Minął rok
Koniec starego i początek nowego roku sprzyjają snuciu przewidywań co do dalszego biegu dziejów. Jak twierdził Niels Bohr „przewidywanie jest bardzo trudne, szczególnie jeśli idzie o przyszłość”. Z drugiej jednak strony umiejętność prognozowania jest jedną z najważniejszych cech przypisywanych człowiekowi. Są nawet naukowcy, którzy uważają, że to zasadnicza cecha odróżniająca nasz gatunek od innych zwierząt.
Wkrótce miną dwa lata od czasu, gdy świat usłyszał o SARS CoV-2. Wbrew histerii, która ogarnęła w ostatnich tygodniach Europę, jego nowy wariant – omikron – nie stanowi aż tak poważnego zagrożenia, a pandemia prawdopodobnie zmierza do końca. Wszystkie dotychczasowe dane wskazują na znacznie większą zaraźliwość tego wariantu koronawirusa w porównaniu z poprzednimi (alfą czy deltą), ale jednocześnie na jego stosunkowo niewielką zjadliwość. Oczywiście duża ilość zakażeń może przełożyć się na niemałą ilość hospitalizacji i zgonów, ale będzie ich mniej niż w przypadku drugiej, trzeciej czy czwartej fali. Pojawienie się omikronu jest wręcz dobrą informacją – istnieje spora szansa, że wyprze on bardziej niebezpieczne warianty, a tym samym zakończy najbardziej śmiertelny okres pandemii. Zagrożeniem jest jedynie paraliż niektórych usług i procesów produkcyjnych związany z przymusową kwarantanną osób, które miały kontakt z zarażonymi (zarażony nie oznacza jednak chorego). Ponieważ w Polsce testuje się najczęściej przypadki objawowe, to sytuacja, która jest już widoczna w USA i niektórych krajach Europy Zachodniej, u nas raczej nie wystąpi. Zarażeń będzie bardzo dużo, ale większość pozostanie niezdiagnozowana i niewykryta.
Covid oczywiście nie zniknie, ale stanie się groźną (rzadko jednak śmiertelną) chorobą wirusową, z którą przyjdzie nam żyć. Podobnie będzie z inflacją, która osiągnie swoje szczytowe poziomy w pierwszym kwartale 2022 roku. Ceny surowców energetycznych ulegają obecnie znaczącym wahaniom z powodu zmiennej pogody – każdy atak zimy albo flauta unieruchamiająca farmy wiatrowe powodują zwiększenie zapotrzebowania na energię albo spadek jej dostaw, a tym samym spekulacyjny wzrost cen na rynkach. Wiosną jednak sytuacja powinna się uspokoić, a przewidywane spowolnienie gospodarcze może wpłynąć na powrót cen do poziomu sprzed jesienno-zimowej paniki. Konsekwencją będzie szybki spadek inflacji. W Polsce sytuacja może nie wyglądać aż tak dobrze, ponieważ kolejne transfery socjalne i szybki wzrost wynagrodzeń będzie jeszcze przez kilka miesięcy powodował wzrost popytu i tym samym wpływał negatywnie na poziom cen. Paradoksalnie więc będzie lepiej i gorzej jednocześnie. Lepiej, ponieważ wzrost cen będzie mniejszy niż obecnie. Gorzej, ponieważ trudniej będzie ograniczyć inflację do poziomu określonego przez NBP (2,5±1%). Ekonomiści będą więc krytykowali mało skuteczną antyinflacyjną politykę NBP. Jednak zwykli obywatele w mniejszym stopniu będą odczuwali galopadę cen, a rząd będzie mógł odtrąbić kolejny „sukces”.
Wbrew nadziejom jednych, a obawom innych, nie należy się spodziewać przedterminowych wyborów parlamentarnych. Nie będzie to jednak wynikiem wewnętrznego wzmocnienia Zjednoczonej Prawicy. Wręcz przeciwnie, będziemy raczej obserwowali narastającą dezintegrację tego obozu politycznego i pogłębiający się imposybilizm Jarosława Kaczyńskiego, który nie jest już w stanie przeprowadzić żadnego poważnego projektu politycznego. Coraz bardziej osamotniony i bezpardonowo atakowany przez Zbigniewa Ziobro Mateusz Morawiecki prawdopodobnie pozostanie na stanowisku premiera, ale bardziej z powodu braku sensownej alternatywy, niż nadziei na pozytywne efekty jego rządów. Korzystniejszym, aczkolwiek mniej prawdopodobnym rozwiązaniem, byłoby powierzenie mu funkcji prezesa Narodowego Banku Polskiego i postawienie na czele Rady Ministrów mniej znanego i kojarzonego z Prawem i Sprawiedliwością polityka. Idealnym kandydatem wydaje się być nowy Minister Rozwoju i Technologii Piotr Nowak. Wymagałoby to jednak wyjścia Jarosława Kaczyńskiego poza wąski krąg najbardziej zaufanych osób i porozumienia z Prezydentem Andrzejem Dudą, który na razie deklaruje wolę przedłużenia misji Adama Glapińskiego.
Nadzieje na całkowite uniezależnianie się głowy państwa od „naczelnika”, które wzrosły po ostatnim vecie Prezydenta są co najmniej naiwne. Andrzej Duda psychologicznie jest zdolny do chwilowego przeciwstawienia się woli prezesa, ale nie stać go na trwałą polityczną samodzielność. Tym bardziej, że poglądy Prezydenta są w znacznym stopniu zgodne z tym co głosi Prawo i Sprawiedliwość i radykalnie sprzeczne z dążeniami opozycji. Zdaje też on sobie sprawę, że jej ewentualne zwycięstwo ostatecznie zamknie mu drogę do jakiejkolwiek kariery po odejściu z Pałacu Namiestnikowskiego. Dlatego będzie jedynie punktowo hamował działania swojego obozu politycznego, zwłaszcza gdy tak jak w przypadku nowego projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, ograniczać one będą jego własne uprawnienia. Dużo zresztą zależy od samego Jarosława Kaczyńskiego. Ostatnie veto Prezydenta to w dużym stopniu jego wina. Ostentacyjne lekceważenie głowy państwa – od półtora roku obaj panowie się nie spotkali – z pewnością miało wpływ na decyzję Andrzeja Dudy.
Wszystko wskazuje więc na administracyjny charakter najbliższych dwóch lat rządów Zjednoczonej Prawicy charakteryzujący się brakiem podejmowania poważniejszych reform, gaszeniem pojawiających się pożarów i przygotowaniem do najbliższych wyborów parlamentarnych. Ta wymuszona przez patowy układ sił w obozie władzy polityka, nie musi zakończyć się katastrofą. Niezła sytuacja gospodarcza, prawdopodobny spadek poziomu inflacji w drugiej połowie bieżącego roku i wygaśnięcie pandemii oraz kolejne transfery socjalne mogą pozwolić co najmniej utrzymać dotychczasowy poziom poparcia dla rządzącego ugrupowania, a nawet powtórzyć wyborczy wynik z 2015 roku. Mało prawdopodobne, aby dało to ponownie bezwzględną większość mandatów w Sejmie, ale koalicja z Konfederacją pozwoli na kontynuowanie rządów.
Nic też nie wskazuje na jakiekolwiek zmiany w obozie opozycji. Powrót Donalda Tuska uratował upadającą Platformę Obywatelską i pozwolił przywrócić jej notowania z okresu „przedbudkowego” – głównie kosztem Polski 2050. Efekt Tuska jednak szybko przeminął i wydawało się, że Szymon Hołownia może odzyskać znaczącą część utraconego poparcia. Gdy jednak po względnym uporządkowaniu sytuacji w partii Donald Tusk ponownie zaaktywizował się medialnie, trend znowu się odwrócił. W dalszym ciągu jednak Polska 2050 zajmuje trzecie miejsce we wszystkich sondażach partyjnych. To za mało, żeby móc skutecznie rywalizować z Koalicją Obywatelską, ale za dużo, żeby dać się skonsumować jak to się stało w przypadku Nowoczesnej. Dlatego Hołownia odrzuca propozycje wspólnego startu w wyborach, chociaż połączenie sił mogłoby po wielu latach doprowadzić do zmiany lidera sondaży wyborczych. To, czy dotrwa w swym postanowieniu do wyborów, zależy oczywiście od dalszych notowań jego partii. Jeżeli poparcie znacząco spadnie poniżej 10%, może być bardziej skłonny zgodzić się na propozycję Donalda Tuska.
Nowa Lewica powstała z połączenia SLD i Wiosny najgorsze chwile ma już chyba za sobą. Secesja kilku znanych polityków nie doprowadziła i raczej nie doprowadzi do dezintegracji nowego ugrupowania, a jedynie osłabi siły „antyczarzastej” opozycji. Autokratyczny sposób zarządzania partią przez Włodzimierza Czarzastego może się nie podobać, ale ogranicza autodestrukcyjne tendencje tkwiące w polskiej lewicy. Wyraźna niechęć Donalda Tuska do tej formacji i słabnący urok Szymona Hołowni może sprzyjać stopniowej odbudowie notować Lewicy, które są wyraźnie niższe od wyniku uzyskanego w 2019 roku – wyborców o lewicowych poglądach jest znacznie więcej niż ankietowanych wskazujących na ugrupowanie Czarzastego, Biedronia i Zandberga jako swój pierwszy wybór.
Po poważnym kryzysie jaki dotknął Polskie Stronnictwo Ludowe wczesną jesienią, notowania tego ugrupowania wróciły w okolice progu wyborczego. Ryzyko samodzielnego startu jest spore, ale po doświadczeniach z Pawłem Kukizem, wśród ludowców wzrosła niechęć do przekształcenia PSL-u z partii chłopskiej w ugrupowanie ogólnonarodowe. A przecież ta droga przyniosła jej względny sukces wyborczy w 2019 roku. Słabnie też pozycja Władysława Kosiniaka-Kamysza, który zdaje sobie sprawę z konieczności takiej ewolucji tej jednej z najstarszych polskich partii politycznych. Wybór Waldemara Pawlaka na Przewodniczącego Rady Naczelnej wzmacnia tendencje separatystyczne i zmniejsza szanse na zawarcie koalicji z Porozumieniem Jarosława Gowina, nie mówiąc już o Platformie Obywatelskiej czy Polsce 2050. Może się okazać, że to kwestia przekroczenia lub nieprzekroczenia progu wyborczego przez PSL może zadecydować o tym, kto będzie rządził w Polsce po 2023 roku.
Coraz bardziej widoczną piętą achillesową ugrupowań opozycyjnych (poza Polską 2050), jest brak programu. To dość zabawne, że po sześciu latach przebywania w opozycji, Donald Tusk zapowiada organizowanie konwencji programowych, na których dowiemy się czego właściwie chce Platforma (poza oczywiście odsunięciem od władzy PiS-u), a niedoszła kandydatka na Prezydenta obiecuje przedstawienie ustawy o mediach publicznych … dzień po wyborach. Może większość wyborców programów wyborczych nie czyta (członkowie partii, a nawet kandydaci na posłów i senatorów zapewne również), ale jest pewna grupa pozostająca poza plemienną polaryzacją, która bierze to pod uwagę podejmując decyzje przy urnie wyborczej. Na razie wystarczy krytykować bierność rządzących przy kolejnych falach pandemii i ogromną ilość zgonów oraz pokazywać przykłady drastycznych podwyżek cen gazu i prądu, ale, pomijając już ich ograniczoną odpowiedzialność za ten stan rzeczy, nie widać jakiś cudownych recept uzdrowienia sytuacji. Trudno się więc dziwić, że kumulacja negatywnych zjawisk społecznych i gospodarczych nie znajduje odzwierciedlenia w sondażach partyjnych.
Oczywiście nie można w pełni przewidzieć wszystkich możliwych zdarzeń, które w zasadniczy sposób mogą wpłynąć na rozwój wydarzeń. Rok temu nikt nie brał pod uwagę pojawienia się delty czy omikronu, sytuacji na granicy polsko-białoruskiej czy kryzysu energetycznego. Obecnie również nie wiemy jak rozwinie się konflikt rosyjsko-ukraiński, kto wygra wybory we Francji, a przede wszystkim czy nie dojdzie do poważnego spowolnienia gospodarczego, a może nawet głębokiego kryzysu, który zniweczy wszelkie prognozy. Jeżeli jednak nic nadzwyczajnego się nie stanie, to Polska w końcówce 2022 nie będzie się w zasadniczy sposób różniła się od Polski w początkach tego roku. Oczywiście poza tym, że będziemy jeszcze bardziej podzieleni i przekonani, że ci po drugiej stronie politycznej barykady, to samo zło.
Karol Winiarski