Czarnkowe fantasmagorie
Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek bohatersko broniony przez Mateusza Morawieckiego i pozostałych członków PiS-owskiego plemienia został ocalony. Wściekły atak opozycyjnych plemion załamał się natrafiając na zwarte szeregi obrońców. Zadecydowała oczywiście nie siła argumentów, ale argument siły – tym razem siły głosów sejmowej większości. Nikt z atakujących nie liczył oczywiście na to, że uda się zdobyć skalp ministra. To po prostu kolejne przedstawienie dla coraz mniej licznej widowni, która z narastającym znudzeniem obserwuje polityczne popisy swoich wybrańców. Rytualna nawalanka to idealna okazja, aby choć na chwilę zwrócić uwagę wyborców, którzy za jakiś czas będą musieli zadecydować, które plemiona będą chcieli oglądać w kolejnej kadencji Sejmu.
W trakcie sejmowej debaty obie strony przerzucały się ciężkimi argumentami. Opozycja zarzucała ministrowi, że próbuje zideologizować polską szkołę. Rządzący, z premierem na czele, odpowiadali, że to jedynie obrona przed lewacką indoktrynacją. Jak często w takich przypadkach bywa, obie strony miały rację, ponieważ ideologizacja zwana również indoktrynacją, a najczęściej po prostu wychowaniem, jest istotą publicznej, powszechnej szkoły od początku jej powstania. Nie po to przecież oświeceniowe monarchie absolutne, a potem państwa narodowe wydawały niemałe kwoty pieniędzy, żeby absolwenci szkół wszczynali rewolucje czy odmawiali chwalebnej śmierci w obronie Ojczyzny.
Już Jan Zamoyski w akcie założycielskim Akademii w Zamościu głosił „Takie będą rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Wychowanie patriotyczne to zresztą najczęściej spotykany i ciągle aktualny cel pobytu młodych ludzi w szkole. Oczywiście model propagowanego patriotyzmu się zmienia, ale ogólne założenie pozostaje takie samo. Nie jest to jedyny wzorzec, który szkoła stara się wdrukować w umysły młodych ludzi. W zależności od ustroju i okoliczności historycznych, placówki edukacyjne próbują też przekazywać inne wartości – wiarę religijną, postawy obywatelskie, rożne modele życia rodzinnego, komunizm, demokrację, proeuropejskość. Tak robiła sanacja przed wojną, tak robili komuniści po wojnie i tak robiły wszystkie władze w okresie III RP. Z czasem nacisk i zainteresowanie wychowawczą rolą szkoły na szczęście malał, o co zresztą do dziś obie strony politycznej wojny mają pretensje do poprzedników. Tyle, że jedni pomstują z powodu upadku patriotycznego ducha młodzieży, a drudzy ze względu na ich brak zainteresowania obroną liberalnej demokracji. I jedni, i drudzy pokazują jak bardzo oderwani są od realiów.
Wychowawcza rola szkoły nigdy nie była w pełni skuteczna. Gdyby tak było, polska młodzież opuszczającą pruskie czy rosyjskie placówki edukacyjne nie myślałaby o obronie polskości i odzyskaniu niepodległości. Gdyby komunistyczna indoktrynacja przynosiła założone efekty, to nigdy nie powstałaby Solidarność zakładana przecież przez absolwentów PRL-owskich szkół i uczelni. Gdyby wychowanie w szkołach III RP dawało rezultaty, to od pięciu lat ulice polskich miast byłyby pełne młodych ludzi protestujących w obronie sądów, mediów czy praw obywatelskich. A przecież było i jest zupełnie inaczej.
Fiasko prób wychowywania młodych ludzi ma wiele przyczyn. Przede wszystkim to dość naturalna dla tej grupy wiekowej przekora i bunt przeciw narzucanym odgórnie i w sposób przymusowy wzorcom. Nie zawsze objawia się on otwartym protestem. Dominuje rytualizm i konformizm, ale gdy tylko opuszczają oni mury szkoły, okazuje się, że nic z tych pozornie przyswojonych treści nie zostaje. Często wręcz narzucanie określonych wzorców przynosi skutki zupełnie odwrotne od zamierzonych. Zwłaszcza, gdy nauczyciel nie jest traktowany jako moralny autorytet, a to przecież coraz częściej spotykana sytuacja. Na dodatek, szkoła w coraz mniejszym stopniu jest źródłem wiedzy, nie mówiąc już o jej wpływie na postawy i poglądy uczniów. Kiedyś prasa, potem radio i telewizja, a obecnie media społecznościowe, skutecznie zmarginalizowały wychowawczą rolę placówek oświatowych. I nic nie wskazuje na to, że w przyszłości miałoby to się zmienić.
Model wychowawczy, który stara się narzucić obecne kierownictwo resortu edukacji, dość powszechnie uważany jest za anachroniczny. Rzeczywiście trudno we współczesnej Europie znaleźć państwa, które by go realizowały, a ewentualnych wzorców należałoby szukać daleko poza granicami naszego kontynentu. Tyle, że nie na tym polega problem. Takie tradycyjne podejście do życia, a zwłaszcza do roli kobiety w społeczeństwie, niekoniecznie musi się spotkać z powszechnym odrzuceniem. Młodzi ludzie różnią się między sobą. Wbrew przekonaniom feministek nie wszystkie kobiety chcą się realizować w życiu zawodowym, naukowym czy politycznym. Jest całkiem spora liczba przedstawicielek płci pięknej, którym rola żony i matki w pełni odpowiada, a zajmowanie się domem sprawia autentyczną przyjemność. I to nie dlatego, że tak zostały wychowane. Po prostu takie mają cechy charakteru i próba sprostania oczekiwaniom, które stawiają przed nimi radykalne emancypantki, byłaby dla nich życiową katorgą.
Nieszczęście polega na tym, że minister Czarnek i jego ekipa z uporem godnym lepszej sprawy, chcą wykreować jeden obowiązujący model Polaka-katolika. Dawno temu Jarosław Kaczyński twierdził, że najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski prowadzi przez ZChN. Dokładnie to samo można powiedzieć o obecnym ministrze edukacji i nauki. Już obecnie znaczna część młodych ludzi słysząc o kolejnych działaniach ku chwale Boga i Ojczyzny odczuwa odruch wymiotny. Jeżeli Przemysław Czarnek zrealizuje swoje zamierzenia, ma długie lata wzorce patriotyczne i konserwatywny model rodziny będą przedmiotem kpin oraz synonimem obciachu i dziaderstwa. Nadgorliwość najczęściej jest gorsza od przysłowiowego faszyzmu.
Oczywiście druga strona ideologicznego sporu nie jest wcale lepsza. Podobnie jak minister Czarnek, ona też ma swój jedyny słuszny i niepodważalny model wychowania okraszany sloganami o wolności i tolerancji. W praktyce oznacza to wykluczenie wszelkich odmiennych poglądów i postaw najczęściej opatrywanych określeniem faszystowskich, nacjonalistycznych czy fundamentalistycznych. Ideologiczna urawniłowka jest marzeniem wszystkich radykałów, zarówno prawicowych, jak i lewicowych.
Szkoła nie powinna niczego narzucać. Szkoła powinna umożliwić każdemu poznanie samego siebie i znalezienie optymalnego modelu życia, a jedynym ograniczeniem powinna być możliwość wyrządzenia krzywdy innym ludziom. Nauczyciele powinni również pokazywać różne postawy nakłaniając uczniów do przemyśleń i autorefleksji, a nie do całkowicie bezmyślnej akceptacji aktualnie preferowanego wzorca ideowego. Dlatego zamiast zmieniających się wraz z każdą ekipą programów wychowawczych, szkoła powinna nieustannie i niezmiennie pokazywać różne modele życiowej samorealizacji młodych ludzi, a wyboru jednej z nich powinien dokonać już każdy zainteresowany. Tylko tyle i aż tyle.
Karol Winiarski