Kampanijne zdziwienia
Kampania wyborcza przed wyborami samorządowymi zbliża się do końca. Jak każda kampania przynosi zdziwienia. Nie inaczej było i tym razem. Oto kilka z nich.
- Przez ostatnich kilka lat radni wszelkich opcji zapewniali klimontowian, że jeżeli tylko pojawi się możliwość prawna, to doprowadzą do scalenia terenów ich dzielnicy w jeden okręg wyborczy. Pojawiła się w tym roku. Zaproponowałem nawet stosowną poprawkę do uchwały określającej granice okręgów wyborczych realizującą to oczekiwanie, która została poparta przez Stowarzyszenie Rozwoju Klimontowa. Gdy jednak przyszło do głosowania, poprawka została poparta przez pięciu radnych. PO i SLD było przeciw, a PiS wstrzymał się od głosu. Zadecydowały osobiste interesy wyborcze. Na co dzień liderzy tych ugrupowań mają pełne usta sloganów o potrzebie słuchania mieszkańców. Rzeczywistość jest zgoła odmienna.
- Strach. Strach przed władzą. Nie tą w Warszawie. Tą na Zwycięstwa 20. Wiele osób formułowało krytyczne uwagi wobec rządzących w naszym mieście, ale jednocześnie odmawiało publicznego wyrażenia swojego stanowiska, gdy oni lub ich rodziny w jakikolwiek sposób zależne były od obecnych władz Sosnowca. Często po wstępnej zgodzie na kandydowanie, po odbyciu „przyjacielskich rozmów” wycofywali się po rozmowach ze swoimi przełożonymi. Prawdziwy popłoch u niektórych dyrektorów placówek oświatowych wzbudziły prośby o wynajęcie (odpłatne rzecz oczywista) sali na spotkanie z mieszkańcami. Nieliczni godzili się bez problemu. Wielu odmawiało powołując się na zalecenia „z miasta” nieprowadzenia agitacji wyborczej w szkołach. Jedna z dyrektorek zgodziła się pod warunkiem niepodawania w ogłoszeniu o spotkaniu nazwy szkoły. Mogliśmy podać tylko adres. Systemy autorytarne powstają, gdy ludzie zaczynają się bać, a upadają, gdy bać się przestają. W naszym kraju widać tą pierwszą tendencję.
- Przedwyborcze transfery polityczne nie są niczym niezwykłym. Nie zaskakuje nawet ich tegoroczna skala. Szokujące jest coś innego. Kilka osób, które wstępnie znalazły się na naszych listach, wyrażało się bardzo negatywnie o obecnych władzach Sosnowca. Kilka tygodni później znalazły się na listach Koalicji Obywatelskiej (PO i N.) lub jej „bezpartyjnej” przybudówki ochoczo popierającej Arkadiusza Chęcińskiego. Judasz ma następców.
- Kandydaci na Prezydenta Miasta Sosnowca zwykle są znani na wiele miesięcy przed wyborami. W sosnowieckim PiS-ie zawsze było inaczej. W tym roku kandydatka na Prezydenta była znana już na początku roku. Tyle, że zrezygnowała dwa miesiące przed wyborami. To, że na jej miejsce władze partii wysunęły osobę bez żadnego doświadczenia samorządowego, zdziwienia już nie budzi. Podobnie jak spektakularne opuszczenie debaty z powodu niszczenia materiałów wyborczych kandydata tej partii na Prezydenta … Dąbrowy Górniczej. W końcu lepiej ośmieszyć się przez chwilę niż kompromitować przez półtorej godziny.
- Kluczowym punktem spornym w mijającej kampanii była budowa nowego stadionu. Arkadiusz Chęciński jest zdecydowanie za. Ja zadecydowanie przeciw. Zdziwienie natomiast budzi stanowisko Tomasza Niedzieli, który jest przeciwny powstaniu nowego stadionu na „górce środulskiej”, ale chce taki obiekt zbudować na miejscu obecnego stadionu przy ulicy Kresowej. Tymczasem holenderska firma, która w 2009 roku na zlecenie ówczesnych SLD-owskich władz Sosnowca przygotowywała koncepcję i wizualizację nowego Stadionu Ludowego wyceniła koszt realizacji tego przedsięwzięcia na 52 mln euro, czyli ponad 200 mln zł. Rok później polscy projektanci przedstawili wstępną koncepcję wycenioną na 150 mln zł. Po gwałtownym wzroście kosztów w ostatnich latach, wyceny te należałoby zwaloryzować o co najmniej 50%. To więcej niż szacunkowy koszt budowy Zagłębiowskiego Parku Sportowego. Dlaczego kandydat lewicy nie chce budowy trzech nowych obiektów, a opowiada się za budową jednego za podobną cenę?
- Chęć budowy nowego Stadionu Ludowego przy ulicy Kresowej przez Tomasza Niedzielę to nie jedyne zdziwienie w tej sprawie. Niespełna miesiąc temu na sesji Rady Miasta przegłosowana została uchwała pozwalająca przekazać spółce mającej budować Zagłębiowski Park Sportowy działki na górce środulskiej bez przetargu. Większość radnych lewicy poparła tą uchwałę. Nie miała też nic przeciwko wpisaniu tego projektu do Lokalnego Programu Rewitalizacji. Parafrazując znane powiedzenie Lecha Wałęsy, sosnowiecka lewica jest przeciw, a nawet za budową nowego stadionu na „górce środulskiej”.
- Strach wyjść na ulicę. Z prawie każdego słupa oświetleniowego spoglądają na człowieka czyjeś oczy. Czasami nawet kilka par. Złośliwi mówią, że jest jak w życiu – niektóre latarnie mają „branie”, inne pozostają samotne. Jak widać niektórzy kandydaci uważają, że ilość przechodzi w jakość. Muszę jednak przyznać, że w tej kampanii do wyjątków należą przypadki złośliwego zaklejania plakatów czy zrywania „żagli”. Za to niektóre latarnie wyglądają jak świąteczne choinki. Miejmy nadzieję, że do prawdziwych Świąt Bożego Narodzenia znikną.
- Kampania wyborcza to promocja startujących kandydatów. Czasami pomagają rodziny, wolontariusze, opłacane hostessy. Ale w przypadku sosnowieckiej Platformy Obywatelskiej jest inaczej. Na „Patelni” przy stoliku wyborczym tego ugrupowania często można spotkać prezesów i członków zarządów spółek komunalnych, dyrektorów miejskich jednostek organizacyjnych, pracowników instytucji miejskich. Oni nie kandydują. Oni walczą o utrzymanie status quo. Walczą o życie. Zawodowe rzecz jasna.
- Po ulicach Sosnowca krąży mobil Arkadiusza Chęcińskiego, na którym Prezydent obiecuje, że dalej będzie budował. Myślę, że mieszkańcy naszego miasta przeciskając się przez rozkopane główne trakty komunikacyjne (Grota-Roweckiego, Andersa, 11 Listopada, Braci Mieroszewskich) proszą włodarza Sosnowca o jedno – kończ Waść, korków oszczędź. Mam dla Państwa złą wiadomość. Wkrótce nadejdzie sezon zimowy. A jak uczy doświadczenie ostatnich lat (patrz remont 3 Maja), roboty drogowe w tym okresie pogrążają się w stanie hibernacji. I nawet globalne ocieplenie nic w tym względzie nie zmienia.
- Na początku kampanii wyborczej Pan Prezydent wydał zarządzenie dotyczące umieszczania materiałów reklamowych w obszarze pasa drogowego. Przewidywało ono między innymi wyłączenie niektórych obszarów spod prowadzenia kampanii wyborczej:
„Z umieszczania materiałów wyborczych na słupach oświetleniowych i energetycznych wyłączony jest obszar ścisłego centrum miasta zgodnie z załącznikiem mapowym, a także nowe słupy oświetleniowe objęte gwarancją:
– skrzyżowanie ul. Wojska Polskiego, ul. Konstytucji, ul. Tuwima i ul. Wygoda,
– skrzyżowanie ul. Piłsudskiego, ul. Kierocińskiej i ul. Grabowej,
– ul. Braci Mieroszewskich – pomiędzy skrzyżowaniami z ul. Lelewela i ul. Szymanowskiego
– Al. Blachnickiego – odcinek od ul. Braci Mieroszewskich do ul. Lenartowicza,
– ul. Gospodarcza – odcinek od ul. Grota Roweckiego do ul. Suchej”.
Tymczasem na niweckim skrzyżowaniu pojawiły się plakaty kandydatów ugrupowania sprawującego władzę w naszym mieście, w tym i samego Pana Prezydenta. Jedna z definicji władzy despotycznej mówi, że to ustrój, w którym cała władza nad państwem skupiona jest w ręku jednej osoby, a władca sprawuje legalnie zdobytą władzę, nie podlegając żadnym prawom, w tym także tym, które sam ustanowił.
PS
Trzydzieści lat temu na antyrządowych demonstracjach popularnym hasłem było zawołanie: „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści”. Chyba nikt nie przewidział, że kilkadziesiąt lat później niektórzy politycy sami się na nich powieszą.
Oczywiście wieszanie materiałów wyborczych na drzewach jest sprzeczne z prawem. Ale przecież w naszym mieście rządzących nie obowiązują te same przepisy, co pozostałych. Tylko czy dlatego powinniśmy być „dumni z Sosnowca”?
Karol Winiarski