Partia zrobiła swoje, partia może odejść
Tegoroczne wybory samorządowe przedstawiane są przez dziennikarzy jako pojedynek pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a siłami zjednoczonej (a raczej podzielonej) opozycji. Nie wiem czy zdają sobie oni sprawę, że przenoszenie partyjnych sporów na szczebel lokalny, całkowicie zaprzecza idei samorządności. Z pewnością natomiast są tego świadomi liderzy tych partii, dla których to po prostu walka o polityczne wpływy i możliwość zdobycia tysięcy posad, które można obsadzić z klucza partyjno-towarzyskiego. Trudno zresztą im się dziwić, ponieważ znacząca część członków partii politycznych wstąpiła do nich nie z powodu swoich poglądów, a jedynie upatrując w nich trampoliny do realizacji własnej kariery politycznej albo po prostu drogi do realizacji własnych, czysto materialnych, interesów. A przecież to od ich poparcia zależy sukces lidera w wewnętrznej rywalizacji o władzę.
Szyld partyjny jest bardzo potrzebny kandydującym na stanowiska wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, ale tylko jeżeli spełniony jest jeden z dwóch warunków. Pierwszy – starają się o wybór na pierwszą kadencję, a nie reelekcję. Drugi – ich macierzyste ugrupowanie polityczne ma dobre notowania. Dlatego tak wielu prezydentów, którzy wygrywali w 2002 roku wybory pod szyldem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w kolejnych latach tworzyli już własne komitety i starali się unikać partyjnej identyfikacji. Obecnie podobny proces widać w przypadku przynajmniej niektórych kandydatów Platformy Obywatelskiej.
Od lat Prezydentem Gdańska jest działacz PO Paweł Adamowicz. Reprezentował tą partię w kolejnych wygrywanych przez siebie od 2002 roku bezpośrednich wyborach na włodarza miasta. Wiele jednak wskazuje na to, że w tym roku będzie on startował w wyborach reprezentując własny komitet wyborczy, a nie macierzyste ugrupowanie polityczne. Bezpośrednim powodem jest oczywiście bardzo prawdopodobne poparcie przez PO jako swojego kandydata Jarosława Wałęsy (dość zabawna jest w tym kontekście krytyka decyzji Adamowicza przez Lecha Wałęsę) – oficjalnie ze względu na kłopoty obecnego Prezydenta Gdańska z wymiarem sprawiedliwości. Niektórzy jednak uważają, że obecnemu Prezydentowi Gdańska wcale na poparciu Platformy nie zależy. Wręcz przeciwnie, może stanowić dla niego obciążenie. Dlatego uznał, że lepiej będzie opuścić będące w kryzysie ugrupowanie i wykorzystać silne poparcie dla swojej osoby jakim bez wątpienia cieszy się w stolicy Pomorza. Partia zrobiła swoje, partia może odejść.
Jeszcze ciekawszy jest nasz sosnowiecki przypadek. Przewodniczący sosnowieckiej Platformy, a zarazem wiceszef regionalnych struktur tej partii, oświadczył ostatnio swoim współpracownikom, że w najbliższych wyborach będzie startował z komitetu „Wspólnie dla Sosnowca” – politycznej wydmuszki, którą stworzył jakiś czas temu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że Platforma Obywatelska też ma wystawić swój własny komitet i oczywiście poprzeć … Arkadiusza Chęcińskiego kandydującego bądź co bądź z konkurencyjnej listy. Nie ulega wątpliwości, że działacze sosnowieckiej PO, chociaż zostawieni na lodzie przez swojego szefa, bez mrugnięcia okiem poprą jego decyzję. Nie mają przecież innego wyjścia.
Działanie naszego Prezydenta jest jak najbardziej racjonalne, chociaż motywowane wyłącznie realizacją własnego interesu politycznego. Słabnące notowania Platformy Obywatelskiej i narastający wewnętrzny ferment w tym ugrupowaniu wskazują, że najwyższy czas się ewakuować z tonącego okrętu. Oczywiście nie można jeszcze pozwolić, żeby ktoś inny przejął stery w sosnowieckiej strukturze tej partii, ponieważ w najbliższych wyborach szyld PO (a w zasadzie sympatycy tego ugrupowania) może się jeszcze przydać. Po ewentualnej reelekcji, zwłaszcza gdyby okazało się, że PO utraciła władzę w województwie, nie będzie to już potrzebne. Może nawet poważnie zaszkodzić w dalszej politycznej karierze naszego Prezydenta. Kogo, oczywiście w razie jesiennego sukcesu, będzie reprezentował Arkadiusz Chęciński w następnych wyborach? To dopiero okaże się w przyszłości. Kto wie czy nie będzie to Prawo i Sprawiedliwość, jeżeli tylko utrzyma swoje obecne notowania. Oczywiście nie dlatego, że nasz Prezydent zmieni swoje poglądy, które w większości kwestii odbiegają od tego, co głosi obecnie rządzące ugrupowanie. Ale przecież to akurat nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się wyłącznie pragmatyzm. A wyborcy, jak pokazują ostatnie lata, są w stanie zaakceptować nawet najbardziej kuriozalne, polityczne wolty.
Karol Winiarski