Praca dla idei
XVII-wieczny francuski pisarz i polityk Francois de La Rochefoucauld jest autorem dość często powtarzanego aforyzmu „Hipokryzja to hołd składany cnocie przez występek”. Swoją myśl sformułował już po okresie aktywności politycznej na dworze „króla Słońce” Ludwika XIV. Zapewne była ona efektem doświadczeń, które wyniósł z Wersalu widząc zachowanie polityków otaczających francuskiego monarchę. Od tych czasów minęło już ponad trzysta lat. Zmienił się świat, zmieniła się gospodarka, zmieniły się systemy ustrojowe. Tylko ludzie się nie zmienili.
Poprzedni Marszałek Senatu Stanisław Karczewski co najmniej dwukrotnie, po raz pierwszy przy strajku lekarzy-rezydentów i kolejny przy proteście nauczycieli, zapewniał, że on „pracował dla idei, pracuje dla idei i będzie pracował dla idei”. Mówił to w sytuacji, gdy z racji pełnionej funkcji pobierał miesięczne wynagrodzenie w wysokości prawie 20 tys. zł i mieszkał w wynajętej przez Kancelarię Senatu willi. Już po wyborach okazało się, że w poprzednich kadencjach, gdy nie stał jeszcze na czele izby wyższej polskiego parlamentu, „dorabiał” sobie na dyżurach w dawnym miejscu zatrudnienia inkasując w ciągu kilku lat dodatkowe 400 tys. zł. Nieszczęśnik tyrał oczywiście na śmieciówkach, ponieważ zatrudniony był już na Wiejskiej, a w tej sytuacji zgodnie z obowiązującymi przepisami nie mógł mieć umowy o pracę. Kilku jego kolegów z obu stron politycznej barykady wolało pozostać senatorami niezawodowymi, ponieważ ich lekarskie wynagrodzenie wielokrotnie przewyższało to, co mogli otrzymać jako uposażenie senatora zawodowego. Żaden z nich jednak nie twierdził, że pracuje dla idei i to w sytuacji, gdy osoby zarabiające od nich wielokrotnie mniej walczyły o podwyższenie swoich zarobków.
Myliłby się jednak ktoś, kto sądziłby, że hipokryzja dotyczy wyłącznie działaczy partii rządzącej i ogranicza się do polityków szczebla krajowego. Nie obca jest ona również lokalnym liderom opozycji, a jeden z bardziej rażących przykładów możemy obserwować w naszym mieście. Gdy w 2018 roku decyzją prezesa Jarosława Kaczyńskiego (formalnie oczywiście samego parlamentu) obniżono pensje posłów i senatorów tnąc przy okazji zarobki wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, mogliśmy z ust Arkadiusza Chęcińskiego usłyszeć, że jemu na pieniądzach nie zależy, ponieważ kocha swoją pracę i gotów byłby pracować nawet za mniejsze wynagrodzenie. Radni sprzeciwili się wówczas obniżeniu jego wynagrodzenia, słusznie uznając, że nie zmienia się reguł gry (także dotyczących wynagrodzenia) w trakcie kadencji. Co innego jednak po nowych wyborach. Każdy kandydat na Prezydenta Miasta wiedział na jakie warunki finansowe się decyduje. I rzeczywiście zaraz na początku nowej kadencji Rada Miasta obniżyła wynagrodzenie Arkadiusza Chęcińskiego zgodnie z obowiązującymi przepisami. Jednak już dwa miesiące później pojawił się wniosek Prezydenta o podwyższenie jego wynagrodzenia do stanu z poprzedniej kadencji (o 1675 zł.). Stało się to już po uchyleniu podobnej uchwały Rady Miejskiej Gliwic przez Wojewodę Śląskiego jako niezgodnej z prawem.
Cudu nie było. Wojewoda Śląski i w tym przypadku unieważnił uchwałę zarzucając „świadome zlekceważenie przez Radę Miejską w Sosnowcu porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej”. Niezłomni radni współczujący tragicznej sytuacji materialnej naszego Prezydenta nie poddali się. Na kwietniowej sesji upoważnili go do złożenia skargi na rozstrzygnięcie nadzorcze Wojewody Śląskiego do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach. Jednak wydany po kilku miesiącach wyrok w pełni podtrzymał decyzję organu nadzorczego. Nie wiem czy nasz zdesperowany Prezydent odwołał się od niego do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jeżeli tak, to powodzenia mu raczej nie wróżę, ponieważ na początku grudnia NSA odrzucił kasację złożoną przez Miasto Gliwice w tej samej sprawie. Szkoda tylko pieniędzy podatników, które władze naszego miasta wydały walcząc o prywatny interes naszego Prezydenta. On sam powetował sobie „straty” wchodząc do Rady Nadzorczej dąbrowskich wodociągów. Taka koleżeńska usługa kolegi z sąsiedniego miasta. Od pewnego czasu to zresztą norma w zagłębiowskich samorządach.
Pod koniec roku okazało się, że miłość Arkadiusza Chęcińskiego do pieniędzy jest większa niż można się było spodziewać. Kontrola Regionalnej Izby Obrachunkowej, która wykazała szereg rażących nieprawidłowości w funkcjonowaniu władz Sosnowca, odkryła również, że zaraz po wyborach nasz skromny i pozbawiony potrzeb finansowych Prezydent zainkasował ponad 14 tys. zł jako ekwiwalent za niewykorzystany urlop wypoczynkowy za rok 2017. Żeby nie być gołosłownym przytaczam fragment wystąpienia pokontrolnego RIO:
„W 2018 r. p. Arkadiusz Chęciński – Prezydent Miasta Sosnowca nie wykorzystał zaległego urlopu wypoczynkowego za 2017 r., co było niezgodne z art. 152 ustawy z dnia 26 czerwca 1974 r. Kodeks pracy (Dz. U. z 2018 r., poz. 108 z późn. zm.). Zgodnie z przywołanymi przepisami, pracownikowi przysługuje prawo do corocznego, nieprzerwanego, płatnego urlopu wypoczynkowego. Pracownik nie może zrzec się prawa do urlopu.
Zgodnie z art. 168 ww. ustawy, urlopu niewykorzystanego w terminie ustalonym zgodnie z planem urlopu, należy pracownikowi udzielić najpóźniej do dnia 30 września następnego roku kalendarzowego.
W 2018 r. p. Grzegorz Frugalski – Sekretarz Miasta wykonujący wobec Prezydenta Miasta Sosnowca czynności z zakresu prawa pracy, wystosował do Prezydenta informację o ilości dni zaległego urlopu wypoczynkowego i zarazem zobowiązał go do wykorzystania urlopu do końca września 2018 r. (pisma z dnia 7 maja 2018 r. oraz 29 sierpnia 2018 r.).
Z uzyskanych wyjaśnień Prezydenta Miasta Sosnowca wynikało, że niemożność wykorzystania zaległego urlopu wynikała z ilości wykonywanych obowiązków, specyfiki pełnionej funkcji, a tym samym szeregu niespodziewanych zdarzeń.
Wobec powyższego, w dniu 22 listopada 2018 r. Prezydentowi Miasta wypłacono ekwiwalent za niewykorzystany urlop wypoczynkowy za 2017 r. w kwocie 14.332,72 zł (za 24 dni i 2 godziny).” (podkr. moje).
Niestety, Pan Prezydent nie wyjaśnił co to za „niespodziewane zdarzenia”, miały miejsce w 2018 roku. Kontrola Regionalnej Izby Obrachunkowej dotyczyła okresu od 1 stycznia 2015, a więc w praktyce obejmowała całą pierwszą kadencję Arkadiusza Chęcińskiego. Ponieważ nie ma informacji o niewykorzystaniu urlopu w poprzednich latach, można przypuszczać, że był to pierwszy tego typu przypadek. Czy dlatego, że w 2018 roku miały miejsce wybory samorządowe i niezależnie od ich wyniku wiadomo było, że nastąpi zakończenie stosunku pracy z wyboru, a tym samym pojawi się możliwość wypłaty ekwiwalentu za ewentualny zaległy urlop? Niestety, termin przypadał już po ustawowym terminie jego wykorzystania (koniec września), co zmusiło Prezydenta do naruszenia obowiązującego prawa. Pokusa okazała się jednak silniejsza.
Arkadiusz Chęciński nie jest oczywiście wyjątkiem. Gdy kilka tygodni przed wyborami samorządowymi Komisja Rewizyjna RM odkryła, że burmistrz Czeladzi Zbigniew Szaleniec przez 40 dni niezgodnie z prawem (nie miał stosownych uprawnień) przewodniczył Radzie Nadzorczej Szpitala Miejskiego w Sosnowcu, ten solennie zapewniał, że niesłusznie pobrane z tego tytułu pieniądze (ponad 5 tys. zł.) zwróci. Już po wyborach okazało się, że nic takiego się nie stało. Jak tłumaczył Pan Burmistrz, zdaniem jego prawników nie ma ku temu podstawy prawnej. Tyle, że oprócz prawa jest jeszcze przyzwoitość i honor. Kiedyś świadczyły o wartości człowieka.
Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński pod koniec swojego życia w okresie rozkwitu pierwszej Solidarności przestrzegał swoich rodaków: „Nic nie pomoże ustrój najwspanialej pomyślany, jeżeli będą go wykonywali ludzie o starych nałogach i złych skłonnościach”. Po upadku systemu komunistycznego wydawało się, że demokratyczna kontrola wykluczy takie osoby ze sceny politycznej. Już jednak po kilku latach okazało się, że ten mechanizm nie działa tak jak powinien, a obecnie widać, że niestety w ogóle przestał funkcjonować. Możemy oczywiście pomstować na polityków, że nie działają dla dobra wspólnego, a jedynie dla własnej korzyści. Pamiętajmy jednak, że w systemie demokratycznym to my ich wybieramy i my za ten wybór ponosimy odpowiedzialność. Charyzmatyczny przywódca polskiego Kościoła w okresie komunizmu (Wyszyński był Prymasem Polski w latach 1949-1981) liczył na to, że skupienie naszego narodu pod skrzydłami religii katolickiej nie tylko uchroni go przed ateistycznymi zakusami narzuconego ustroju, ale także doprowadzi do moralnej odnowy Polaków. Chyba nawet w najczarniejszych snach nie spodziewał się jak wielką poniesie porażkę.
Karol Winiarski