Oszczędnością i pracą …
Jeszcze niedawno prof. Marcin Matczak był ulubieńcem całej opozycji. Jego merytoryczna, ale też sprawna retorycznie, krytyka zmian dokonywanych w polskim sądownictwie przez obóz „dobrej zmiany” zyskiwała mu poklask wszystkich ugrupowań politycznych protestujących przeciw próbom podporządkowania wymiaru sprawiedliwości przez rządzących. To już jednak przeszłość. Liberalne poglądy profesora spotkały się z totalną krytyką ze strony lewicowych polityków i publicystów, nie stroniących od złośliwości, a nawet inwektyw. A ponieważ atakowany do miękiszonów nie należy, to i adwersarze Matczaka nie uniknęli ostrej krytyki. Można by to potraktować jako kolejny spór „libków” z „lewakami”, ale argumenty, które padają w jego trakcie, a przede wszystkim medialne zainteresowanie toczącą się polemiką, wykraczają daleko poza personalne animozje.
Prof. Marcin Matczak jest klasycznym przykładem self-made mana, który własną ciężką pracą osiągnął sukces zawodowy i finansowy. Pochodzący z robotniczej rodziny z małej miejscowości w lubuskiem, potrafił wspiąć się na szczyt kariery naukowej (prof. UW) i zawodowej (partner w jednej z najlepszych kancelarii adwokackich). Nic więc dziwnego, że opierając się na własnych doświadczeniach, jest gorącym zwolennikiem merytokracji i selekcji promującej osoby najzdolniejsze i najbardziej pracowite.
Przeciwnego zdania są jego lewicowi krytycy, którzy podejrzliwie patrzą na ludzi sukcesu, a wszelkie indywidualne niepowodzenia kładą na karb niesprawiedliwego, neoliberalnego systemu i chciwości międzynarodowych korporacji. W ich mniemaniu bogactwo i społeczna pozycja jest dziedziczona, a ludzie urodzeni w biedniejszych rodzinach nie mają najmniejszych szans na zrobienie jakiejkolwiek kariery. To oczywiście oznacza, że biedni nie mają się czego wstydzić, ponieważ ich sytuacja nie wynika z lenistwa, braku zdolności, a nawet niedostatku szczęścia. Zły jest po prostu świat, który nie daje im żadnych szans na sukces.
Pogląd prof. Matczaka można uznać za mocno idealistyczny. Ciężka praca i kompetencje znacznie rzadziej niż kiedyś decydują o życiowym sukcesie. Bogactwo i bieda coraz częściej rzeczywiście są dziedziczone, a ewentualny awans to niejednokrotnie kwestia odpowiednich znajomości i rodzinnych lub partyjnych powiązań. Jak pokazały tzw. „maile Dworczyka” wystarczy wysoko postawiony wujek w partii rządzącej (w tym przypadku Joachim Brudziński), a drzwi zawodowej kariery stają otworem. To jednak nie znaczy, że patologiczne układy zdominowały całe nasze życie. III RP to wciąż nie jest PRL, gdzie prawie wszystko było państwowe. Sektor prywatny w dalszym ciągu dominuje w naszym życiu gospodarczym i chociaż stosunki w nim panujące dalekie są od ideału, to jednak w znacznie większym stopniu niż w sektorze publicznym, mile widziane są tam osoby posiadające wiedzę i kompetencje. Dzięki temu są jeszcze w naszym kraju tacy, którzy swój życiowy sukces osiągają w tradycyjny sposób. I to oni zmieniają nasz świat, a nie niedouczeni karierowicze pasożytujący na publicznym majątku.
Szczególne oburzenie wzbudziło twierdzenie prof. Matczaka, że osiągnięcie życiowego sukcesu (zawodowego i finansowego) wymaga niekiedy pracy znacznie przekraczającej normę kodeksową. Zarzucono mu nawet, że nie zna obowiązującego w Polsce prawa, czym krytycy profesora wystawili sobie świadectwo totalnej ignorancji. Nie wszyscy w Polsce zatrudnieni są na umowy o pracę (i nie zawsze jest to wynik presji pracodawcy), a prowadzący działalność gospodarczą w ogóle nie są związani żadnymi przepisami określającymi ilość godzin, które muszą lub mogą codziennie poświęcić na prowadzenie biznesu. Wszyscy zaś wolny czas mogą przeznaczyć nie na imprezowanie, a na samokształcenie, które w przyszłości może ułatwić awans zawodowy czy też zwiększenie uzyskiwanych dochodów.
Nie ma oczywiście przymusu dążenia do osiągania tytułów profesorskich czy zarabiania niebotycznych pieniędzy. Nie każdy się zresztą do tego nadaje, ale i też nie każdy tego chce. Ludzie są różni. Mają różne zdolności i różne życiowe aspiracje. Szczęście jest sprawą indywidualną i nie ma jednej drogi do jego osiągnięcia. Dlatego nazywanie przez prof. Matczaka tych, którzy nie są skłonni poświęcać całego swojego życia na pracę, przeciętniakami budzi sprzeciw, ponieważ zawiera negatywną ocenę takiej postawy i przy okazji promującej jej lewicy. Każdy ma prawo do takiego wyboru takiego stylu życia, jaki uzna za najbardziej dla siebie odpowiedni. Ale nie ma prawa domagania się od innych jego finansowania. Coś za coś.
Podstawowym zadaniem systemu edukacyjnego powinno być nie tyle wtłaczanie wiedzy (w większości zupełnie nieprzydatnej w życiu), co przedstawianie różnych możliwych dróg życiowego rozwoju ze wszelkimi tego konsekwencjami oraz nauczenie umiejętności poznania samego siebie. Wybór sposobu osiągania indywidualnego szczęścia powinien być indywidualną, ale też w pełni przemyślaną decyzją każdego z młodych ludzi wkraczających w dorosłe życie. Za ewentualne błędy pretensje powinni mieć pretensje wyłącznie do siebie. Nie ma wolności bez odpowiedzialności. I właśnie tej odpowiedzialności nam coraz bardziej brakuje.
Karol Winiarski