Dwa teatry
Dwie konwencje dwóch najsilniejszych ugrupowań politycznych zapoczątkowały kampanię wyborczą przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku. Obie były oczywiście teatralnymi przedstawieniami, których jedynym celem było pozyskanie kolejnych grup wyborców i zwiększenie społecznego poparcia. Oba ugrupowania stawiają na skrajną polaryzację i wzbudzanie społecznych emocji. W pewnym stopniu różne są jedynie metody, co przynajmniej częściowo wynika z różnic charakterologicznych liderów obydwu formacji.
W rozmowie z Kubą Wojewódzkim i Piotr Kędzierskim, Donald Tusk wyraził przekonanie, że wybory wygrywa się emocjami, a nie programami. Trudno z liderem Koalicji Obywatelskiej się nie zgodzić, chociaż jednocześnie logiczną konsekwencją tej konstatacji jest postawienie fundamentalnego pytania: czy w tej sytuacji rzeczywiście demokracja jest najlepszym sposobem wyłaniania władzy? Skoro bowiem wybory polegają nie na racjonalnych i przemyślanych decyzjach głosujących, ale na chwilowych i intencjonalnie wzbudzanych emocjach, to czy można się potem spodziewać się od zwycięzców odpowiedzialnych rządów? Czy „zapomną” o złożonych obietnicach, czy też obawiając się gniewu wyborców będą starali się je zrealizować nie zwracając uwagi na długofalowe konsekwencje?
Analizując prawie dwa lata rządów Donalda Tuska można domniemywać, że jego zdaniem nie tylko wygranie wyborów, ale też sprawowanie władzy wymaga nieustannego wzbudzania emocji, a wprowadzanie w życie jakiejś spójnej wizji programowej jest sprawą kompletnie nieistotną. Dlatego jesteśmy świadkami pojawiających się co jakiś czas oderwanych od siebie pomysłów, których autorami i propagatorami są poszczególne ugrupowania tworzące koalicję rządową, a nie cały rząd. To efekt braku programu całej koalicji (poza zbiorem ogólników dołączonych do umowy koalicyjnej) i małego zainteresowania premiera tak prozaicznymi sprawami jak finanse publiczne, służba zdrowia czy system edukacji. Świadczy o tym chociażby fakt całkowitego uwiądu Instytutu Obywatelskiego – platformianego think tanku, który podobno współorganizował panele odbywające się dzień po zjednoczeniowej konwencji, ale nikt nawet nie wie kto obecnie stoi na jego czele. To pokazuje stosunek Donalda Tuska do intelektualnego zaplecza swojego ugrupowania.
Czy sprawowanie władzy w oparciu o nieustanne wzbudzanie społecznych emocji jest możliwe? Jest. Czy jest skuteczne? Można pomstować na nieodpowiedzialność Donalda Tuska, za którą w przyszłości zapłacimy wszyscy, ale biorąc pod uwagę jego krótkoterminowy interes polityczny, może mieć rację. Gdyby próbował ratować finanse publiczne, reformować służbę zdrowia czy zmieniać system edukacji, spotkałby się z protestami wielu środowisk, których interesy (albo po prostu dobrostan) zostałyby naruszone. W konsekwencji przegrałby z kretesem kolejne wybory i zakończył karierę polityczną jako „przegryw”, który pozwolił powrócić do władzy swojemu największemu wrogowi. Po przegranych wyborach prezydenckich wydawało się, że efekt dotychczasowej polityki będzie podobny. Ale ostatnie sondaże poparcia dla partii politycznej podważają dominujące jeszcze nie tak dawno przekonanie o nieodwoływalnej klęsce Koalicji Obywatelskiej w następnych wyborach parlamentarnych.
Manichejski podział polskiej sceny politycznej tworzony przez Donalda Tuska niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Ani Koalicja Obywatelska nie jest samym dobrem, ani Prawo i Sprawiedliwość samym złem (oba ugrupowania należałoby umiejscowić raczej po ciemnej stronie mocy). Przynosi on jednak korzyści obydwu partiom, a jego zakończenie oznaczałoby ich nieuchronny schyłek. Dlatego celem Donalda Tuska jest skupienie na listach wyborczych Koalicji Obywatelskiej większości ugrupowań obecnej koalicji rządowej. Wyjątkiem jest być może Nowa Lewica, która mogłaby odstraszyć część centrowego elektoratu, a na dodatek wzmocnić Partię Razem, która nie jest i nie będzie wsparciem dla rządu Donalda Tuska. Świadczyłaby też o tym czarna polewka dla Zielonych, którzy nie dostali zaproszenia na konwencję zjednoczeniową. Ekologiczne postulaty, które jeszcze nie tak dawno kompletnie bezrefleksyjnie były popierane przez polityków Koalicji Obywatelskiej, stały się obecnie obciążeniem dla tego ugrupowania.
W sukurs Donaldowi Tuskowi przyszedł jak zwykle niezawodny Jarosław Kaczyński. Od czasów zwycięskich wyborów prezydenckich prezes Prawa i Sprawiedliwości prowadzi medialną ofensywę zmierzającą do marginalizacji Konfederacji, co w jego opinii powinno umożliwić mu samodzielne sprawowanie władzy po następnych wyborach parlamentarnych. Efekty są jak na razie porażające. Konfederacja trzyma się mocno, Braun rośnie w siłę, a notowania Prawa i Sprawiedliwości spadają. W przemówieniu rozpoczynającym konwencję programową w Katowicach Jarosław Kaczyński bredził o zagrożeniu naszej państwowości ze strony Niemiec i Francji, a szerzej Unii Europejskiej. Jednocześnie zaślepiony swoimi obsesjami twierdził, że ze strony Stanów Zjednoczonych takiego niebezpieczeństwa nie ma. Trzeba być całkowicie uodpornionym na fakty, żeby nie widzieć imperialnej i aroganckiej polityki obecnej amerykańskiej administracji wobec europejskich (i nie tylko) sojuszników oraz pełnego podporządkowania Polski od lat amerykańskiemu protektorowi. Zresztą nawet na tej samej konwencji jeden z posłów PiS-u opowiadał jak to Georgette Mosbacher, ambasador USA w Polsce w okresie pierwszej kadencji Donalda Trumpa, wymusiła na Andrzeju Dudzie zawetowanie ustawy, która uniemożliwiała należącemu do amerykańskiego koncernu TVN-owi dalsze funkcjonowanie na polskim rynku medialnym. Oczywiście nie robiła tego dla obrony wolności słowa, a dla ochrony interesów biznesmenów ze swojego kraju.
Prezentem dla Donalda Tuska był udział w konwencji programowej w charakterze prowadzących paneli dyskusyjnych takich osób jak Jacek Kurski czy Julia Przyłębska, którzy nawet dla części polityków Prawa i Sprawiedliwości są osobami skompromitowanymi zmniejszającymi ich szanse powrotu do władzy. Trudno zrozumieć dlaczego Jarosław Kaczyński tak kurczowo trzyma się osób, których działalność doprowadziła do utraty przez niego władzy w 2023 roku. Stara się za to powrócić do sprawdzonych w 2015 roku pomysłów, które zapewniły mu wówczas wygranie wyborów parlamentarnych. Stąd prezentowane na konwencji kolejne rozdawnicze pomysły dobijające finanse publiczne. Przejawem politycznej schizofrenii jest jednoczesne krytykowanie obecnej władzy za katastrofalny stan polskiego budżetu, co zresztą jest efektem kontynuacji polityki rządu Mateusza Morawieckiego.
Ani formalna konsumpcja Inicjatywy dla Polski oraz Nowoczesnej przez Koalicję Obywatelską, ani też konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości prawdopodobnie nie będą miały większego wpływu na poparcie sondażowe obu partii. Nikt przecież poważnie nie traktował partyjek Barbary Nowackiej i Adama Szłapki, które od dawna były jedynie kwiatkami do kożucha Koalicji Obywatelskiej, a nie realną siłą polityczną. Krótkotrwały efekt propagandowy może zostać szybko przyćmiony konfliktami w trakcie wyborów do władz różnych szczebli, co powstanie nowej partii wymusza. Pijarowskie korzyści katowickiej konwencji programowej będą zapewne jeszcze mniejsze. Nawet najciekawsze pomysły w przypadku partii opozycyjnej i to na dodatek dwa lata przed wyborami, nie wzbudzą większego zainteresowania i nie spowodują przełomu w wynikach badań opinii publicznej. Inna sprawa, że niekiedy zmiany społecznych nastrojów trudne są nie tylko do przewidzenia, ale nawet do logicznego wyjaśnienia post factum, czego przykładem jest znaczący wzrost poparcia dla Koalicji Obywatelskiej w ostatnich tygodniach.
Prezydencka elekcja wzbudziła nadzieje na zakończenie polaryzacyjnego układu politycznego istniejącego w naszym kraju od dwudziestu lat. Kandydaci POPiS-u dostali co prawda około 60% głosów w pierwszej turze, ale było to znacznie mniej niż w poprzednich wyborach. Po pięciu miesiącach od tego momentu niewiele na to wskazuje. Przyjdzie nam zapewne zaczekać albo na zadziałanie nieubłaganych praw biologii, albo też na równie pewny dramatyczny kryzys finansowy, który pokaże fasadowość tak niedawno osiągniętego względnego dobrobytu polskiego społeczeństwa. Zbliżają się one nieuchronnie. Nie znany jedynie czasu i kolejności zaistnienia tych wydarzeń.
Karol Winiarski
