Ogród Króla oscylatorów
Dokładnie dwie dekady mijają od pamiętnego występu Marka Bilińskiego w Sosnowcu. W niedzielny, nieco pochmurny, wieczór szczeciński Wirtuoz syntezatorów zaprosił Mieszkańców naszego Miasta w niezapomnianą podróż do krainy wyobraźni, do której niewątpliwie zdecydowanie – aczkolwiek mimowolnie – przyczynił się… Mikołaj II. Tak oto w świetle laserów i blasków sztucznych ogni odliczał Sosnowiec symbolicznie godziny pierwszego stulecia.
Twórczość Artysty uświetniającego ostatni dzień jubileuszowych Dni Sosnowca w roku 2002 trudno jest lokować w obrębie lekkiego repertuaru. Chociaż w zamykającej się raptem w kilku albumach studyjnych dyskografii Marka Bilińskiego z łatwością odnaleźć można kompozycje lekkie i łatwo wpadające w ucho (chociażby „Fontanna Radości”, „Porachunki z bliźniakami” oraz – bodaj najbardziej rozpoznawalna – „Ucieczka z tropiku”), to jednak nie wolno zapominać, iż uznawany często za „Jeana-Michela Jarre’a znad Wisły” Multiinstrumentalista odebrał klasyczne wykształcenie muzyczne. Odnajduje to odzwierciedlenie nie tylko w stawianiu na wysublimowane formy wyrazu artystycznego, ale też zdecydowane stawianie granic pomiędzy trywialną chwytliwością a pompatyczną hermetycznością. Czyni to wszystkie bez wyjątku kompozycje Marka Bilińskiego wyjątkowymi, gdyż począwszy od przywołanych już „hitów”, a skończywszy na suicie „Mały Książę”, rozpoznawalnym znakiem ich Twórcy jest ów nieuchwytny sznyt, tak silnie zakorzeniony w muzyce klasycznej. Artysta przywiązuje bowiem konsekwentnie uwagę do drugiego, obok melodii, fundamentu muzyki elektronicznej – barwy. Talent, a to uwaga z pewnością uniwersalna, w tym aspekcie zawsze musi być wsparty odpowiednim instrumentarium.
Swoje miejsce na rodzimej scenie muzycznej zaznaczył jako solista Marek Biliński w 1982 roku, rozświetlając szarą rzeczywistość ustroju słusznie minionego „Ogrodem Króla Świtu”. Zaklęte na winylowym krążku brawurowe pasaże wyśmienicie odcinają się na tle majestatycznych pejzaży, stymulując wyobraźnię słuchaczy do granic, do złudzenia prowadząc po krainie obfitującej w egzotyczną florę i faunę, by w apogeum przenieść do siedziby tytułowego Króla, być może zawieszonej „w dolinie mgieł”… Chociaż Muzyk wykorzystał do nagrania raptem pięć urządzeń – trzy syntezatory, wokoder oraz automat perkusyjny – debiutancka płyta Marka Bilińskiego przetrwała próbę czasu, zachwycając kolejne pokolenia miłośników sceny elektronicznej, inspirując do indywidualnych poszukiwań.
Śledząc karierę Artysty nietrudno zdać sobie sprawę z wielorakiej prawdziwości stwierdzenia, iż legendy rodzą legendy. Zwrot w kierunku czerpania z nowoczesnych środków ekspresji wiąże Marek Biliński z poznaniem dokonań Isao Tomity – zmarłego w połowie ubiegłej dekady japońskiego Twórcy, słynącego z nowatorskich interpretacji klasycznych Kompozytorów na elektroniczne instrumentarium. Instrumentarium zdominowanego przez Markę stworzoną blisko siedemdziesiąt lat temu przez Roberta Mooga. W odizolowanej od wpływów zachodnich Polsce nowe prądy w sztuce nieodmiennie były przyjmowane entuzjastycznie. Wyjątkiem nie była tutaj muzyka, której twórcy w pierwszej kolejności sięgali po najnowsze osiągnięcia techniki na potrzeby srebrnego ekranu. Droga syntezatorów na scenę nie była prosta, a przyczyniła się do tego – obok bardzo wysokiej ceny tych instrumentów – pokusa do komponowania utworów niezwykle trudnych w odbiorze. Wraz z poszerzeniem grona odbiorców, instrumenty elektryczne – organy i pianina – coraz częściej ustępowały miejsca elektronicznym.
Koncentrując się na popularnym wykorzystaniu syntezatorów, w naszym Kraju pionierskie przybliżenie ich szerszej publiczności przypisuje się Czesławowi Niemenowi (EMS AKS, Moog Minimoog D). Miłośnicy rodzimego rocka progresywnego z pewnością pamiętają Józefa Skrzeka, który – przewodząc SBB – skryty był za sztafażem złożonym, między innymi, aż z czterech modeli instrumentów zza Wielkiej Wody. Do tej pory Mistrzowi z nieodległych Siemianowic Śląskich towarzyszą na scenie Polymoog, Minimoog, Micromoog oraz Moog Sonic Six (autor niniejszych słów miał zaszczyt, za zgodą Artysty, zniechęcić do przesiadywania po jednym z występów najbardziej zagorzałych wielbicieli, generując potworną kakofonię na trzech – rozgrzanych jeszcze dostatecznie – oscylatorach dokładnie tego samego egzemplarza Minimooga z charakterystyczną naklejką, którym Józef Skrzek posługiwał się na występach w Sali Kongresowej). Wykorzystywanie przez Marka Bilińskiego pierwszych trzech spośród wymienionych modeli pozwala zrozumieć, dlaczego Talent wyłącznie wtedy może rozwinąć się, gdy pielęgnowany jest nie tylko przez ciężką pracę, ale wsparty najlepszymi narzędziami…
Czas pędzi do przodu, nieubłaganie przenosząc Wielkich „na drugą stronę Świata”. Nie uświadczymy już nowych kompozycji nie tylko wspomnianego Isao Tomity, ale także zmarłego półtora miesiąca temu Klausa Schulze’a. Nadzieja w młodości! Koncentrując się na Ziemi Zagłębiowskiej szczególnie zwraca uwagę ambitna działalność czeladzkiego Fair Weather Friends. Niestety, przynajmniej w Sosnowcu próżno oczekiwać godnej młodych Twórców popularyzacji muzyki elektronicznej. Jak długo nadmierna uwaga będzie przywiązywana do „dokonań” muzyki nad wyraz lekkiej i niezobowiązującej do refleksji, tak długo pokutować będą błędne stereotypy, prowadzące wręcz do wykpiwania twórczości bazującej na wykorzystanu instrumentów elektronicznych, w tym coraz częściej syntezatorów. Wynoszony przez Pana Prezydenta Chęcińskiego na piedestał Frontman kapeli z ulicy Bohaterów Monte Cassino obnosił się co prawda, nie tylko w Muzie, Rolandem AX, ale „drugim Jeanem-Michelem Jarrem” – tym razem znad Czarnej Przemszy – z tej przyczyny szybko nie zostanie…
Jakub Tomasz Hołaj-Krzak
Warszawa, 9 VI 2022