Demokracja u podstaw
Tytuł niniejszego felietonu nie jest dobrany przypadkowo. Trafnie należy doszukiwać się w nim odniesienia do pozytywistycznego hasła. Zabieg ten pozostaje uzasadniony nadto tym chociażby faktem, że poświęcony jest on pewnej inicjatywie obywatelskiej, która w oficjalnym zamyśle miała dać Mieszkańcom Środuli nowe narzędzie w kształtowaniu swej codzienności. Ideał ten, godny sztandarów, przyświecał z pewnością Doktorowi Judymowi, którego jeden z trzech Protoplastów spoczywa właśnie na Środuli-Zuzannie.
Demokracja stanowi jedną z emanacji Wolności. Warto pamiętać o tym fakcie w kontekście Rocznic: odzyskania Niepodległości, zdobycia Monte Cassino, częściowo wolnych Wyborów. Trzy ostatnie dziesięciolecia były polem doniosłych przemian życia społeczno-politycznego, czego owocem jest chociażby reforma samorządowa. Na co pozwala analiza wyników wyborów lokalnych, skonfrontowana z organizowanymi do Parlamentu chociażby, można pokusić się o pozytywną ocenę tych zmian. Nie budzi to zaskoczenia, bowiem to właśnie mieszkańcy konkretnych miejscowości najlepiej znają swoje problemy i wiedzą, jak je zażegnywać.
W przypadku dużych miast w Polsce, a Stolicy w szczególności, Ustawodawca przyzwolił na tworzenie jednostek pomocniczych gmin. Abstrahując od Warszawy, której ustrój reguluje odrębna ustawa, włodarze mogą zdecydować o utworzeniu takich ciał, mających charakter konsultacyjny. Rady dzielnic powoływane są również w celu pośrednictwa pomiędzy społecznościami lokalnymi i urzędami centralnymi, nierzadko przejmując wybrane ich kompetencje. Idea decentralizacji samorządności nie ominęła Sosnowca.
Według prowadzonego przez Główny Urząd Statystyczny rejestru terytorialnego, Gmina Sosnowiec podzielona jest na trzydzieści integralnych Jednostek. Bardzo często ich granice pozostają zgodne pod względem administracyjnym i historycznym. Liczba ustalonych Rad nie jest jednakże tożsama z podziałem centralnym. Warto zastanowić się nad tym, pozornie niewiele znaczącym, faktem.
Przede wszystkim, co jedynie chwilowo gasi pragnienie poznania pewnych mechanizmów, należy zauważyć, iż Sosnowiec jest Miastem o średniej wielkości. Nie bez znaczenia pozostaje również okoliczność stopniowej depopulacji Gminy. Można przeto zastanowić się nad celowością mnożenia ponad miarę aparatu urzędniczego, nawet za cenę rozwoju postaw obywatelskich oraz prospołecznych wśród Mieszkańców. Cena ta nie jest bardzo wysoka, zważywszy chociażby na fakt pełnienia mandatów przez Radnych Dzielnic Sosnowca społecznie. W dyskusji tej jednakże koszt jest kluczowy. Koszt rozumiany w kategoriach politycznych.
Będąc dalekim od otwartego i nieskrępowanego wynoszenia mej osoby na piedestał, pozwolę sobie na bardzo skrótowe przytoczenie kilku faktów, ograniczając pole dla subiektywnych komentarzy. Nie czuję się jednakże zwolniony z konieczności pomijania nazwisk Osób, które były zaangażowane w utworzenie Jednostki Pomocniczej Gminy na Środuli i Konstantynowie. Skoro fakty te nie pozostają tajemnicą dla pewnej części Mieszkańców Miasta, tym bardziej nie mam powodu do unikania nazywania pewnych zjawisk, oraz ich Autorów, wprost.
Pewien mój Szanowny Rówieśnik, na przełomie otwierających stulecie dekad, był uprzejmy zwrócić się do mnie z pytaniem o wsparcie w realizacji, jak na Środulę, pionierskiego przedsięwzięcia. W Sosnowcu bowiem na palcach jednej dłoni można było wówczas policzyć ustanowione Jednostki Pomocnicze, jak i zalążki inicjatyw Mieszkańców. Z naszych rozmów bardzo szybko przekonałem się, iż będę drugą osobą ze Środuli, po mym Rozmówcy, która byłaby odpowiedzialna za przekonanie Mieszkańców Dzielnicy do naszego pomysłu. Rozmówcą tym był Paweł Wojtusiak.
Pamiętam, że rzeczony okres był dla mnie przełomowy. Nie ukrywam, iż zmagałem się z poważnymi problemami natury osobistej. Ich pokonywanie przychodziło mi, paradoksalnie, łatwiej w konfrontacji z planowaniem swej zawodowej przyszłości. Chociaż, ujmując rzecz eufemistycznie, nie narzekałem na nadmiar wolnego czasu, bez chwili zwątpienia przystałem na propozycje Pawła. Czułem niekłamane poczucie nadchodzących dla Dzielnicy zmian. Zmian tak materialnych, jak też mentalnych. Wygląd Środuli nie pozostawał dla mnie bez znaczenia; jako dwudziestokilkulatek przywykłem do omijania dziur w chodnikach, które stanowiły pułapki już przed piętnastoma laty. Drugim powodem, tym istotniejszym zdecydowanie, była postawa Mieszkańców względem bieżących i przeszłych spraw Środuli. Problem alienacji jest tym bardziej
widoczny w przypadku Dzielnic gęsto zaludnionych.
Szybko niestety entuzjazm począł ustępować rozczarowaniom. Nie zahamowało tego sygnalizowanie mej postawy. Pozostawałem bowiem wierny swej deklaracji, jaką było powstrzymywanie się od czystej działalności politycznej w skali Miasta. Jak pokazał czas, pewne okoliczności zmusiły mnie do rozszerzenia owego przyrzeczenia na aktywność w tworzonej Radzie Dzielnicy. Przeprowadzka ze Środuli, pociągająca za sobą konieczność korekty meldunku, stanowiła czerwone światło w procesie ubiegania się o mandat. Jak pokazał rozwój wypadków, nawet tak ważki argument nie był w stanie ostudzić ambicji Kolegi z, nieistniejącego już,
Gimnazjum.
Wychowano mnie w szacunku do Wiedzy i Nauki. Ponieważ na swej drodze miałem zaszczyt poznać wielu wspaniałych Ludzi, których wskazówki pozwoliły mi dokonywać trafnych wyborów, poczułem wewnętrzny przymus oddania Miastu przynajmniej w części tego, co otrzymałem darmo. Taką okazją było właśnie tworzenie środowiska, skupionego wokół Rady Dzielnicy. Największą trudnością tamtego okresu był brak własnego kąta. Pomocnej dłoni nie zawahał się wyciągnąć Pan Aleksander Sudara, kierujący wówczas jednym spośród czterech Klubów Anonimowych Alkoholików w Sosnowcu. Placówka owa, która z okien przy ulicy Juliusza Słowackiego towarzyszyła mi przez wiele dobrych lat, stała się pośrednio narzędziem do odwdzięczenia się Nauczycielom za niebagatelny wkład w me ukształtowanie. Praktycznie natychmiast, ku aprobacie Pana Sudary oraz Pawła, zainicjowaliśmy punkt pomocy w nauce dla najmłodszych Mieszkańców, wywodzących się z domów dysfunkcyjnych. Pomocy nieodpłatnej, formalnie tylko ograniczonej do Środuli i Konstantynowa. Zainteresowanie, niestety, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Do naszych drzwi pukali Mieszkańcy Maczek, Milowic, Jęzora i Zagórza. Nikt nigdy nie spotkał się z odmową pomocy.
Idyllę tę bardzo szybko zniekształcił jednak Kolega Wojtusiak, czego dowodem były chociażby specyficznie zredagowane komunikaty na plakatach, zachęcające Mieszkańców do odwiedzenia Klubu; wynikała z nich wprost interesowność Głównego Inicjatora. W tym miejscu godnym pozostaje wspomnienie Osoby Kolegi Artura Żaka, którego niekoniecznie bezinteresowne zachowanie wpisze się na zawsze w karty najnowszej Historii Środuli. Otóż wspomniany Jegomość nie miał żadnych oporów, by pomysł pomocy edukacyjnej na rzecz najsłabszych wykorzystać jako oręż promocyjny, co niechybnie stanowić miało argument w zbliżających się wyborach do Rady Miasta. Działania te były policzone na szeroką skalę, gdyż na łamach jednego z lokalnych periodyków Kolega Żak polecał Mieszkańcom zajęcia edukacyjne, jednoznacznie sobie przypisując ich zainicjowanie oraz realizację. Realizację we własnym mieszkaniu, poza Klubem…
Wszystkie te wydarzenia były tłem dla pewnych zagrań towarzysko-politycznych. Podobnie jak ludzie zachowują się odmiennie w stanie zagrożenia, tak i niemały wpływ na postawy wywiera pozycja liderów. Liderów nawet lokalnych, jeszcze domniemanych lub przynajmniej samozwańczych. Karuzelę twarzy opuścił Kolega Michał Wolny, z Osobą Pawła Wojtusiaka związany od czasów studenckich. Co rusz pokazywały się, kierowane słomianym zapałem lub chęcią spełnienia swych partykularnych interesów i interesików, nowe, nierzadko anonimowe, czy też będące przy okazji mobilizowane przez pomniejszych pseudospołeczników.
Los chciał, bym przeniósł się wraz z Rodziną na Pogoń. Przeprowadzka ta formalnie zamknęła mój udział w Inicjatywie. Oczywistym jest, że bardzo szybko program zajęć edukacyjnych upadł; bywałem jeszcze zapraszany sporadycznie przez Mieszkańców Konstantynowa, jednak wizyty te przynosiły przykrą konieczność tłumaczenia w sposób możliwie delikatny nowej polityki Inicjatorów Rady Dzielnicy.
Powołanie do życia nowej Jednostki Pomocniczej otwarło wielu drogę do pracy na rzecz Dzielnicy. Chociaż, czego absolutnie nie oczekiwałem, moje nazwisko zostało formalnie wyróżnione w trakcie procedowania utworzenia Rady Dzielnicy, droga ta była dla mnie absolutnie zamknięta. Sam zresztą, chcąc uchronić się przed wstydem, z własnej woli nigdy bym się w nią nie zapuszczał. Doszedłem do wniosku, że swoje marzenia i ambicje w trakcie realizacji Inicjatywy spełniłem, co w zastałych uwarunkowaniach nie było łatwe. Wyniesiona w trakcie tej wielomiesięcznej pracy nauka polegała przede wszystkim na poznaniu metod działania ludzi ogarniętych bezgraniczną chęcią zaspokojenia wyłącznie własnych celów. To, z jednej strony, podążanie po ścieżkach ich chciwości, jak i, z drugiej, tuszowanie braków. Okazuje się bowiem, że nie tylko u Dołęgi-Mostowicza miewamy możność spotkać charyzmatycznych wirtuozów słowa, mających problemy z przelaniem go na papier. Manifestować może się to tak przy próbach zredagowania prostych ulotek, jak i Statusu Rady Dzielnicy.
Ponieważ, z czego nie mogę nie czerpać satysfakcji, starałem się nie pozostawać nawet w cieniu Radnych Rady Dzielnicy, pozwolę sobie opuścić kurtynę milczenia na Ich działania. Dla ścisłości należy zaznaczyć, że czas ten należy zdecydowanie oceniać odrębnie w kontekście zmiany Przewodniczącego Rady, gdyż miejsce Pana Żaka zastąpił Pan Wiesław Czyż. Chociaż pozornie nie zmieniło się wiele, tak systematyczne wdrażanie zdrowych zasad przez Pana Czyża nie mogło spotkać się z szeroką aprobatą. Osoby kalibru Kolegi Mateusza Sizalewskiego, nieukrywające swych preferencji silnie narcystycznych, pielęgnowanych skrajną arogancją, w dalszym ciągu ograniczały swą działalność wyłącznie do aktywności pozamerytorycznej, ignorując kalendarz prac Rady. Pobocznego obserwatora dziwić taka sytuacja nie powinna, gdyż od dawna stało się oczywistym, iż rola Rady Dzielnicy jest jedna i takową stać się miała od samego początku: moderacja Mieszkańców o altruistycznym oraz prospołecznym nastawieniu. Dla dobra Sprawy.
Nie zerwałem, pomimo przeprowadzki na Pogoń, swych więzów z Dzielnicą. Nie było to decyzją trudną, gdyż Środuli powierzyłem ponad dwadzieścia lat. Będąc świadom złych rzeczy, których Dzielnica stała się areną, postanowiłem powziąć wysiłek ochrony Pamięci o Jej Historii. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wydatna pomoc ze strony Pani Patrycji Wrońskiej, Kierowniczki Filii numer 1 Miejskiej Biblioteki Publicznej imienia Gustawa Daniłowskiego w Sosnowcu. Biblioteka właśnie przez kilka lat stanowiła bezpieczną i neutralną Przystań dla „Miłośników
Środuli Dawnej i Młodej”, których miałem zaszczyt regularnie gościć przy ulicy Juliusza Kossaka.
Będąc ciałem w Stolicy, sercem zawsze pozostaję na Sielcu, Środuli oraz Pogoni. Chociaż bardzo boli mnie i wiele kosztuje niemożność czynnego uczestnictwa w życiu Sosnowca, staram się za wszelką cenę czerpać z lat minionych. Życie nauczyło mnie dosadnie, komu warto podawać rękę, by ocalić lustro.
Jakub Tomasz Hołaj-Krzak
Warszawa, 19 V 2019