Przyzwoitość
Pierwsza tura wyborów przyniosła wyniki dalekie od przewidywań większości sondaży. Bardzo zbliżone do ostatecznych rezultatów, w przeciwieństwie chociażby do ubiegłorocznych wyborów europejskich, były natomiast badania exit poll. Na usprawiedliwienie pracowni badawczych można powiedzieć, że dynamika zmian w ostatnim tygodniu była trudna do przewidzenia, a to ona w dużym stopniu zadecydowała o tak dużych różnicach. Pewną niespodzianką mógł być tylko lepszy od ostatnich sondaży wynik Sławomira Mentzena, który notował w ostatnich tygodniach wyraźną tendencję zniżkową, a uzyskał wynik, który od pewnego czasu wydawał się dla niego nieosiągalny.
Rafał Trzaskowski uzyskał poparcie zdecydowanie niższe niż oczekiwano na podstawie badań poparcia z ostatnich miesięcy, ale zgodne ze zniżkową tendencją, która była wyraźnie widoczna. Próba kokietowania wyborców Konfederacji, co miało doprowadzić do ich neutralizacji w drugiej turze, spowodowała odpływ części elektoratu do kandydatów lewicowych, którzy uzyskali w sumie (Adrian Zandberg. Magdalena Biejat i Joanna Senyszyn) ponad 10% poparcia – wynik nie do pomyślenia jeszcze kilka tygodni temu. Zaskoczeniem było zdobycie prawie 30-procentowego poparcia przez Karola Nawrockiego, którego notowania długo odbiegały od poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Szybki przyrost popularności prezesa IPN w ostatnich dniach był tym bardziej zaskakujący, że musiał przez cały czas tłumaczyć się z przejęcia mieszkania po uzależnionym od alkoholu seksualnym przestępcy, któremu ponoć przez lata pomagał – czyżby inni potrzebujący nie mieli komunalnego mieszkania i tym samym nie zasługiwali na pomocną dłoń tego ultrakatolickiego kandydata?
Największym szokiem dla znacznej części Polaków był bardzo dobry wynik Grzegorza Brauna. Skrajnie antyunijny, antyukraiński i antyżydowski polityk, który wielokrotnie łamał prawo w trakcie swoich politycznych happeningów, został poparty przez ponad 1,2 mln Polaków. Okazał się lepszy nie tylko od kandydatów lewicy, ale również od Szymona Hołowni, który przecież walczył o miejsce na podium, a przegrał nie tylko z dwoma dominatorami, ale również z kandydatami skrajnie prawicowymi. To koniec marzeń Marszałka Sejmu o prezydenturze. Za to Grzegorz Braun zapewne będzie chciał zdyskontować swoją zaskakującą (i zasmucającą) popularność w następnych wyborach parlamentarnych.
Wyrównane poparcie dla obu zwalczających się od lat dwóch politycznych obozów powoduje, że decydujące znaczenie przy każdych wyborach ma mobilizacja wyborców. Jeżeli tłumniej do urn idą wyborcy Polski wschodniej, środkowej i południowo-wschodniej, zwycięzcami okazują się narodowi konserwatyści. Gdy większe zdyscyplinowanie notuje się w Polsce zachodniej i północnej, a także w dużych miastach, zwycięża obóz liberalno-demokratyczny. Skrajna polaryzacja powoduje zresztą znaczący wzrost frekwencji do poziomów, o których jeszcze kilkanaście lat temu można było tylko pomarzyć. Co ciekawe, o ile w latach 90-tych znacząco więcej osób deklarowało udział w wyborach niż potem rzeczywiście w nich brało udział, o tyle obecnie jest dokładnie odwrotnie. Większość przedwyborczych badań wskazywała na frekwencję w okolicach 60%. Ostatecznie w wyborach wzięło udział ponad 2/3 Polaków.
Z wypowiedzi wszystkich polityków wynika, że to najważniejsze wybory w naszej historii. Jak zresztą każde kolejne. W rzeczywistości ranga tej prezydenckiej elekcji jest niewielka, ponieważ nie zapobiegnie ona nadciągającej katastrofie. I nie chodzi o potencjalną agresję Putina, chociaż jej groźba jest większa niż była jeszcze kilka miesięcy temu. Nieuchronny jest za to być może największy w naszej historii kryzys finansów publicznych. Zadłużenie instytucji rządowych i samorządowych przekroczyło 2 biliony zł. Deficyt finansów publicznych w ubiegłym roku wyniósł ponad 6% PKB. Obsługa zadłużenia dojdzie w tym roku do poziomu stu milionów zł. To ostania chwila, żeby podjąć działania oszczędnościowe. Tymczasem coś co łączyło wszystkich startujących w wyborach kandydatów, to zarzekanie się, że żadnych nowych podatków nie wprowadzą, a dotychczasowych nie podwyższą. Jednocześnie większość obiecywała ich obniżenie albo zwiększenie wydatków na cele militarne i socjalne, które oczywiście przyśpieszą nadciągającą katastrofę. Przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi obóz rządzący będzie musiał zrealizować swoją obietnicę podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł, co oznacza zmniejszenie wpływów do budżetu o ponad 50 mld. zł. Z pewnością opozycja złoży jeszcze bardziej hojne obietnice, które po przejęciu władzy przynajmniej częściowo będzie się starała zrealizować. Zwłaszcza, gdy w nowym rządzie znajdzie się Konfederacja, która będzie musiała udowodnić, że nie sprzedała się za ministerialne stołki.
Druga tura wyborów będzie starciem dwóch merytorycznie słabych kandydatów (retorycznie są znacznie lepsi). Wybór Karola Nawrockiego będzie oznaczał kontynuację klinczu, który czasami rzeczywiście uniemożliwia obecnemu rządowi realizację własnego programu, ale częściej pozwala wytłumaczyć wyborcom nieskuteczność wynikającą z zupełnie innych powodów – braku porozumienia między koalicjantami lub obawą przed jakimikolwiek działaniami, które mogłyby zdenerwować wyborców. Wybór Rafała Trzaskowskiego oznacza skupienie pełni władzy w rękach jednego obozu politycznego ze wszystkimi tego konsekwencjami, a jedynym zabezpieczeniem przed autorytarnymi pokusami Donalda Tuska będą słabnący z miesiąca na miesiąc koalicjanci. Trudno bowiem oczekiwać, żeby Rafał Trzaskowski był w stanie mentalnie przeciwstawić się premierowi. I nie chodzi nawet o strach przed Tuskiem, co raczej przed jego najbardziej fanatycznymi zwolennikami, którzy gotowi się „zlinczować” swojego dzisiejszego ulubieńca w mediach społecznościowych.
Decyzja, która stoi przed Polakami w najbliższą niedzielą jawi się więc jako wybór między dżumą a cholerą, a przynajmniej grypą i anginą. Któryś z tych dwóch panów Prezydentem RP jednak zostanie. O ile w pierwszej turze głosuje się zwykle na kandydata, który reprezentuje najbardziej zbliżone do naszych poglądy (chyba, że toczy się walka o wejście do drugiej tury), to w drugiej wybieramy mniejsze zło. A w tym przypadku liczą się także osobiste predyspozycje kandydatów, w przede wszystkim osobistą uczciwość, dotychczasowe życie i coś co można nazwać formatem prezydenckim. Tu zaś wybór jest oczywisty. Po jednej stronie mamy kandydata, która nigdy do końca nie wyjaśnił swoich związków z szemranymi osobami z gdańskiego półświatka, w co najmniej moralnie wątpliwych okolicznościach przejął mieszkanie od seksualnego przestępcy, chwali się kibolskim mordobiciem w pozastadionowych ustawkach i nie jest w stanie wytrzymać bez nikotyny dłużej niż godzinę. Z drugiej jest kandydat, którego osobistej przyzwoitości nikt nie kwestionuje, w którego życiu mimo wieloletnich poszukiwań nie udało się znaleźć nic, co mogłoby go kompromitować i który nawet mając takie możliwości nie dorabiał w radach nadzorczych spółek komunalnych jak to robiło szerokie grono jego samorządowych kolegów. Trawestując znane powiedzenie przypisywane Antoniemu Słonimskiemu można powiedzieć: jak nie wiesz kogo wybrać, wybierz osobę przyzwoitą. Przynajmniej nie będziemy się za nią wstydzić.
Karol Winiarski