Samobój
Odrzucenie projektu nowelizacji Kodeksu Karnego w zakresie karalności aborcji wstrząsnęło rządzącą koalicją. Mimo, że projekt nie był rządowy i nie znajdował się w zapisach umowy koalicyjnej, to jednak wydawał się wstępem do liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, co było jedną z głównych obietnic wyborczych nie tylko Lewicy, ale przede wszystkim Koalicji Obywatelskiej. Nieobecność kilku posłów tej ostatniej (a także Polski 2050) oraz sprzeciw męskiej części klubu Polskiego Stronnictwa Ludowego, spowodował, że zabrakło czterech głosów do przegłosowania ustawy przez Sejm. Ta prestiżowa porażka Donalda Tuska, który kilka dni przed głosowaniem zapowiedział pełne poparcie dla tego projektu, uchroniła jednak koalicję przed jeszcze większą kompromitacją. Gdyby bowiem nowelizacja weszła w życie, jej skutki wzbudziłyby najpierw konsternację, a potem oburzenie opinii publicznej.
Dotychczasowe brzmienie art. 152 Kodeksu Karnego, który określa sankcję za złamanie ustawy antyaborcyjnej brzmi następująco:
Art. 152. § 1. Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę z naruszeniem przepisów ustawy, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania.
§ 3. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 lub 2, gdy dziecko poczęte osiągnęło zdolność do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Propozycja Lewicy zgłoszona niedługo po ukonstytuowaniu się nowego parlamentu przewidywała zmianę tych zapisów:
Art. 1. W ustawie z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz. U. z 2022 r. poz. 1138, 1726, 1855, 2339 i 2600 oraz z 2023 r. poz. 289, 818, 852, 1234, 1834 i 1860) w art. 152 wprowadza się następujące zmiany:
1) w § 1 wyrazy „karze pozbawienia wolności do lat 3” zastępuje się wyrazami „grzywnie albo karze ograniczenia wolności”;
2) uchyla się § 2;
3) w § 3 skreśla się wyrazy „lub 2”;
4) dodaje się § 4 i 5 w brzmieniu:
„§ 4. Nie popełnia przestępstwa, kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę, jeżeli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni.
§ 5. Nie podlega karze, kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę, jeżeli badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.”.
Jak widać, wbrew szumnym zapowiedziom o całkowitej depenalizacji (braku kary przy formalnym pozostawieniu bezprawności czynu) zabiegu przerywania ciąży, zmiana proponowana przez Lewicę nie była aż tak radykalna. Wyłączała całkowicie karalność pomocnictwa, ale samo przeprowadzenie aborcji w dalszym ciągu miało podlegać karze, o ile zostałoby dokonane po 12 tygodniu ciąży, chociaż sankcje karne w tym przypadku miały być złagodzone (grzywna i ograniczenie wolności, ale nie jej pozbawienie). Zasadniczą zmianą miało być też wprowadzenie możliwości dokonania aborcji „gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.”. Wnioskodawcy nie przewidzieli tutaj żadnego ograniczenia czasowego, co oznacza, że przerwania ciąży można byłoby dokonać nawet w jej końcowej fazie.
Komisja nadzwyczajna powołana do rozpatrzenia kilku projektów dotyczących aborcji przedstawiła poprawioną wersję ustawy nowelizującej Kodeks Karny.
Art. 1. W ustawie z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz. U. z 2024 r. poz. 17) wprowadza się następujące zmiany:
1) w art. 152:
a) uchyla się § 1 i 2,
b) § 3 otrzymuje brzmienie: „§ 3. Kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę poza przypadkami wskazanymi w ustawie, jeżeli od początku ciąży upłynęło więcej niż 12 tygodni, podlega karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 5.”,
c) dodaje się § 4 w brzmieniu: „§ 4. Nie popełnia przestępstwa określonego w § 3 lekarz, pielęgniarka lub położna, jeżeli przerwanie ciąży jest następstwem zastosowania procedury medycznej potrzebnej do uchylenia niebezpieczeństwa grożącego zdrowiu lub życiu kobiety ciężarnej lub gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkich i nieodwracalnych wad płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.”;
2) w art. 154:
a) uchyla się § 1,
b) § 2 otrzymuje brzmienie: „§ 2. Jeżeli następstwem przestępstwa określonego w art. 152 § 3 lub w art. 153 jest śmierć kobiety ciężarnej, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15.”.
3) w art. 157a § 2 otrzymuje brzmienie: „§ 2. Nie popełnia przestępstwa lekarz, pielęgniarka lub położna, jeżeli uszkodzenie ciała lub rozstrój zdrowia dziecka poczętego są następstwem zastosowania procedury medycznej potrzebnej dla uchylenia niebezpieczeństwa grożącego zdrowiu lub życiu kobiety ciężarnej albo dziecka poczętego.”.
Z jednej strony nowa wersja nowelizacji utrzymywała karę pozbawienia wolności dla osób dokonujących zabiegu przerwania ciąży po upływie 12 tygodni od jej powstania i to nawet jeżeli płód nie osiągnął jeszcze zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety, w wymiarze większym niż w obowiązujących w chwili obecnej przepisach (do 5, a nie 3 lat jak w obecnym stanie prawnym), chociaż jednocześnie zmniejszeniu uległoby zagrożenie karą w przypadku aborcji dokonanej w sytuacji, gdy płód taką zdolność osiągnął (do 5, a nie 8 lat). Tym samym medycznie nieuzasadniona granica 12 tygodnia ciąży stałaby się jedyną z punktu widzenia dopuszczalności aborcji. Brak jakiejkolwiek kary dla osób dokonujących takiego zabiegu oznaczałby w praktyce jego legalizację. Jedyną dolegliwością mogłyby być sankcje nałożone przez sąd lekarski, w tym utrata prawa wykonywania zawodu, ale tylko o ile zabieg zostałby dokonany przez lekarza, ponieważ projekt nie zakładał takiej konieczności.
Nowym zapisem była możliwość przerwania ciąży w przypadku zagrożenia życia i zdrowia kobiety, co jednak niczego w stanie prawnym nie zmieniałoby, ponieważ byłoby tylko powtórzeniem już obowiązujących przepisów. Utrzymany został zapis z pierwotnego projektu przewidujący niekaralność aborcji w przypadku, gdy „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkich i nieodwracalnych wad płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”, chociaż tym razem ograniczony wyłącznie do lekarza, pielęgniarki lub położnej. Oczywiście ponownie nie został określony graniczny termin dokonania zabiegu ani rodzaj uszkodzenia płodu. W praktyce oznaczałoby to możliwość dokonania aborcji tuż przed narodzinami dziecka i to nawet, gdy wada nie byłaby letalną, a więc nie zagrażałaby jego życiu. Wystarczyłoby kilka przypadków aborcji płodów z zespołem Downa w późnym okresie ciąży, gdy dziecko poczęte ma już zdolność do życia poza organizmem matki, a opinia publiczna, która obecnie popiera depenalizację aborcji, całkowicie zmieniłaby zdanie odsądzając pomysłodawców od czci i wiary. Zapewne posłowie głosujący za projektem twierdziliby, że nie zdawali sobie sprawę z takich konsekwencji, a głosowali za wyłącznie z powodu dyscypliny klubowej, co zresztą w kwestiach aborcji nie było do tej pory praktykowane. Donald Tusk dobrze wiedział o możliwych skutkach ustawy, ale był przekonany, że przegłosowana przez parlament ustawa zostanie zawetowana przez Prezydenta Andrzeja Dudę, a więc nigdy nie wejdzie w życie. A ponieważ stało się inaczej, strzelił sobie samobója.
Największe gromy ze strony Lewicy spadły na Romana Giertycha. Tak naprawdę główni pomysłodawcy ustawy wykorzystali jego zachowanie do pośredniego ataku na Donalda Tuska. To on przecież wprowadził swojego kolegę i pełnomocnika prawnego, znanego z mocno prawicowych przekonań, na listy Koalicji Obywatelskiej. Gwoli prawdy należy jednak przypomnieć, że zostało to formalnie zaakceptowane przez Zarząd Krajowy Platformy Obywatelskiej, w którym połowę składu stanowią kobiety. Oczywiście to nie one podejmowały decyzję, ale nie zwalnia ich to z odpowiedzialności za obecność Romana Giertycha w polskim Sejmie.
Tłumaczenia byłego lidera Ligi Polskich Rodzin wskazujące na absurdalność niektórych zapisów projektu są przynajmniej częściowo uzasadnione. Nie można się natomiast z nim zgodzić w kwestii możliwej odpowiedzialności osób dokonujących aborcji i pomagających w jej przeprowadzeniu za zabójstwo zgodnie z art. 148 Kodeksu Karnego. Gdyby uchyleniu uległ cały art. 152, to taka interpretacja miałaby rację bytu. Jeżeli jednak depenalizacja przerwania ciąży miałaby być tylko częściowa, to karanie osób dokonujących aborcji przed upływem 12 tygodnia ciąży w sposób bardziej drastyczny (co najmniej 10 lat pozbawienia wolności) niż w przypadku tego samego czynu w późniejszym okresie, w tym także gdy płód miałby już zdolność do samodzielnego życia poza organizmem matki (do 5 lat pozbawienia wolności), byłoby całkowicie pozbawione elementarnej logiki. Roman Giertych ma zostać za swój czyn pozbawiony funkcji wiceprzewodniczącego klubu. Nic więcej mu nie grozi. I to nie tylko dlatego, że nikt poza sądem nie może go pozbawić mandatu. Jest zbyt przydatny Donaldowi Tuskowi do realizacji zasadniczego celu, który ten sobie postawił – politycznej anihilacji Prawa i Sprawiedliwości.
Odrzucony przez Sejm projekt był radykalną próbą praktycznej legalizacji aborcji tylnymi drzwiami. Przerywanie ciąży jest kwestią światopoglądową, co do której żaden zadowalający wszystkich kompromis nie jest możliwy. Jeżeli ktoś uważa moment poczęcia za początek ludzkiego życia, uznaje zdecydowaną większość przypadków aborcji za morderstwo. Część z tych osób popełnia zresztą grzech niekonsekwencji, ponieważ jednocześnie opowiada się za łagodniejszą odpowiedzialnością karną niż w przypadku zwykłego zabójstwa. Ci, którzy negują ten pogląd są oczywiście zwolennikami legalizacji przerywania ciąży. Tyle, że są równie niekonsekwentni co ich przeciwnicy. Skoro bowiem ich zdaniem kobieta powinna decydować o swoim ciele, a takiego zwykle argumentu używają, to dlaczego opowiadają się za dopuszczalnością aborcji tylko do 12 tygodnia ciąży? Czy przez pozostałe pół roku nie powinna już mieć takiej możliwości i pełnić wyłącznie funkcję naturalnego inkubatora?
Ostatnie dziesięciolecia to zdecydowane sukcesy zwolenników legalizacji przerywania ciąży. Według Center for Reproductive Rights (CRR) w ciągu poprzednich 30 lat ponad 60 krajów i terytoriów zliberalizowało swoje przepisy dotyczące aborcji, a tylko cztery państwa zaostrzyły przepisy – są to Stany Zjednoczone, Salwador, Nikaragua i Polska. Nie oznacza to jednak, że w przyszłości podobny trend się utrzyma. Sto lat temu w wielu krajach (np. rządzonej przez socjaldemokratów Szwecji), stosowano eugenikę jako metodę (w tym przypadku przymusową sterylizację) ulepszania gatunku ludzkiego. Obecnie uważa się takie działania za całkowicie sprzeczne z prawami człowieka i po prostu barbarzyńskie. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co w sprawie aborcji będą sądziły następne pokolenia.
Niezależnie od dalszych losów antyaborcyjnego ustawodawstwa w Polsce pomysły jej depenalizacji są wyjątkowo szkodliwe. Negatywną konsekwencją takiego podejścia do prawa jest bowiem brak szacunku do obowiązujących przepisów. Jeśli coś jest zakazane, a jednocześnie za złamanie obowiązującego zakazu nie ponosi się żadnych konsekwencji, to pojawia się pokusa omijania także innych norm prawnych. Jeżeli więc już cokolwiek zmieniać w obowiązującym prawie, to zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłaby częściowa legalizacja aborcji w niektórych, ściśle określonych, przypadkach niż demoralizujące ze społecznego punktu widzenia eliminowanie sankcji karnych przy pozostawieniu formalnej nielegalności takich działań.
Karol Winiarski