Autopułapka
Manewry Zapad`21 zakończyły się dwa tygodnie temu. Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nie zmienia się od wielu tygodni. Informacje o uchodźcach, którzy dotarli ostatnio do Niemiec przez Polskę pokazują, że system kontroli jest w dalszym ciągu nieszczelny. Jak widać wprowadzenie stanu wyjątkowego na początku września nie przyniosło żadnych z zapowiadanych efektów. A mimo to został on przedłużony na kolejne 60 dni.
Podczas swojej ostatniej wizyty w Polsce ustępująca kanclerz Angela Merkel serdecznie dziękowała Mateuszowi Morawieckiemu za działania podejmowane na granicy polsko-białoruskiej. Nie była to zwykła kurtuazja, ale szczera wdzięczność za ograniczenie napływu migrantów do jej kraju. Wbrew bowiem temu, co twierdzą politycy rządzącego ugrupowania i Konfederacji, próbujący się przedostać z Białorusi do Polski uchodźcy nie zagrażają naszemu krajowi. Polska jest dla nich krajem wyłącznie tranzytowym, a docelowym celem ich podróży są Niemcy. Dlaczego więc wykonujemy za nich czarną robotę? Nawet za rządów PO nie było tak poniżającego podporządkowania działań państwa polskiego realizacji niemieckich interesów.
Jednym z częściej powtarzanych przez rządzących argumentów jest solidarność europejska i wynikająca z niej konieczność skutecznego zabezpieczenia granic UE . W miłość partii rządzącej do europejskiej wspólnoty nikt rozsądny nie uwierzy. Narastający spór o organizację wymiaru sprawiedliwości, kopalnię w Turowie czy uchwały samorządów skierowane przeciw ideologii LGBT pokazują, że z UE, przynajmniej w jej obecnym kształcie, partii Jarosława Kaczyńskiemu nie jest po drodze. Nigdy też pod rządami Prawa i Sprawiedliwości Polska nie wykazywała solidarności z innymi członkami Wspólnoty. Inna sprawa, że trudno tą solidarność dostrzec w działaniach wielu innych państw unijnych. Niemcy, budując Nord Stream II, nie przejmowały się interesami Polski, o nie należącej do UE Ukrainy, nie wspominając. Dlaczego więc mielibyśmy solidarni wobec tych, którzy do żadnej solidarności się nie poczuwają?
Coraz wyraźniej widać, że prezes Jarosław Kaczyński sam wpuścił się w pułapkę, z której nie za bardzo wie jak się wydostać. Wprowadzenie stanu wyjątkowego miało pokazać stanowczość i zdecydowanie władzy w obronie bezpieczeństwa Polaków, a tym samym zgromadzić naród „pod jednym sztandarem”. Cel został w pewnym zakresie osiągnięty – po raz pierwszy od roku sondaże wyraźnie poszły w górę, choć do najlepszych notowań z 2019 roku w dalszym ciągu było daleko. Ale efekt stanu wyjątkowego, podobnie jak zresztą efekt Tuska w przypadku PO, wyraźnie się kończy. Zakończenie stanu wyjątkowego w obecnej sytuacji, mógłby wyresetować wszelkie uzyskane korzyści – wszak migranci dalej napływają. Ale kontynuowanie tej polityki może okazać się jeszcze gorsze. Na granicy zaczęli umierać ludzie. I pojawiły się zdjęcia. Także dzieci.
Nasza cywilizacja zawsze bazowała na obrazkach. Nic tak nie działa na ludzi jak zdjęcie czy film. Dlatego nie wywołuje u nas większego wrażenia informacja statystyczna o 2,5 tys. ofiar wypadków drogowych, ale śmierć np. kilkunastu pasażerów katastrofy kolejowej pokazywanej przez media, długo żyje w społecznej świadomości. Podobnie jest z migrantami. Dlatego też wprowadzono stan wyjątkowy zakazując dostępu do granicy dziennikarzom i zabraniając robić zdjęcia mieszkańcom. Tyle, że nieudolność Straży Granicznej, wojska i policji spowodowała, że niektórym migrantom udaje się przedostać poza obszar stanu wyjątkowego. I dlatego w Michałowie grupa kilkunastu osób, wśród których były również kobiety i dzieci, została sfotografowana przez działaczy organizacji pozarządowych. Na dodatek jakiś „geniusz” nakazał ich odwieź do granicy i wypchnąć na Białoruś. W czasach PRL-u oficerowie milicji i wojska byli przedmiotem niezliczonej ilości żartów wykpiwających ich umysłowe ograniczenia. Jak widać, niewiele się od tego czasu zmieniło.
Zdjęcie małej syryjskiej dziewczynki z pluszową małpką – podarowaną jej zresztą przez policjanta lub pogranicznika – stało się symbolem bezduszności obecnej władzy, która przecież cały czas epatuje swoim przywiązaniem do chrześcijaństwa i walką o dobre imię narodu polskiego. Widok krzywdzonego dziecka ma ogromną siłę polityczną. Zdecydowanie większą niż fotografie prezentowane przez Mariusza Kamińskiego (klasyczny przykład konsekwencji długotrwałego, nadmiernego spożywania alkoholu), które przejdą do historii obciachu. Jeżeli perwersyjne zdjęcia w telefonie mają świadczyć o skłonnościach seksualnych jego posiadacza, to obawiam się, że znaczną część polskiej młodzieży należałoby uznać za zoofilii, gerontofilii i sadomasochistów. Trudno też uwierzyć, że terroryści planujący zamachy w naszym kraju, trzymają w swoich telefonach obciążające ich dowody. A jeśli nawet przyjąć, że wśród migrantów są takie osoby, to dlaczego większość z nich bez sprawdzenia wypychana jest poza granice Polski? Wiadomo przecież, że będą próbowali znowu przedostać się przez granicę i za którymś razem może im się to udać. A wtedy w naszym kraju zamiast terrorysty w więzieniu będziemy mieli terrorystę na wolności. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Widok zmarzniętych i przestraszonych dzieci oraz powtarzające się informacje o osobach zmarłych z wycieńczenia czy zimna, to także problem dla części opozycji i polityków Unii Europejskiej. Narracja Donalda Tuska niewiele do tej pory różniła się od tego, co mówili politycy PiS-u, podobnie jak cyniczne stanowisko eurokratów świadczące o ich niebywałej hipokryzji. Informacje przedostające się do opinii publicznej mogą jednak wywołać reakcje i zmusić ich w końcu do zmiany stanowiska. Szymon Hołownia już zapowiedział, że nie będzie się oglądał na sondaże, chociaż jego reakcja (w tym wspomnienie o konieczności zabezpieczenia granicy) wyraźnie pokazują, że bierze pod uwagę zmianę nastawienia przynajmniej części polskiego społeczeństwa. Coraz trudniej będzie też polskiego rządowi wyjaśniać dlaczego nie chce poprosić o pomoc FRONTEX-u (daleko szukać go nie musi – to jedyna instytucja unijna mająca siedzibę w Warszawie), skoro widać, że kompletnie sobie nie radzi z sytuacją.
Pozostaje jeszcze pytanie o sposób rozwiązania kryzysu. Gdyby od samego początku postępowano zgodnie z prawem międzynarodowym umieszczając migrantów w obozach dla uchodźców w celu zweryfikowania ich tożsamości oraz okoliczności opuszczenia rodzinnego kraju, a następnie odsyłano tych, którzy nie spełniają kryteriów uznania za uchodźcę, Łukaszenka prawdopodobnie odpuściłby. Jego celem jest przecież zdestabilizowanie sytuacji u swoich sąsiadów i zmuszenie UE do zniesienia sankcji nałożonych na Białoruś. Brak histerycznej reakcji oznaczałby fiasko tych planów. Stało się jednak inaczej i białoruski dyktator właśnie jest bliski osiągnięcia założonego celu. A wtedy kompromitacja UE w oczach walczących o wolność Białorusinów pogrzebałaby ostatecznie, i tak coraz mniejszy, autorytet tej organizacji. Czyż można sobie wyobrazić lepszą informację dla Władimira Putina?
Karol Winiarski