z zakresu szeroko pojętych nauk humanistycznych utrzymują, że decentralizacja zapoczątkowana po Okrągłym Stole należy do najdonioślejszych zdobyczy Odrodzonej Polski. Trudno nie przyznać temu racji, ale… Otóż właśnie, tutaj wracamy do wagi wyborów, w tym także do ich konsekwencji. Konsekwencji poniekąd spiętrzanych na mocy obowiązującego prawa. Różnią się one w zależności od szczebla władzy, co absolutnie nie oznacza, że pozostają wzajemnie bez związku.
Często powracają pytania o to, czy radni pozostają zobowiązani – a jeżeli tak, to na jakich warunkach – do ustosunkowywania się na piśmie do postulatów wnoszonych przez mieszkańców. Sucha interpretacja prowadzi do odpowiedzi negatywnych – obowiązku takiego radni nie mają, a zatem nie są obligowani jakimikolwiek terminami [Ustawa z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (Dz. U. z 2001 r. nr 142, poz. 1591 ze zm.).].
W tym miejscu najczęściej dyskusja, zainicjowana w dobrej wierze, ulega zerwaniu, ponieważ indagowani samorządowcy mają w zwyczaju jednostronnie interpretować literę prawa, zastawiając się – nierzadko wręcz zakrzykując, lecz w praktyce częściej zupełnie nie podejmując otwartego dialogu (strach lub braki wychowania dają znać o sobie) – postulatami w rodzaju „nie mam takiego obowiązku, ponieważ nie muszę kierować się instrukcjami”.
Życie dojrzałe cechuje się, między innymi, umiejętnością brania odpowiedzialności za powzięte decyzje. Zakres tego rozszerza się, gdy przechodzimy z domeny prywatnej w publiczną. Co bowiem, na dobrą sprawę, w istocie stać może na przeszkodzie, ażeby radny z własnej woli podobnej odpowiedzi udzielił, bez względu na to, ile to miesięcy do kolejnych wyborów pozostało?! Obok zwyczajnej dobrej woli, oczywiście podbudowanej życzliwością oraz kulturą osobistą, nic! Trzeba jednak nie zapominać o obowiązkach stawianym przed radnymi gmin, jak też przekazywanym w ramach mandatu kompetencjom. Radni bowiem nie są zobligowani, co nie stoi w konflikcie także ze zdrowym rozsądkiem, do zajmowania stanowiska w sprawach związanych z orzekaniem o jawności realizacji zadań poszczególnych organów gminnych (ciekawostka: Radny Litewka składając ostatnią interpelację pomylił nie tylko nazwę jednego z Wydziałów Urzędu Miasta, ale zdaje się zapomniał, że przekroczył kompetencje; zresztą nie dziwi to w świetle wykazywanego zachowania, bowiem Radny Litewka już bardzo dawno temu przestał interesować się Miastem, a raczej zawsze te problemy lekceważył). Co równie istotne, zakładając brak formalnych przeszkód przed udzieleniem odpowiedzi, postulaty wyborców nie są objęte przedmiotowym zakresem kodeksu postępowania administracyjnego, czym (również) należy tłumaczyć tak brak obowiązku do formułowania odpowiedzi (pisemnej), jak też istnienia ram czasowych na spełnienie tego – na zasadzie dobrowolności – obowiązku [Ustawa z dnia 14 czerwca 1960 r. – Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. z 2000 r. nr 98, poz. 1071 z późn. zm.).].
Prawo to jednak nie zakazuje, wracając do wykazywanej przez radnych zadziwiającej tendencji do sprytnej interpretacji przepisów, by na pytania, na które radny może odpowiedzieć samodzielnie, odpowiedzi tej winien udzielić bezzwłocznie. Jeżeli jest to wykluczone z przyczyn merytorycznych, radny powinien wskazać przypuszczalny termin, kiedy taką odpowiedź będzie w stanie sformułować. W szczególności dotyczy to wszelkich zagadnień, na które wynikające z nich pytania radny nie jest władny udzielić odpowiedzi samodzielnie. Wówczas samorządowiec powinien przekazać zapytanie do właściwego organu gminy, a o procedurze tej poinformować mieszkańca.
Dzieci i ryby, mawia się, głosu nie mają. Chociaż w bieżących dniach to anachroniczne porzekadło nabiera nowego znaczenia, albo wyłącznie przypominamy je sobie lub dopiero uzmysławiamy głębszy sens, to może stanowić również wskazówkę dla mieszkańców, a tym samym przestrogę dla ich wybrańców. Bo chociaż, o czym zresztą przypomniał autorowi niniejszych słów przed laty Rzecznik Praw Obywatelskich, jedynym orężem wyborcy w rozliczeniu nierzetelnego radnego jest karta wyborcza, to jeszcze tę w ręku mamy… Podejmowane decyzje samorządowców być może już niebawem skłonią Polaków do roztropniejszego podejmowania wyborów nad urną. Wyjątkiem nie jest tutaj – tonący w betonie i długach – Sosnowiec!
Jakub Tomasz Hołaj-Krzak
Warszawa, 21 VIII 2022