Hołownomania
Szymon Hołownia, Marszałek Sejmu X kadencji, zyskał ogromną społeczną popularność w ciągu dwóch pierwszych tygodni swojego urzędowania w gmachu przy ulicy Wiejskiej. Opanowanie, dobra znajomość sejmowego regulaminu i błyskotliwe bon-moty uczyniły go bohaterem opozycyjnego elektoratu. Udało mu się zepchnąć w cień Donalda Tuska, który w dalszym ciągu jest jedynie kandydatem zjednoczonej opozycji na premiera, oczekującym aż Mateusz Morawiecki zakończy negocjacje mające na celu uzyskanie większości parlamentarnej. Negocjacje, które zdaniem wielu obserwatorów, toczy wyłącznie we własnej wyobraźni.
Medialny sukces Szymona Hołowni wywołał mieszane uczucia wśród liderów Koalicji Obywatelskiej. Z jednej strony oficjalnie wyrażają zadowolenie, że nowy Marszałek Sejmu tak sprawnie radzi sobie w nowej dla niego roli i z wdziękiem pacyfikuje co bardziej krewkich polityków Zjednoczonej Prawicy. Z drugiej jednak można wyczuć u nich rosnące zaniepokojenie. To przecież nie on miał być bohaterem opozycyjnego elektoratu. Wódz jest tylko jeden. A tymczasem, przynajmniej na razie, porównanie tych dwóch polityków wypada wyraźnie na korzyść lidera Polski 2050. Widać to zwłaszcza po sposobie radzenia sobie z niewygodnymi pytaniami dziennikarzy TVP. Tusk reaguje agresją, Hołownia perfekcyjnie ośmiesza tych medialnych funkcjonariuszy Prawa i Sprawiedliwości.
Zachwyt nad nowym Marszałkiem Sejmu nie jest jednak czymś wyjątkowym. Wystarczy sobie przypomnieć jaki entuzjazm wzbudzali posłowie (a w zasadzie posłanki) Nowoczesnej w pierwszych tygodniach działalności polskiego parlamentu wybranego w 2015 roku. Równie duże nadzieje wiązano z Tomaszem Grodzkim, który cztery lata temu został Marszałkiem Senatu. Zresztą i sam Szymon Hołownia miał już swój szczyt popularności, gdy przed powrotem do Polski Donalda Tuska wydawało się, że jego ugrupowanie zepchnie w polityczny niebyt Platformę Obywatelską. Politycy byli różni, ale ich koniec zawsze ten sam – znudzenie, rozczarowanie i szukanie nowego bohatera opozycyjnej wyobraźni. Pewną nowością jest tylko to, że liderowi Polski 2050 po raz kolejny udało się przyciągnąć uwagę Polaków.
Funkcja Marszałka Sejmu nie jest jednak dla Szymona Hołowni szczytem politycznych aspiracji. Nie jest tajemnicą, że jego ostatecznym celem jest Pałac Prezydencki. Nie za bardzo natomiast wiadomo dlaczego akurat to miejsce wymarzył sobie niedoszły zakonnik (dwa razy był w nowicjacie dominikanów). Prezydent w polskim systemie ustrojowym nie ma zbyt wielu uprawnień. A przecież Szymon Hołownia wchodząc do polityki deklarował się jako zwolennik działań mających być odpowiedzią na wyzwania współczesnych czasów. Do realizacji tych zamierzeń najbardziej odpowiednia byłaby funkcja premiera. Prezydent może być jedynie patronem reform, ale nie ich kreatorem. Oczywiście przy obecnym układzie sił politycznych przejęcie steru rządu byłoby niemożliwe, ale przecież nic nie trwa wiecznie. Trudno sobie jednak wyobrazić zamianę Pałacu Prezydenckiego na gmach Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Prezydenckie ambicje obecnego Marszałka Sejmu siłą rzeczy muszą go skonfrontować z podobnymi aspiracjami Prezydenta Warszawy. Rafał Trzaskowski nie bierze bezpośredniego udziału w obecnych politycznych rozgrywkach. To pozorne wycofanie i brak czynnego udziału w toczących się wydarzeniach może spowodować chwilowe osłabienie pozycji Rafała Trzaskowskiego. Za chwilę jednak powróci na czołowe miejsca medialnych przekazów, a to za sprawą wyborów samorządowych. Wybory w stolicy zawsze przyciągają największą uwagę, a Rafał Trzaskowski prawdopodobnie bez większego problemu zapewni sobie kolejną kadencję w gmachu warszawskiego magistratu. I to mimo braku większych sukcesów w minionych pięciu latach. Nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ kandydat Platformy Obywatelskiej nie może przegrać wyborów w stolicy.
Warszawa to jednak nie cała Polska. Narastający na całym świecie rozdźwięk w poglądach pomiędzy mieszkańcami dużych ośrodków miejskich a ich rodakami z prowincji widoczny jest także w Polsce. Z tego punktu widzenia, większe szanse na pozyskanie wiejskiego i małomiasteczkowego elektoratu miałby Szymon Hołownia. Ale najpierw musiałby się znaleźć w drugiej turze. A to mało prawdopodobne jeżeli w wyborach wystartuje też Rafał Trzaskowski. Tym samym bardzo prawdopodobne jest powtórzenie sytuacji z roku 2020, gdy to właśnie Prezydent Warszawy znalazł się w drugiej turze, a lider Polski 2050 musiał się zadowolić trzecim miejscem.
Szymon Hołownia ma zapewne nadzieję, że tym razem będzie inaczej, a spowoduje to jego obecna funkcja, która zapewni mu nie tylko szerszą rozpoznawalność, ale także znacznie większą popularność niż pisanie mądrych książek, działalność charytatywna w Afryce czy konferansjerka w programie „Mam Talent”, w którym zresztą pozostawał w cieniu Marcina Prokopa. Może się jednak okazać, że to złudne nadzieje. Światła reflektorów, w których obecnie pławi się nasz polityczny celebryta, wkrótce znajdą inny obiekt zainteresowania. Będzie nim Donald Tusk po objęciu funkcji premiera, co nastąpi najpóźniej w połowie grudnia. Szymon Hołownia przestanie być odświeżoną polityczną nowalijką, a jego marszałkowanie przestanie przyciągać uwagę mediów i osób interesujących się polityką. Po prostu się znudzi, tak jak to się stało z jego codziennymi internetowymi wystąpieniami w okresie pandemicznych lockdownów. Na dodatek nie uda mu się uniknąć odpowiedzialności za politykę nowego rządu, chociaż nie będzie miał na nią większego wpływu.
Spadek poparcia dla zwycięzców wyborów jest nieunikniony. W pierwszych miesiącach po objęciu władzy zapewne uda im się zerwać nisko wiszące owoce czyli zrealizować najłatwiejsze i najmniej kosztowne obietnice. Widać to zresztą już po pierwszych działaniach, na razie na sali sejmowej. Odmrożenie (trochę dziwnie to brzmi w kontekście tego zagadnienia) obywatelskiego projektu ustawy o refundacji procedury in vitro, to właśnie jedno z takich posunięć. Okazało się, że nawet część posłów Prawa i Sprawiedliwości popiera wsparcie finansowe państwa dla procedur sztucznego zapłodnienia – szkoda, że dopiero teraz. To samo można powiedzieć o likwidacji barierek przed Sejmem i otwarciu pomieszczeń sejmowych (nie wszystkich zresztą) dla dziennikarzy. Za chwilę pojawią się komisje śledcze (ponoć aż sześć, co zresztą spowoduje, że nie odegrają większej roli) i nowy Rzecznik Praw Dziecka – gorszego od dotychczasowego trudno sobie wyobrazić. Potem jednak okaże się, że następne owoce wiszą już znacznie wyżej i dotrzeć do nich nie jest tak łatwo. W przypadku niektórych – i nie będą to wyjątkowe sytuacje – sięgnąć po nie w ogóle się nie da.
Rozczarowanie wobec efektów rządów nowej koalicji przełoży się oczywiście na spadek popularności Szymona Hołowni – w końcu to lider jednej z koalicyjnych partii. Tym bardziej, że brak sukcesów nasili wewnątrzkoalicyjne spory i przerzucanie się odpowiedzialnością za niepowodzenia. W lepszej sytuacji będzie Rafał Trzaskowski pozostający poza bezpośrednim wpływem na politykę krajową. Pokonanie Szymona Hołowni wcale jednak nie zagwarantuje mu wyborczego zwycięstwa. Powtórka z 2020 roku może bowiem dotyczyć także drugiej tury, chociaż oczywiście już bez Andrzeja Dudy. Przekonanie o rychłym upadku Prawa i Sprawiedliwości nie po raz pierwszy jest raczej projekcją pobożnych życzeń niż efektem racjonalnej analizy rzeczywistości. A to oznacza, że wybory prezydenckie w 2025 roku zamiast domknięciem rozpoczętej w tym roku zmiany, mogą się okazać początkiem końca rządów tzw. demokratycznej opozycji.
Karol Winiarski