Czy artyście wolno więcej? – dyskusja w Teatrze Zagłębia z „Klątwą” w tle
W poniedziałek w Teatrze Zagłębia odbyło się pierwsze z zapowiadanego cyklu otwartych dyskusji i warsztatów pt. „Teatr jest spotkaniem”. Prowadzącym był Michał Centkowski – recenzent Tygodnika Newsweek, a jego gośćmi: dr Aneta Głowacka – teatrolożka i krytyczka teatralna (miesięcznik „Teatr”, kwartalnik „Opcje”), Aneta Groszyńska – reżyserka teatralna, kierowniczka artystyczna Teatru Zagłębia, Łukasz Chmielniak – adwokat, kancelaria Chmielniak Adwokaci, Paweł Świątek – reżyser teatralny.
Na początek prowadzący postawił pytanie, czy artyście wolno więcej? W materii prawnej tego zagadnienia wątpliwości starał się rozwiać mecenas Łukasz Chmielniak. Konstatacja z dość długiej wypowiedzi mecenasa jest mniej więcej taka, że nie można a priori z perspektywy prawa założyć, że artyście wolno więcej. W sytuacji gdzie następuje zderzenie gwarantowanych prawem wolności twórczej z innymi wolnościami, kwestie te należy rozstrzygać w odniesieniu do konkretnego przypadku w którym trzeba określić najpierw czyje uczucia zostały obrażone, w jakiej dostępnej przestrzeni i czy ta przestrzeń została przez twórcę skutecznie ograniczona czy nie np. zakazem publikacji całości lub fragmentów w mediach, zapowiedzi rodzaju treści jakie będą prezentowane itd. Tak więc wyważenie określonych wolności i rozstrzygniecie, które z nich w danej sytuacji są ważniejsze nie jest proste. Oczywiście czym innym jest prezentowanie treści dla zamkniętej grupy i w pewnym sensie wyselekcjonowanej, (fani jakiegoś artysty na spotkaniu czy koncercie – np. casus Nergala) a czym innym w ogólnodostępnym programie telewizyjnym.
Natomiast w kwestii wolności w sensie poszukiwań twórczych przez artystę, przekraczania przyzwyczajeń, a nawet oczekiwań, zapanował konsensus co do tego, że artyście wolno więcej. Tym bardziej, że jak podnoszono w dyskusji, zakupienie biletu do teatru jest swoistym kontraktem miedzy twórcą a widzem i widz niejako z góry się godzi na odbiór określonych treści. Tymczasem nie do końca naszym zdaniem tak jest, bowiem widz szczegółów przedstawienia nie zna i zazwyczaj ma tylko ogólne pojęcie co do tego, czego sztuka dotyczy i może być zaskoczony, a nawet wstrząśnięty np. mordowaniem zwierząt podczas spektaklu (tytułów spektakli podczas których ma to miejsce celowo nie wymieniamy).
Już po zakończeniu części oficjalnej mniejsza grupa osób kontynuowała rozmowę. Niejaki kłopot mieli zaproszeni goście z niektórymi pytaniami ze strony tych najwytrwalszych, którzy pozostali na scenie. Zapytano m.in. czy w Polsce odwaga twórców zbytnio nie „potaniała”, w kontekście tego z kogo się wyśmiewają i z kogo kpią niektórzy twórcy i czy zdobyliby się na wystawienie podobnej sztuki jak „Klątwa” w której postać papieża zastąpiłaby postać Mahometa, a symbol flagi Watykanu zamieniono by na symbol flagi Izraela lub inny np. święty dla Muzułmanów. Kolejne pytanie dotyczyło tego, czy przypadkiem nie jest trochę tak, że po „skandalizowanie” najczęściej sięgają ci, którzy nie potrafią w inny wyraźny sposób „zaistnieć”. Naszym zdaniem naprawdę dobra sztuka obroni się sama, bez potrzeby sięgania po „marketing skandalu”. Dowodem tego był znakomity spektakl Teatru Zagłębia „Koń, kobieta i kanarek” który podejmował również kontrowersyjny i trudny temat aborcji, a odniósł niekwestionowany sukces oraz był prezentowany w TVP Kultura i żadnych protestów nie wywołał. Warto może byłoby zastanowić się również nad tym, czy takie spektakle jak „Klątwa” nie dostarczają dodatkowej motywacji fanatykom jednej i drugiej strony w i tak mocno spolaryzowanym społeczeństwie. Nie chodzi tu o jakieś administracyjne zakazy czy cenzurę, ale raczej o samoograniczenie twórców i artystów w doborze środków artystycznego wyrazu. Jednak szanse na to są marne, gdyż parcie na szkło niektórych jest przemożne i nawet ogromny przerost formy nad treścią im nie przeszkadza – podobnie jak w przypadku dużej części polityków.
Odpowiedź na kluczowe pytanie, czy istnieją granice dla swobody artystycznej wypowiedzi jaka wyłoniła się z dyskusji jest taka, że takich granic nie ma i trudno byłoby je w ogóle zdefiniować.
Naszym zdaniem pomysł spotkań takich, jak to w poniedziałkowy wieczór w Teatrze Zagłębia jest pomysłem znakomitym. Organizatorom moglibyśmy tylko doradzić, by dobór gości na kolejne spotkanie był bardziej reprezentatywny. Momentami debata wyglądała jak spotkanie towarzystwa wzajemnej adoracji. Dominacja środowiska o mocno liberalnych poglądach na sztukę, była przytłaczająca. Może warto byłoby także zaprosić na kolejne spotkanie kogoś równie kompetentnego ze środowisk bardziej konserwatywnych. Wówczas dla odbiorców przekaz będzie miał znamiona bardziej obiektywnego i z pewnością będzie jeszcze ciekawiej.