Czystka
W cieniu awantury o to co uderzyło w dom mieszkalny w Wyrykach i kto o tym wiedział, a nie powiedział, minister sprawiedliwości Waldemar Żurek uczynił znaczący krok naprzód w prowadzonych wspólnymi siłami od lat przez Prawo i Sprawiedliwość i Platformę Obywatelską działaniach dewastujących polski wymiar sprawiedliwości. Odwołanie dwudziestu pięciu prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych mimo negatywnej opinii kolegiów sądów oznacza, że przepisy prawa nie znaczą już nic. Liczy się wyłącznie wola polityczna. Carl Schmitt, na którego kiedyś tak chętnie powoływał się Jarosław Kaczyński, byłby zachwycony.
Jedną ze zmian wprowadzonych przez Zbigniewa Ziobro w czasie, gdy pełnił funkcję ministra sprawiedliwości, była zmiana sposobu powoływania i odwoływania prezesów i wiceprezesów sądów (w przypadku sądów rejonowych na cztery lata, na sześć jeżeli chodzi o sądy okręgowe i apelacyjne). Wcześniej personalna propozycja ministra musiała być zaakceptowana przez zgromadzenie ogólne sędziów danego sądu, a w razie odmowy, przez Krajową Radę Sądownictwa. Po zmianach decyzja o powołaniu prezesa lub wiceprezesa należy wyłącznie do ministra i nie musi się z nikim nawet konsultować przy jej podejmowaniu. Jednak przy ich odwoływaniu przed upływem kadencji konieczna jest zgoda kolegium sądu (okręgowego lub apelacyjnego), a w razie odmowy, sprawa trafia do Krajowej Rady Sądownictwa, która może podtrzymaćsprzeciw większością 2/3 głosów. Wcześniej wniosek o odwołanie prezesa lub wiceprezesa od razu kierowany był do KRS, która zwykłą większością głosów mogła zablokować decyzję ministra. Po zmianie władzy w 2023 roku Adam Bodnar nie zaproponował formalnej zmiany tej procedury, chociaż jednocześnie zwracał się do zgromadzeń sędziowskich o wskazanie dwóch kandydatów na wakujące stanowiska. Z trudnych do zrozumienia powodów nie próbował tego usankcjonować prawnie, mimo że weto Andrzeja Dudy było w tym przypadku mało prawdopodobne.
Zaraz po swoim powołaniu minister Żurek rozpoczął procedurę odwoływania czterdziestu sześciu prezesów i wiceprezesów sądów powszechnych. Powodem był ich udział w działaniach poprzedniej władzy (np. podpisywaniu list poparcia kandydatów do tzw. neo-KRS). Jednocześnie niedługo potem skrytykował Prezydenta Karola Nawrockiego za zapowiedź tworzenia „czarnej listy” sędziów popierających obecną władzę. Posiedzenia kolegiów sądów przyniosły zróżnicowane efekty – prawie połowa wniosków została zaopiniowana pozytywnie, ale w pozostałych przypadkach decyzje kolegiów były odmowne. W niektórych przypadkach przed ostatecznym głosowaniem kolegia zwracały się do zgromadzeń ogólnych sędziów o opinię w tej sprawie. I tu również trudno zrozumieć dlaczego Adam Bodnar nie próbował zapisać tej procedury w ustawie.
Wydawało się, że negatywne decyzje podejmowane przez kolegia sądów zamykają ostatecznie sprawę. Ponieważ obecna Krajowa Rada Sądownictwa nie jest uznawana przez obecną władzę, a Waldemar Żurek nieustannie grozi jej likwidacją, odwołanie od decyzji kolegiów nie wchodziło w grę. Niespodziewanie, tydzień temu minister uznał, że nie będzie respektował przepisów obowiązującej ustawy i odwołał także tych prezesów i wiceprezesów, którzy uzyskali pozytywną opinie kolegiów. Po co w takim razie przeprowadzał całą procedurę? Twierdzenie ministra, że chciał pokazać jak bardzo źli są członkowie kolegiów, można włożyć między bajki. Ciekawe zresztą jak wyjaśni fakt, że jednak niektóre kolegia zachowały się wbrew jego oczekiwaniom wyrażając zgodę na odwołanie prezesów i wiceprezesów. A przecież w ich składzie też byli ziobrowscy nominaci będący zresztą często neosędziami.
To co zrobił Waldemar Żurek nie tylko nie ma podstawy podstawnej, ale jest wręcz działaniem wbrew obowiązującym przepisom. Minister sprawiedliwości twierdzi, że obecna Krajowa Rada Sądownictwa „ukształtowana wbrew konstytucji i standardom międzynarodowym, nie jest w stanie wydać bezstronnej opinii w sprawie odwołań prezesów i wiceprezesów sądów”, a same kolegia, po zmianach, „przestały być niezależnymi, sędziowskimi organami doradczymi, co narusza konstytucyjne zasady trójpodziału władzy i niezależności i odrębności władzy sądowniczej”. Niekonstytucyjności ustawy o KRS nie potwierdził Trybunał Konstytucyjny, co oczywiście można uznać za wynik jego upolitycznienia. Ale standardem międzynarodowym wbrew temu, co twierdzi Waldemar Żurek, nie jest wcale oddanie nominacji sędziowskich w ręce samego środowiska sędziowskiego. W wielu europejskich krajach wpływ czynników politycznych w procedurze powoływania sędziów jest znaczący, a wzorcowymi przykładami są Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Europejski Trybunał Praw Człowieka. Na dodatek żaden, zarówno krajowy, jak i międzynarodowy organ wymiaru sprawiedliwości, nie zakwestionował w sposób bezpośredni obecnego sposobu kształtowania składu kolegiów sądów, a także procedury odwoływania prezesów i wiceprezesów sądów. Gdyby jednak uznać, że tzw. neosędziowie z zasady nie są sędziami, to wszystkie wyroki wydawane z ich udziałem (kilka milionów) są nieważne. Chyba, że to minister zacznie decydować, które wyroki uznaje, a które nie. Jak francuski monarcha absolutny.
Gdy dwa miesiące temu Waldemar Żurek niespodziewanie zostawał ministrem sprawiedliwości zastępując Adama Bodnara, zapowiadał naprawę polskiego systemu sądowniczego. Po kilku tygodniach urzędowania wydaje się, że w mniemaniu ministra jedynym problemem jest obecność w sądach neosędziów i nominatów poprzedniej władzy. Dlatego jedyne konkretne decyzje dotyczą właśnie tej grupy sędziów. Waldemar Żurek rozważa nawet przywrócenie do urzędowania tych sędziowskich członków Krajowej Rady Sprawiedliwości, których kadencja została przerwana w 2018 roku. Pomijając już fakt, że część z nich nie żyje, a niektórzy nie palą się do uczestniczenia w tak ryzykownym pod każdym względem pomyśle, to nie za bardzo wiadomo, co chce tym posunięciem uzyskać, ponieważ do końca kadencji większości z nich (w tym Waldemarowi Żurkowi, który był wówczas członkiem tego ciała) pozostało wówczas około dwóch tygodni.
Najbardziej żenująca na decyzje ministra sprawiedliwości okazała się reakcja tzw. autorytetów prawniczych. Pełne poparcie części z nich i milczenie pozostałych świadczy o ich porażającej krótkowzroczności. Naprawa destrukcyjnych działań poprzedniej władzy poprzez otwarte ignorowanie istniejących przepisów i skrajny woluntaryzm podejmowanych decyzji doprowadzi do jeszcze większego chaosu, a po ewentualnym powrocie do władzy, ułatwi Prawu i Sprawiedliwości całkowite przejęcie kontroli nad wymiarem sprawiedliwości. Nie ma też z nic wspólnego z rzeczywistą naprawą stanu polskiego sądownictwa, które staje się coraz bardziej niewydolne, co skutkuje coraz dłuższym czasem oczekiwania na wyrok. A tu akurat o żadnych pomysłach nowego ministra nie słyszymy.
Karol Winiarski