Bogata Czeladź?
Powyższe motto nieco zmodyfikował Stefan Oleszczuk, legendarny już burmistrz Kamienia Pomorskiego, który jest zwolennikiem hasła, by „gmina była bogata bogactwem obywateli, a nie budżetu”. Niestety, przeciwnego zdania jest aktualnie rządzący burmistrz Czeladzi.
Otóż burmistrz Zbigniew Szaleniec cieszy się na Facebooku, że w przeliczeniu na mieszkańca Czeladź z roku na rok ma coraz bardziej rozdęty budżet (choć ten wzrost wynika po części także z 500 plus). Niestety to, że coraz więcej płaci się podatków, nie oznacza, że ludzie są bogatsi. Wręcz przeciwnie. Im więcej zabierze się mieszkańcom, tym mniej im zostanie w kieszeniach. Tymczasem władze powinny się chwalić tym, że ZMNIEJSZYŁY swój budżet, a nie zwiększyły! Bo wtedy ludziom więcej by zostało. No ale jak to w socjalizmie – nieważne czy lokalnym, krajowym czy unijnym – także w Czeladzi wszystko jest wywrócone do góry nogami.
Nie działa tu także często podnoszony argument o samorządowych inwestycjach, często współfinansowanych z pieniędzy unijnych podatników. Po pierwsze, prawdziwe inwestycje, które przynoszą rzeczywiste miejsca pracy nie biorą się z podatków. Tzw. „inwestycje” samorządowe w większości przypadków nie są żadnymi inwestycjami, bo nigdy nie przynoszą zysków, a trzeba do nich dopłacać z budżetu. Po drugie, jeśli państwo czy gmina ma mniej pieniędzy, to oznacza, że więcej zostało w kieszeniach ludzi.
Władze NIE MAJĄ własnych pieniędzy. Wszystko co mają, komuś wcześniej zabrały lub się zadłużyły, co na jedno wychodzi, bo te kredyty trzeba będzie spłacić. Po trzecie, tylko naiwniak może liczyć, że coś dostanie za podatki. Zgodnie z polskim prawem jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Podatki są daniną nieodwzajemnioną. Można liczyć co najwyżej na nepotyzm i korupcję, co jest często związane z wydatkami pieniędzy pochodzących z podatków. Dlatego samorządy powinny się SAMOOGRANICZAĆ (mało wydawać na tzw. inwestycje, które inwestycjami nie są, bo od inwestycji jest sektor prywatny, redukować liczbę urzędników), by nie być ciężarem dla mieszkańców. Dobrym przykładem na to, że władza nie powinna zajmować się inwestycjami, jest choćby realizacja ul. Gdańskiej.
Większość komentujących facebookowe wpisy burmistrza gorąco go popiera we wzrastających wydatkach i nowych gminnych „inwestycjach”. Ciekawe czy będą nadal się tak cieszyć, jak rada miejska znowu podniesie im cenę za wodę i odprowadzanie ścieków czy odbiór odpadów? W tym miejscu warto przypomnieć jeszcze jedną trafną sentencję, tym razem Jeana Baptiste Saya, francuskiego naukowca i ekonomisty, który powiedział, że „najlepszym ze wszystkich planów finansowych [państwa] jest ograniczenie wydatków, a najlepszy ze wszystkich podatków jest podatek najniższy”. A dlaczego? Wyjaśnia to Margaret Thatcher, premier Wielkiej Brytanii: „Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy”. Obie sentencje jak najbardziej stosuje się również do władz samorządowych.
Tomasz Cukiernik