Twarde lądowanie
Po długim oczekiwaniu Prezydent Andrzej Duda ogłosił, a w zasadzie potwierdził podaną kilka tygodni temu przez premiera Morawieckiego, datę wyborów parlamentarnych. 13 października to najwcześniejszy z przewidzianych przez Konstytucję terminów elekcji. Nikt nawet nie ukrywał, że decyzja Prezydenta jest korzystna z punktu widzenia partii rządzącej, która jest zdecydowanym faworytem jesiennych wyborów. Ale w historii europejskiej demokracji już niejednokrotnie takie planowanie obracało się przeciw jego pomysłodawcom.
Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że jedyną niewiadomą będzie wysokość zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości – czy pozwoli ona jedynie na samodzielne tworzenie rządu, czy też da również możliwość na odrzucanie prezydenckiego veta (3/5 głosujących posłów), a może nawet na uzyskanie większości konstytucyjnej (2/3 w Sejmie i ponad połowa w Senacie). To przekonanie uległo zachwianiu po ujawnieniu zamiłowania do powietrznych podróży Marka Kuchcińskiego.
Sprawa byłego już Marszałka Sejmu została fatalnie rozegrana przez Jarosława Kaczyńskiego. Przez pierwsze dni problem lekceważono. Dopiero, gdy kolejne oświadczenia Centrum Informacyjnego Sejmu i samego Marszałka okazały się daleko odbiegać od prawdy, a pasażerami podniebnych lotów okazali się nie tylko członkowie rodziny Marszałka Kuchcińskiego, ale też inni politycy partii rządzącej, doszło do zmiany stanowiska. Ale i wtedy sposób zarządzania kryzysem daleki był od podręcznikowych wzorców. Jarosław Kaczyński nie zdecydował się spektakularne wyrzucenie Kuchcińskiego i pozbawienie go miejsca na liście wyborczej. Kuriozalna konferencja prasowa bez możliwości zadawania pytań, w czasie której nie kryjący swojej irytacji na suwerena prezes, ogłaszając dymisję Kuchcińskiego, wyraził trudno ukrywane zdziwienie, że takiej decyzji oczekują wyborcy, nie przysporzy rządzącej partii zwolenników. Marek Kuchciński zachował pierwsze miejsce w okręgu krośnieńskim, a długotrwale i burzliwe oklaski na sali sejmowej posłów Prawa i Sprawiedliwości żegnające ustępującego Marszałka pokazują, że jego praktyki nie zasługują zdaniem rządzącej partii na potępienie. Udowadnianie, w czym oczywiście przodowała telewizja publiczna, że za poprzedników było tak samo, nawet jeżeli w znacznym stopniu prawdziwe, jest dość żenujące. Przecież pod rządami Prawa i Sprawiedliwości miało być zupełnie inaczej.
Z punktu widzenia stanu finansów publicznych koszty podróży byłego marszałka nie mają większego znaczenia – 4 mln zł. to mniej niż promil naszego budżetu. Nie znaczy to oczywiście, że nie można je było wydać na wiele innych, ważniejszych celów. Można jednak wskazać wiele innych przypadków, gdy o wiele większe publiczne środki są wydatkowane w sposób co najmniej wątpliwy. Wystarczy wspomnieć nie tak dawno podpisaną umowę na modernizację liczących sobie już kilkadziesiąt lat i wyprodukowanych na licencji radzieckiej czołgów T-72, która będzie nas kosztowała prawie dwa miliardy zł., a które w razie wojny będą po prostu jeżdżącymi trumnami. Sprawa Marszałka Kuchcińskiego nie jest też szczególnie bulwersująca z punktu widzenia obowiązującego prawa. Złamanie instrukcji HEAD, która nie przewiduje przewożenia samolotem rodziny i partyjnych kolegów, o ile nie są członkami oficjalnych delegacji, ma o wiele mniejsze znaczenie w porównaniu z odmową przez niego wykonania prawomocnego wyroku NSA w sprawie podpisów pod kandydaturami sędziów do nowej Krajowej Rady Sądownictwa. Można też się spodziewać, że po kilku tygodniach (o ile nie wyjdą na jaw podobne nadużycia innych czołowych polityków PiS-u) sytuacja zostanie zapomniana, tak jak wiele innych podobnych wydarzeń. W rzeczywistości sprawa jest jednak poważniejsza.
Po pierwsze pokazuje, że Jarosław Kaczyński ma albo ograniczoną wiedzę o tym co robią jego najbliżsi współpracownicy, albo wbrew szumnym zapowiedziom toleruje podobne sytuacje dopóki nie wyjdą na światło dzienne. Utrata kontroli nad systemem władzy, który się stworzyło jest zresztą typową cechą mniej lub bardziej autokratycznych przywódców, w których pozornie wszystko zależy od woli lidera, ale w praktyce wiele rzeczy dzieje się poza jego wiedzą i wolą. Im starszy przywódca, im dłużej partia sprawuje władzę, tym większe oderwanie lidera od rzeczywistości i tym większa bezkarność jego otoczenia.
Po drugie, po raz kolejny okazuje się, że żadna partia nie jest wolna od pokus związanych ze sprawowaniem władzy. Dotykało to ugrupowań będących obecnie w opozycji, widać to obecnie w przypadku PiS-u. Nie inaczej jest w terenie, a administracja rządowa niewiele się różni od jej samorządowej odpowiedniczki. Słabość lokalnych mediów i opozycyjnych polityków powoduje, że takie przypadki są mniej znane i nie wywołują publicznej dyskusji. A przecież wystarczy zobaczyć ile nowych stanowisk kierowniczych powstało w jednostkach organizacyjnych gmin, powiatów i województw w ostatnich latach. Jak bardzo rozrosły się urzędy poszczególnych jednostek samorządu terytorialnego i terenowych organów administracji rządowej. Ile spółek komunalnych (z wieloosobowymi radami nadzorczymi) powstało tylko po to, żeby koleżanki i koledzy mieli wygodne posadki lub dodatkowe dochody. Warto prześledzić losy zwalnianych przez nową władzę urzędników urzędów marszałkowskich, którzy najczęściej „znaleźli” zatrudnienie w gminach i powiatach rządzonych przez ich partyjnych kolegów (w Krakowie doszło nawet do przypadku utworzenia nowej spółki, której prezesem został zwolniony właśnie prezes spółki marszałkowskiej). To są realne pieniądze, które zasilają prywatne konta – w tym przypadku osób związanych z Platformą Obywatelską, a mogłyby wspomagać realizację publicznych celów w zakresie zdrowia, edukacji czy ochrony środowiska.
Czy władza zawsze przyciąga niemoralne jednostki? A może to jej mechanizmy powodują degenerację uczciwych ludzi? I jedno i drugie stwierdzenie jest po części prawdziwe. Ale trudno w taki sposób wytłumaczyć skalę tego zjawiska. Przecież nie tylko w polityce spotykamy się z zachowaniami, które są sprzeczne z podstawowymi zasadami społecznej moralności. Być może w sondażach większość osób potępia takie postępowania, ale gdy nadarza się okazja, to niewielu potrafi nie skorzystać z nadarzającej się okazji, znajdując przy tym szereg „przekonujących” usprawiedliwień. Takie mamy wykształcone przez lata komunizmu, zaborów, ale również feudalno-pańszczyźnianej rzeczywistości, wzorce kulturowe, które przekazywane z pokolenia na pokolenia są niesłychanie trwałe i trudne do zmiany. I raczej nic nie wskazuje, że polskie społeczeństwo zmierza w pożądanym kierunku.
Prawo i Sprawiedliwość zapewne wygra nadchodzące wybory, chociażby dlatego, że opozycji wcale nie zależy na zwycięstwie, a cele poszczególnych ugrupowań nie zakładają przejęcia władzy. Jednak sprawa Kuchcińskiego spowoduje zapewne, że o większości konstytucyjnej Jarosław Kaczyński może jedynie pomarzyć. Wątpliwe też jest uzyskanie większości koniecznej do przełamania prezydenckiego veta, co oznacza, że do sprawnego rządzenia konieczna będzie reelekcja Andrzeja Dudy. W życiu jednak nic nie może wiecznie trwać, a za kilka lat będą przecież kolejne wybory.
Karol Winiarski