Schyłek?
Po krótkotrwałym odbiciu sondażowym, notowania Zjednoczonej Prawicy powróciły do poprzedniego poziomu. Wyraźnie przestał działać efekt kryzysu na polsko-białoruskiej granicy, a jednocześnie pojawiły się czynniki powodujące spadek poparcia dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. To oczywiście od razu spowodowało ponowne pojawienie się opinii o stopniowym zbliżaniu się kresu układu, który od sześciu lat dominuje na polskiej scenie politycznej. Czy jednak aby na pewno rządy Prawa i Sprawiedliwości zbliżają się do końca?
Dołek sondażowy spowodowany jest kumulacją kilku czynników. Najważniejszym jest oczywiście najwyższa w XXI wieku inflacja sięgająca już 8% w stosunku rocznym. To czy jest to efekt czynników zewnętrznych, niezależnych od działań polskiego rządu i NBP, czy jednak wina leży też po stronie naszych władz, z politycznego punktu widzenia ma niewielkie znaczenie. Ceny rosną i to przed świętami Bożego Narodzenia, a przyczyny tego stanu rzeczy mogą być przedmiotem rozważań ekonomistów, ale nie konsumentów. Tak to już jest, że niezasłużone sukcesy wynikające ze światowej koniunktury idą na konto rządu, ale problemy gospodarcze, chociażby niezawinione, również go obciążają. I dlatego rząd Mateusza Mazowieckiego traci społeczne poparcie.
Inflacja na tak wysokim poziomie nie będzie jednak trwała zbyt długo. Jej zasadniczym powodem są pocovidowe odbicia gospodarek światowych i częściowo z nimi związane deficyty surowców energetycznych (częściowo, ponieważ przyczyniły się do nich także polityka klimatyczna UE i odmowa Rosji zwiększenia dostaw gazu, co z kolei było próbą wymuszenia certyfikacji Nord Stream II). Prawdopodobnie na wiosnę ceny zaczną jednak spadać. O ile oczywiście nie pojawią się inne czynniki, zwłaszcza polityczne, które zawsze wywołują panikę na rynkach surowców energetycznych. Jeżeli jeszcze dojdzie do tego spowolnienie gospodarcze, to inflacja może wrócić do akceptowalnych poziomów. Tym bardziej, że w drugiej połowie roku będziemy mieli do czynienia z wysoką, tegoroczną bazą, od której liczyć się będzie wzrost cen. Pozostaje oczywiście wpływ czynników wewnętrznych. I tu nie jest już tak optymistycznie. NBP z kilkumiesięcznym opóźnieniem ruszył do walki z inflacją podnosząc w końcu stopu procentowe, ale i tak są one znacznie niższe niż wzrost cen, a to nie zachęca do oszczędzania. Do zwiększenia presji inflacyjnej przyczyni się także paradoksalnie tarcza antyinflacyjna – obniżenie podatków na paliwa, prąd i energię zwiększy popyt. Podobnie zadziała Polski Ład. Mimo wszystko inflacja będzie w drugiej połowie przyszłego roku znacznie niższa niż obecnie, co z pewnością rząd ogłosi za swój wielki sukces. Klasyczny efekt kozy.
Drugim powodem sondażowych spadków jest sytuacja pandemiczna. I tu również regres w poparciu dla partii rządzącej jest wynikiem kolejnej fali zachorowań, która z różną intensywnością i w różnych terminach atakuje wszystkie europejskie kraje. Polityka rządu – przymus szczepień, lockdowny czy ograniczenia dla niezaszczepionych – może jedynie zmniejszyć ilość zachorowań i zgonów. Inna sprawa, że rok temu Mateusz Morawiecki nazywał strategię szwedzkich władz darwinizmem i przeciwstawiał jej, wynikające ponoć z chrześcijańskiej tożsamości naszego narodu, aktywne działania zmierzające do zminimalizowania ilości umierających osób. Efekty też polityki były co najmniej wątpliwe – Polska nie tylko przoduje w ilości zgonów z powodu covidu (ponad 85 tysięcy), ale jeszcze bije rekordy w statystykach ponadnormatywnych śmierci (około 150 tysięcy). Teraz rząd robi to co rok temu robili Szwedzi. Czyli nic. Widocznie nasza chrześcijańska tożsamość jest tak samo trwała jak rzekomy gen sprzeciwu, który nie pozwala wprowadzać jakichkolwiek ograniczeń. Pojawia się i znika. Zależnie od politycznej potrzeby.
Czwarta fala pandemii osiągnęła już swoje apogeum. Do świąt liczba nowych przypadków znacząco spadnie, chociaż liczba zgonów będzie z pewnością jeszcze bardzo wysoka. Prawdopodobnie w styczniu zbliży się do poziomu 100 tysięcy. Ale każda kolejna fala ma coraz mniejsze znaczenie z politycznego punktu widzenia. Polacy zdążyli się do pandemii przyzwyczaić, stąd powszechny brak przestrzegana nawet podstawowych zabezpieczeń i niewielka ilość nowo szczepiących się. Nawet ogromna ilość umierających nie robi aż tak wielkiego wrażenia. Chorzy umierają w zaciszu sal szpitalnych. Są to głównie ludzie starsi wiekiem i schorowani, którym w powszechnym mniemaniu i tak wiele czasu nie pozostało. Wychodzi na to, że dużo prawdy jest w słowach błędnie przypisywanych Stalinowi „śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć milionów to tylko statystyka”.
Trzeci powód – śmierć Izabeli z Pszczyny – miał tylko chwilowe znaczenie. Oczywiście nie można wykluczyć kolejnych tego typu przypadków, ale efekty sondażowe będą równie krótkotrwałe. Na wszelki wypadek PiS odrzucił kolejny obywatelski projekt drastycznego zaostrzenia prawa antyaborcyjnego, łamiąc przy okazji swoją własną obietnicę kierowania do komisji wszystkich projektów zgłaszanych przez obywateli. Na dodatek kompromitujące zachowanie Marty Lempart (wobec sprzątaczki pod siedzibą PiS-u) nie przysparza sympatii ruchom proaborcyjnym. Wbrew twierdzeniom działaczek Lewicy i Strajku Kobiet, większość Polaków nie chce legalnej aborcji na życzenie. A o żadnym kompromisie nie chcą słyszeć.
Nie dość, że przyczyny spadku poparcia dla Zjednoczonej Prawicy są raczej przejściowe, to na dodatek nie skutkuje on proporcjonalnym wzrostem notowań ugrupowań opozycyjnych. Większość zniechęconych do Prawa i Sprawiedliwości wyborców przechodzi do grona niezdecydowanych. W najlepszym – z punktu widzenia opozycji – wypadku, nie wezmą oni udziału w najbliższych wyborach. Bardziej prawdopodobny jednak jest ich powrót do grona wyborców ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Sprzyjać temu będą polaryzacja sceny politycznej i mobilizacja elektoratów, które są naturalnym efektem kampanii wyborczej. To, że wielu wyborców zagłosuje bardziej przeciw Tuskowi niż za Kaczyńskim nie będzie miało w praktyce większego znaczenia. Zjednoczona Prawica ponownie może uzyskać poparcie umożliwiające kontynuację rządów. Jeżeli nie samodzielnych, to w koalicji z Konfederacją. Przynajmniej do czasu dokonania skutecznych zakupów na poselskim rynku transferowym. A w tym Jarosław Kaczyński jest dobry. W końcu kupuje nie za swoje.
Karol Winiarski