Czas i przestrzeń
Czas ma charakter względny. Na przykład taka Rewolucja Październikowa naprawdę odbyła się w listopadzie, a Październikowe Święto Piwa (Oktoberfest) już od 1871 r organizowane jest we wrześniu.
Z przestrzenią jest podobnie. Każdy ma swoją. No, może poza mieszkańcami ulicy Małachowskiego. Ci od pół roku dzielą ją z radosnym homo ludens płci obojga, zaś w najbliższą sobotnią noc oddadzą ją we władanie miłośnikom litrowych kufli i Münchner Weißwurst’ów.
Dysonans poznawczy pogłębia niejasność topograficzna, związana z nazwą ulicy. Bo i tu sprawa nie jest oczywista. Formalnie jej patronem wciąż jest Stanisław Małachowski – współtwórca Konstytucji 3 Maja. Od pewnego czasu jednak w przekazie publicznym jest nim bliżej nieznany, niejaki Małach. Sądząc z plakatu, który pojawił się w mieście, rzeczony Małach to jakiś pajac w peruce, z niewiadomych powodów udekorowany Orderem Orła Białego i Orderem św. Stanisława, dzierżący w rękach kufle pieniącego się piwa. Po raz pierwszy objawił się podczas Święta Ulicy, gdy ku uciesze dzieciarni snuł się między kawiarnianymi stolikami. Ręce wtedy miał puste. Być może dopiero zbierał na piwo, które teraz będzie serwował.
Zatem czas, przestrzeń i historia mają charakter względny. Mieszkańcy Małachowskiego czyli Małacha pytani o ten paradoks, potwierdzają jego prawdziwość. Im czas płynie zupełnie inaczej niż imprezującym pod oknami do bladego świtu mieszkańcom pozostałych ulic. Zaś przestrzeń zajęta przez kawiarniane ogródki w weekendowe noce miesza się z przestrzenią ich mieszkań. Są to jednak na ogół ludzie starsi, których czas już dawno przeminął, więc obszar wyznaczany czterema ścianami powinien im całkowicie wystarczyć. Jeśli chcą się poskarżyć, to pisać mogą na Berdyczów. Sosnowiecki ratusz zadekretował, że są to po prostu malkontenci. Skoro nie chcą zaakceptować światowego i młodzieżowego stylu życia władz miejskich, powinni wyprowadzić się lub zamilknąć. Wszak frekwencja w ogródkach w ciepłe piątkowe i sobotnie noce dowodzi, że pomysł „Imprezowni na Małacha” chwycił w stu procentach. Koncerty artystów profesjonalnych i amatorów (najczęściej mocniejszych trunków) ubarwiają szare dotąd życie nocne stołecznego bądź co bądź Sosnowca. Zresztą, podobno Pan Prezydent niczym Harun ar Rashid osobiście wizytował mieszkanie przy tej ulicy i nigdy nie słyszano, by narzekał na hałasy…
Sobotnią imprezę reklamuje zamieszczony w Internecie wesoły filmik. Na ekranie pojawiają się przedstawiciele sosnowieckich środowisk kulturalnych w kapeluszach niby z Hogwartu oraz osobiście Pan Prezydent z gołą głową (kto raz nosił na skroniach koronę, byle czapki nie założy). Złośliwi twierdzą, że kapelusz spadł z prezydenckiej głowy z wrażenia, gdy ten dowiedział się, że wśród występujących będą dyrektorzy muzeum i teatru – instytucji, znanych mu jedynie ze słyszenia. Jest to jednak ohydna potwarz. Są świadkowie, że w obu przybytkach kultury bywał nie raz. Może nawet dwa razy. Jest w filmie i wypowiedź restauratorki z ulicy Małachowskiego, choć w tym przypadku realizatorzy zapomnieli umieścić informacji, że „Audycja zawiera lokowanie produktu” . Tak czy owak ta bezpretensjonalna produkcja filmowa została oceniona bardzo wysoko. Przez wszystkich oprócz sfrustrowanych sierot po SOSN-arcie, które ubzdurały sobie, że o wydarzeniach kulturalno-społecznych powinno się pisać nie tylko zapowiedzi, ale i recenzje (nie daj Boże krytyczne).
Publikatory obiecują świetną zabawę w estetyce i duchu bawarskim. Będą regionalne stroje, beczki i rozłożona na ziemi słoma (ciekawe, czy organizatorzy wiedzą, skąd wziął się taki zwyczaj u wielce pragmatycznych Niemców?), rżnięcie piłą i siłowanie na ręce (o ile nie zostaną one obcięte podczas piłowania). Niestety istnieje obawa, że zamiast piersiastych kelnerek z blond warkoczami kufle roznosić będzie wspomniany wyżej anemiczny pajac w stroju marszałka Małachowskiego. Jest i rodzimy akcent. Zamiast (oprócz) bawarskich rytmów na zaimprowizowanej scenie wystąpi zespół w stylu folk – jak podaje gazeta.pl „elektroniczny dubstep w góralskim klimacie” (cokolwiek to oznacza). Będzie on zapewne świetnym supportem przed zasadniczym koncertem jodłowania w wykonaniu uczestników imprezy rozgrzanych piwem i wyjątkową atmosferą tego czasu i przestrzeni. Do białego rana – jak obiecał Pan Prezydent. A on wie, co mówi, bo nieraz udowodnił, że bawić się umie nie gorzej niż rządzić. Jednym słowem – oj, będzie zabawa, będzie się działo! Szkoda tylko, że nie w namiotach wzorem niemieckim rozstawionych w parku (np. przy Górce Środulskiej albo obok Muzeum), ale w samym środku zwartej zabudowy śródmieścia. Tyle, że w parkach żaden radny nie prowadzi interesu. Na razie.
17 września o 17.00 Ojciec Miasta dokona zapewne tradycyjnego odszpuntowania pierwszej beczki, krzycząc „O,zapft is!” (na ostatnim meczu „Zagłębia” dowiódł, że głos i temperament ma niczym senator Kogut) a mieszkańcy ulicy Małachowskiego zaszpuntują sobie uszy. Należą im się jednak słowa pociechy. Nie martwcie się! To już jedna z ostatnich całonocnych imprez pod Waszymi oknami! Nadchodzi czas Zwycięstwa. Wkrótce wróci tam buczące lodowisko oraz koncert sylwestrowy.
Bowiem w Sosnowcu przestrzeń (śródmiejska) i czas (aktualnych rozrywkowych rządów) wbrew teorii Einsteina mają charakter bez-względny.
Janusz Szewczyk