Po premierze „Na dnie” – recenzja
Najnowszy spektakl Teatru Zagłębia „Na dnie” w reżyserii Pawła Świątka podejmuje bardzo aktualny temat wszechobecnych programów typu reality. W zaimprowizowanym, izolowanym od świata studio telewizyjnym ludzie z marginesu społecznego walczą o pół miliona złotych, samochód oraz przepustkę do lepszego życia, którą daje popularność.
Warunki egzystencji uczestników są oczywiście skrajnie trudne, (barłogi do spania oraz suchary, woda i wódka do jedzenia i picia) co ma w założeniach producentów programu wyzwolić w uczestnikach ich najbardziej atawistyczne instynkty. Udaje się do doskonale, ale do pewnego momentu. Z chwilą pojawienia się na scenie Łuki (Andrzej Śleziak) wszystko zaczyna się zmieniać. Wkroczenie tej postaci dzieli spektakl jakby na dwie części z których ta pierwsza sprawia wrażenie momentami nieco monotonnej, (być może z powodu bardzo statycznego oświetlenia) za to ta druga, która co prawda jest znacznie krótsza, ale za to dużo bardziej treściwa dla przesłania spektaklu.
Za sprawą wspomnianego Łuki uczestnicy powoli zaczynają rozumieć w czym uczestniczą oraz dostrzegać, że może jest jeszcze dla nich jakaś szansa w normalnym życiu oraz fakt, że spóźnili się na pociąg „historii kapitalistycznego sukcesu” niczego jeszcze nie przesądza. Wydaje się, że plan producentów się sypie – jeden uczestnik popełnia samobójstwo, inni skłaniają się do odejścia z programu. Zatem wydaje się niezrozumiałe wprowadzenie do programu przez producentów Łuki. Czyżby tacy fachowcy od programów nie przewidzieli jego zachowania? Dziwne to, bowiem w momencie pojawienia się tej postaci wyraźnie słyszymy zapowiedź sugerującą, że ma ona jakąś istotną rolę do odegrania. O tę być może pozorną tylko niespójność zapytamy przy pierwszej okazji reżysera spektaklu.
Małe zastrzeżenia można chyba mieć do choreografii przedstawienia. Część aktorów biega po scenie jakby bez wyraźnego powodu, a część z braku zajęcia w nieskończoność układa i przestawia worki na śmieci. Pewne przerysowanie atmosfery panującej w enklawie „zaczadzonych” zapewne jest konieczne, ale tutaj – mamy wrażenie – trochę przesadzono. Jeśli chodzi o grę aktorską, to jak zwykle nie można mieć zastrzeżeń. Tak wysoki poziom zespołu aktorskiego daje reżyserowi dużą swobodę wyrazu i tę Paweł Świątek z powodzeniem wykorzystał. Jeszcze przed premierą reżyser pytał: „Emocje są na sprzedaż, ale czy na pewno wiemy za co płacimy? I czy stać nas na sponsorowanie cudzego gniewu naszym współczuciem?”
Oczywiście czym innym jest zarejestrowanie spontanicznych emocji na skutek jakiegoś nieprzewidzianego wydarzenia i pokazanie ich, a czym innym usilne prowokowanie uczestników programu do wyzwolenia ekstremalnych w nich zachowań. Dopóki będzie zapotrzebowanie u części widowni na produkcje żerujące na niskich ludzkich instynktach, to takie programy będą obecne w przestrzeni medialnej i ta widownia – świadomie czy nie – dalej będzie sponsorem takich widowisk. Należy się cieszyć, że nowa kierownik artystyczna Teatru Zagłębia Aneta Groszczyńska wraz z Pawłem Świątkiem podjęli ten bardzo aktualny temat. Tym bardziej, że podobny schemat sztucznego kreowania zdarzeń i wyzwalania przeważnie negatywnych emocji obecny jest również w licznych tzw. paradokumentalnych produkcjach, głównie pokazywanych przez TVN.
Fot. Maciej Stobierski