Finansowa zapaść szpitala
Wakacyjny wypoczynek sosnowieckich radnych został nagle skrócony z powodu tragicznej sytuacji finansowej Szpitala Miejskiego. O tym, że jest źle wiadomo było już rok temu. Tuż przed wyborami samorządowymi okazało się, że placówka pogrąża się w spirali długów, a koszty działalności w coraz większym stopniu przewyższają wpływy. W trakcie debaty przedwyborczej Prezydent Arkadiusz Chęciński przyznał w końcu, że problem istnieje i szpital będzie musiał otrzymać wsparcie ze strony miasta. Niestety, przez kolejne miesiące ograniczono się do zmian personalnych (Artura Nowaka na stanowisku prezesa spółki zastąpił Dariusz Skłodowski) i bardzo ograniczonego wsparcia finansowego. Widocznie Pan Prezydent bardziej był zajęty przygotowaniami do budowy nowego stadionu i ratowaniem Zagłębia przed spadkiem z ekstraklasy niż ratowaniem najważniejszej placówki medycznej w Sosnowcu, co do której pełni funkcje właścicielskie. Dopiero, gdy szpital znalazł się na krawędzi katastrofy, zdecydował się na dalej idące działania, czego efektem była wtorkowa nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej. Nie znaczy to jednak, że problem został rozwiązany. Wręcz przeciwnie, już za kilka miesięcy powróci i to w zwielokrotnionej formie.
Przez wiele lat byłem członkiem Rady Społecznej Szpitala Miejskiego. Żadna z osób wchodzących w jej skład nie pobierała za to wynagrodzenia w jakiejkolwiek formie. Kompetencje rady były dość ograniczone (nie mieliśmy na przykład wpływu na obsadę stanowiska dyrektora), ale jako jej członkowie otrzymywaliśmy na bieżąco informacje o sytuacji finansowej placówki. Początkowo moje zastrzeżenia do polityki ówczesnego dyrektora szpitala były głosem wołającego na puszczy. Dopiero, gdy szpital w praktyce stracił płynność finansową, doszło do zasadniczej zmiany w ocenie pracy dyrektora, a w konsekwencji jego odwołania. Dzięki przekształceniu szpitala w spółkę z o.o. udało się uzyskać wsparcie z budżetu państwa, które wraz z dofinansowaniem ze strony budżetu miasta pozwoliło na radykalną poprawę sytuacji finansowej. Niestety, zmiana formy organizacyjnej oznaczała również likwidację Rady Społecznej. Została ona zastąpiona przez trzyosobową Radę Nadzorczą powoływaną przez Prezydenta i hojnie opłacaną – w roku 2018 jej członkowie kosztowali szpital w sumie ponad 127 tys. zł. Najgorsze jednak było to, że radni odcięci zostali od stałej, bieżącej informacji na temat sytuacji szpitala. Do niedawna przepisy prawa nie dawały nawet możliwości skontrolowania jego działalności. Musieliśmy bazować na skąpych informacjach udzielanych przez rzadko pojawiających się na komisjach członkach zarządu spółki, którzy najczęściej jedynie odpowiadali na zadawane pytania. Zarówno prezes spółki, jak i władze miasta zapewniały nas, że sytuacja nie jest łatwa, ale znajduje się pod kontrolą. Rzeczywistość okazała się diametralnie inna.
Dane, które zostały przekazane radnym przed nadzwyczajną sesją są porażające. W roku 2018 strata netto szpitala zbliżyła się poziomu 29 mln zł. i była dwukrotnie wyższa niż rok wcześniej. Przychody netto ze sprzedaży produktów (usług) spadły w porównaniu z rokiem 2017 o prawie milion złotych, a jednocześnie ich koszty zwiększyły się o prawie 8 mln zł i zbliżyły się kwoty 100 mln zł. Ponad dwukrotnie wzrosły również koszty finansowe (głównie odsetki za przeterminowane płatności) przekraczając kwotę 3 mln zł. Zobowiązania krótkoterminowe (w tym kredyty, podatki, zobowiązania wobec dostawców, wynagrodzenia ubezpieczenia, podatki) wzrosły z 45 mln zł do ponad 56,5 mln zł.
Wedle władz Sosnowca jedynym winnym zaistniałej sytuacji jest Narodowy Fundusz Zdrowia, a pośrednio rząd i parlament narzucający szpitalom obowiązek podniesienia wynagrodzeń (pielęgniarki, rezydenci) bez zapewnienia odpowiednich środków na ten cel. Z pewnością polityka zarówno obecnych jak i poprzednich władz polskiego państwa doprowadziła do postępującej zapaści systemu ochrony zdrowia. Niestety, po wygranych w 2015 roku wyborach, Prawo i Sprawiedliwość uznało, że zamiast podjąć trudny i trwający latami proces naprawy usług publicznych (w tym przede wszystkich służby zdrowia), lepszym rozwiązaniem będą transfery socjalne. Z politycznego punktu widzenia był to strzał w dziesiątkę – przynajmniej w perspektywie kilku najbliższych lat. Biorąc jednak pod uwagę długofalowy interes społeczny, oznacza to zmarnowanie olbrzymiej szansy, która pojawiła się wraz z poprawą sytuacji gospodarczej. Szansy, która być może już nigdy się powtórzy. Nieprędko bowiem budżet państwa będzie dysponował środkami, które będzie można przeznaczyć na podniesienie nakładów zdrowotnych. Nie wystarczy zapisać w ustawie, że w 2024 roku osiągną one wartość 6% PKB, co i tak nawet dzisiaj jest katastrofalnie niskim poziomem w porównaniu z większością krajów europejskich. Trzeba jeszcze wskazać źródła sfinansowania tego wzrostu, tym bardziej że obecne wydatki oscylują w okolicach 4,5% PKB. Pozostaje jedynie podniesienie składki zdrowotnej, co wydaje się sprawą konieczną. Tyle, że od lat prześcigając się w populizmie, wszystkie polskie ugrupowania polityczne wmawiały ludziom, że można bezkarnie obniżać podatki i zwiększać wydatki. Nie widać na razie żadnej siły politycznej, która odważyłaby się powiedzieć Polakom, że w dłuższej perspektywie taka polityka jest po prostu niemożliwa. Koszty tego już widać. W roku 2015, a następnie 2017 i 2018 spadła przewidywana długość życia przeciętnego Polaka.
Zrzucanie odpowiedzialności za katastrofalną sytuację szpitala wyłącznie na obecne władze państwowe to jednak niedopuszczalne uproszczenie. Gdyby tak było, utrata płynności finansowej dotyczyłaby wszystkich, a przynajmniej większości polskich szpitali. Ich sytuacja finansowa rzeczywiście jest trudna (zadłużenie od kilku lat powoli, ale systematycznie rośnie), daleko jej jednak do tego co stało się w sosnowieckim szpitalu. Zamykanie poszczególnych oddziałów, co rzeczywiście zdarza się coraz częściej, wynika z braku personelu medycznego, a zwłaszcza lekarzy specjalistów. Poza tym, szukanie zewnętrznych przyczyn istniejących problemów nie zwalnia władze Sosnowca od podejmowania szybkich i stanowczych działań. A tych niestety zabrakło. Zamiast już wiele miesięcy temu udzielić szpitalowi potężnego wsparcia finansowego, co pozwoliłoby chociażby uniknąć utraty kilku milionów złotych odsetek, które trzeba zapłacić za przeterminowane zobowiązania, przyglądano się jak szpital pogrąża się w finansowym upadku. Co więcej pozwolono, aby władze szpitala wynajęły firmę pijarowską, która za ponad 66 tys. zł. miała poprawić wizerunek placówki po tragicznych wydarzeniach na izbie przyjęć. Co ciekawe na czele tej firmy stoi Krystian Dudek z sosnowieckiego Humanitasu, macierzystej uczelni naszego Prezydenta.
Najgorsze jest jednak coś innego. Rozwiązania, które zostały zaprezentowane – dwumilionowa doraźna pomoc z budżetu miasta na wypłatę bieżących wynagrodzeń (pracownicy za lipiec dostali tylko 40% swoich pensji) i zgoda na zaciągnięcie 50-milionowego kredytu przez szpital (30 mln na restrukturyzację zadłużenia i 20 mln na przenoszenie oddziałów) – jest działaniem doraźnym, pozwalającym jedynie na krótką metę złapać oddech, na chwilę przywrócić płynność finansową i zapewne dzięki mniejszemu oprocentowaniu, zmniejszyć koszty obsługi zadłużenia. Ale nowe zobowiązania też trzeba będzie spłacić. W jaki sposób zrobi to szpital, którego zgodnie z tym co powiedział miesiąc temu prezes Skłodowski, leczenie jednego pacjenta kosztuje placówkę średnio 4219 zł, a z NFZ otrzymuje za niego jedynie 2853 zł? Biorąc pod uwagę, że rocznie z usług szpitala korzysta 19 tys. pacjentów, różnica wyniesie rocznie 26 mln zł. Żadne działania restrukturyzacyjne nie doprowadzą do wyrównania tej dysproporcji i uzyskania trwałej równowagi finansowej. Nie ma też co liczyć na radykalne zwiększenie finansowania z NFZ. To oznacza, że za kilka miesięcy problem powróci w zwielokrotnionej postaci.
Zdrowie to najważniejsza sprawa w życiu każdego człowieka. Dlatego zapewnienie obywatelom usług medycznych na najwyższym poziomie powinno być pierwszoplanowym wyzwaniem dla każdej władzy publicznej. Przerzucanie się odpowiedzialnością może przyniesie doraźne, wyborcze korzyści polityczne, ale z pewnością nie rozwiąże problemu. W przypadku Sosnowca powinno to oznaczać zapewnienie trwałego wsparcia z budżetu miasta dla naszego szpitala, nawet jeżeli miałoby to się odbyć kosztem rezygnacji z niektórych zaplanowanych już inwestycji. Kilka lat temu zadłużona spółka hokejowa została postawiona w stan upadłości, co pozwoliło miastu uniknąć spłaty jej wielomilionowego zadłużenia. Ale szpitala w ten sposób zlikwidować się nie da. Prędzej czy później miasto będzie musiało przejąć jego bezpośrednie współfinansowanie. Im szybciej to nastąpi, tym mniejsze koszty finansowe i społeczne poniesiemy. Pytanie, kiedy Prezydent Arkadiusz Chęciński zrozumie, że nie ma innego wyjścia.
Karol Winiarski