Gorbi
30 sierpnia w wieku 91 lat zmarł Michaił Gorbaczow. Jego śmierć wywołała wspomnieniowe komentarze na całym świecie. Trwało to jednak krótko, a w Polsce nie wywołało większych emocji. To prawda, że połowa Polaków urodziła się, albo weszła w dorosłe życie, już po zakończeniu politycznej kariery przez Gorbaczowa. Ale przecież zmarły był nie tylko laureatem Pokojowej Nagrody Nobla, nie tylko pierwszym i ostatnim Prezydentem ZSRR, nie tylko przywódcą jednego z dwóch najpotężniejszych militarnych mocarstw powojennego świata. Michaił Gorbaczow był człowiekiem, który zmienił historię świata i uwolnił środkowo-wschodnią część Europy spod dominacji komunistycznego imperium.
Gdy w marcu 1985 roku po śmierci Konstantina Czernienki, trzeciego w ciągu niespełna trzech lat przywódcy Związku Radzieckiego (po Juriju Andropowie i Leonidzie Breżniewie), który opuścił ziemski padół, nowym Sekretarzem Generalnym KPZR został wyjątkowo młody jak na sowieckie warunki przywódca, niewielu oczekiwało radykalnych zmian w polityce komunistycznego mocarstwa. Inaczej spoglądali na to niektórzy zachodnioeuropejscy przywódcy. Zwłaszcza Margaret Thatcher, która poznała przyszłego genseka w czasie jego oficjalnej wizyty w Wielkiej Brytanii w grudniu 1984 roku, od początku była nastawiona entuzjastycznie wobec jego osoby. Michaił Gorbaczow w niczym nie przypominał dotychczasowych sowieckich przywódców – Stalina, Chruszczowa, Breżniewa, Andropowa czy Czernienki. Uśmiechnięty, otwarty na świat, dowcipny, gotowy do kompromisu, był zupełnie nową jakością w sowieckim imperium. Podobnie jak udział w oficjalnych wizytach atrakcyjnej, inteligentnej, wykształconej i mówiącej po angielsku małżonki Gorbaczowa, Raisy. Stopniowo zdanie Żelaznej Damy podzielili wszyscy zachodni przywódcy, a niektórzy nawiązali z nim wręcz towarzyskie stosunki.
Nowy wiatr od wschodu szybko został też dostrzeżony w gabinetach przywódców krajów tzw. demokracji ludowej (jak wiadomo zwykła demokracja tym się różniła od demokracji ludowej czym zwykłe krzesło różni się od krzesła elektrycznego). Nieliczni przywitali go z radością. Komunistyczna gerontokracja – Kadar, Honecker, Husak, Żiwkow, a przede wszystkim Ceausescu, nie życzyli sobie jednak żadnych zmian. A zwłaszcza zmian proponowanych przez Gorbaczowa, który coraz wyraźnie głosił prawo każdego kraju do własnej drogi rozwoju i deklarował rezygnację z doktryny Breżniewa czyli możliwości interwencji Armii Radzieckiej w razie zagrożenia dla komunistycznej władzy w którymś z bratnich krajów. Dlaczego nie cieszyli się z wolności, którą dawała im Moskwa? Ponieważ zdawali sobie sprawę, że bez poparcia Wielkiego Brata, zwłaszcza w okresie pogarszającej się sytuacji gospodarczej, ich dni będą policzone. Dla wielu z nich groziło to nie tylko utratą władzy. Mogli stracić także wolność, a nawet życie. Że nie były to wyłącznie histeryczne obawy, świadczą późniejsze losy Geniusza Karpat czyli Nicolae Ceausescu.
Nowy radziecki przywódca został początkowo przyjęty przez większość Polaków nieufnie. Stopniowo jednak, gdy okazało się, że nowa retoryka ma potwierdzenie w konkretnych działaniach, klimat wokół jego osoby zaczął się ocieplać. Świadczyła o tym wizyta przywódcy ZSRR w Polsce latem 1988 roku. To właśnie wówczas Michaiła i Raisę spotykały wyrazy spontanicznie wyrażanej szczerej sympatii. Rzecz nie do pomyślenia w przypadku poprzedników gospodarzy Kremla. W trakcie spotkania na Wawelu Andrzej Rosiewicz śpiewał „Wieje wiosna od Wschodu”, w której chwalił radzieckiego przywódcę za przeprowadzane reformy.
W tym samym czasie, w Związku Radzieckim Gorbaczow tracił społeczne poparcie. Próba zreformowania scentralizowanej i nieefektywnej gospodarki zwana przebudową (pierestrojka) nie przyniosła pozytywnych efektów. Okazało się, podobnie zresztą jak i w Polsce, że wprowadzanie rynkowych mechanizmów do skostniałego systemu nakazowo-rozdzielczego powoduje jedynie jego destrukcję i pogorszenie sytuacji gospodarczej. Jednocześnie poluzowanie cenzury zwane jawnością (głasnost), pozwoliło nie tylko na stopniowe przywracanie prawdy historycznej i pamięci o stalinowskich zbrodniach, ale także na krytykę bieżącej polityki. Kryzys gospodarczy zawsze uderza w aktualnie rządzących, nawet jeżeli próbują oni naprawić błędy poprzedników. Michaił Gorbaczow znalazł się pomiędzy Scyllą czyli tymi, którzy uważali, że zmiany postępują zbyt wolno, a Charybdą, a więc twardogłowymi, dla których w najlepszym razie był rewizjonistyczną zarazą, a nawet amerykańskim agentem. Chcąc zachować kontrolę nad sytuacją, manewrował między jednymi a drugimi, nie zadowalając żadnej ze stron. Mimo apeli, a potem wręcz błagań, Michaiła Gorbaczowa o wsparcie gospodarcze, państwa zachodnie nie chciały płacić za transformację rosyjskiej gospodarki. Wspierały politycznie radzieckiego reformatora, ale pomoc gospodarcza była daleko niewystarczająca. Stopniowo zresztą zaczęły przerzucać poparcie na rzecz Borysa Jelcyna, który zwłaszcza po zwycięstwie w bezpośrednich wyborach na Prezydenta Rosji (Gorbaczow był Prezydentem ZSRR, ale wybranym przez częściowo jedynie demokratycznie wyłoniony Zjazd Deputowanych Ludowych), coraz mocniej atakował swojego niedawnego protektora.
Michaił Gorbaczow nie chciał likwidacji systemu komunistycznego. Chciał go zreformować, podobnie jak w swoim czasie na Węgrzech Imre Nagy czy w Czechosłowacji Aleksander Dubczek. W praktyce jednak zmiany wprowadzane przez niego, podobnie jak i jego poprzedników, prowadziły do pluralizmu politycznego, co w oczywisty sposób uderzało w klasyczny model systemu komunistycznego. Ewolucyjny proces zmian być może mógłby się zakończyć sukcesem, gdyby nie pogłębiający się kryzys gospodarczy i wzrost tendencji separatystycznych wśród narodów tworzących ZSRR.
Michaił Gorbaczow godząc się na rozmontowanie zewnętrznego imperium, nie zamierzał dopuścić do rozpadu Związku Radzieckiego. Dopuszczał zwiększenie samodzielności republik wchodzących w skład ZSRR i umożliwienie swobodnego rozwoju kultur narodów zamieszkujących ten wielki kraj (co było zresztą powrotem do pierwszych lat istnienia sowieckiego imperium, zanim Stalin nie przywrócił dominacji języka i kultury rosyjskiej), ale prawo do samostanowienia wykraczało poza jego polityczne plany i osobiste wyobrażenia. Nie docenił siły uczuć narodowych mylnie zakładając, że kilkadziesiąt lat komunizmu rozwiązało problemy narodowościowe na zawsze. Okazało się jednak, że jest inaczej, a próba ręcznego sterowania procesami emancypacyjnymi była nieskuteczna i sytuacja dość szybko zaczęła się wymykać spod kontroli – już w 1988 roku masakra Ormian w Sumgaicie nasiliła konflikt między Armenią a Azerbejdżanem o Górski Karabach, który zresztą trwa do dzisiaj. Jeszcze gorsza z punktu widzenia Kremla była sytuacja w republikach nadbałtyckich, które dopiero w 1940 roku weszły w skład ZSRR i coraz głośniej domagały się prawa do secesji. Ich śladem chciały też podążać republiki zakaukaskie. Gorbaczow próbował w sposób siłowy zahamować tendencje separatystyczne, co doprowadziło do śmierci kilkudziesięciu osób w Wilnie, Tbilisi i Baku. Mimo, że radziecki przywódca nie przyznawał się do odpowiedzialności za te wydarzenia, twierdząc, że decyzje podejmowano poza nim, to jednak przelana krew obciąża jego sumienie. Trudno jednak znaleźć przywódcę światowego mocarstwa, który ma w tych sprawach czyste konto. W gruncie rzeczy wszyscy prezydenci USA i zdecydowana większość przywódców innych krajów Zachodu, powinna stanąć przed międzynarodowymi trybunałami, do czego oczywiście nigdy nie doszło i prawdopodobnie nigdy nie dojdzie. Sądzi się tylko polityków, którzy zostali obaleni. Wyjątkowość Gorbaczowa polega jednak na tym, że potrafił się wycofać z błędnych decyzji. Zanim doszło do rozpadu ZSRR, a nawet przed sierpniowym puczem Janajewa, Litwa, Łotwa i Estonia stały się w praktyce niepodległymi państwami przy milczącej aprobacie Kremla. Pozostałe republiki miały utworzyć nowy związek z szeroką autonomią wchodzących w jego skład republik. Nieudany zamach stanu wymierzony w Gorbaczowa paradoksalnie doprowadził do upadku jego planów i przyśpieszył rozpad sowieckiego imperium.
To właśnie zdolność Gorbaczowa do autorefleksji i szukania za wszelką cenę kompromisu, były jego charakterystycznym sposobem działania. O ile poprzedni przywódcy radzieccy wojny rozpoczynali, to Gorbaczow je kończył – najważniejszym była oczywiście radziecka interwencja w Afganistanie. Nie wszystkie konflikty były konsekwencją zimnej wojny, ale wiele z nich spowodowanych było, albo przynajmniej wzmacnianych, rywalizacją między USA a ZSRR. Polityka Gorbaczowa doprowadziła do zakończenia wielu z nich. I chociażby za to miliony osób na świecie powinny być mu wdzięczne.
Można oczywiście twierdzić, że rozpad sowieckiego imperium był przesądzony, a rola Gorbaczowa była w tym procesie marginalna. W połowie lat 80-tych nikt jednak nie przewidywał, że koniec nastąpi tak szybko. Nikt też nie mógł zagwarantować, że implozja mocarstwa dokona się w tak pokojowy sposób, z minimalnym jedynie rozlewem krwi. Wystarczy spojrzeć chociażby na proces rozpadu Jugosławii, aby wyobrazić sobie do czego mogło dojść w ZSRR. Gorbaczow mógł użyć siły, żeby zachować władzę i jedność imperium. Nie zrobił tego. Mógł też próbować wprowadzić model chiński – rynkową gospodarkę przy zachowaniu monopolu partii komunistycznej. Również tą drogą nie poszedł. Przegrywając jako polityk dobrowolnie i z godnością zrezygnował z funkcji Prezydenta Związku Radzieckiego ulegając człowiekowi, którego zresztą jako chyba jednego z nielicznych szczerze nienawidził – Borysowi Jelcynowi.
Michaił Gorbaczow przez wiele lat był krytykiem Władymira Putina, który zresztą miał o nim jednoznacznie negatywna opinię. Zmienił częściowo zdanie po aneksji Krymu, co oczywiście chwały mu nie przynosi. Prawdopodobnie był to efekt krytycznej oceny polityki Zachodu, a zwłaszcza procesu rozszerzania NATO. Gorbaczow czuł się oszukany – ówczesny sekretarz stanu USA James Baker obiecał mu, że żadnego rozszerzania granic Paktu Północnoatlantyckiego na wschód (poza terenami byłej NRD) nie będzie. Kilka lat później obietnica ta została złamana. Po agresji na Ukrainę nie zabierał publicznie głosu, chociaż w rozmowach ze znajomymi podobno bardzo krytycznie oceniał decyzję obecnego kremlowskiego satrapy. Trudno się temu dziwić biorąc pod uwagę całkowity kontrast między wizjami świata, które obaj reprezentowali.
Wielkość Michaiła Gorbaczowa widać szczególnie w z perspektywy obecnych czasów. I nie chodzi tylko o jego działania. Bardziej nawet zwraca uwagę osobowość zmarłego polityka. Prawdą jest oczywiście, że koniec XX wieku to chyba ostatni okres, gdy władze w wielu krajach sprawowali prawdziwi mężowie stanu. Przy takich politycznych gangsterach jak Putin, oszołomach jak Trump, hochsztaplerach jak Johnson czy arogantach jak Macron, Michaił Gorbaczow wydaje się człowiekiem z innego świata. Świata, którego już nie ma.
Mamy w Polsce parki i pomniki Ronalda Reagana, lotnisko i ulice Lecha Wałęsy, niezliczoną ilość upamiętnień Jana Pawła II. Chyba nigdzie nie ma jakiegokolwiek obiektu nazwanego imieniem Gorbaczowa. A przecież nie umniejszając zasług tamtych osób, powstanie wolnej Polski nie byłoby możliwe, gdyby na Kremlu zasiadał ktoś inny niż Michaił Gorbaczow. Podobnie jak inne narody, które wyzwoliły się z trwającej dziesięciolecia sowieckiej dominacji, powinniśmy być mu za to wdzięczni. Następnego Gorbiego długo nie będzie.
Karol Winiarski