Sosnowiecki gerrymandering
Elbridge Gerry był amerykańskim politykiem przełomu XVIII i XIX wieku, jednym z sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości, gubernatorem stanu Massachusetts, a następnie wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych za prezydentury Jamesa Madisona. Ale przeszedł do historii z zupełnie innego powodu. Okazał się bowiem prekursorem takiego kształtowania granic okręgów wyborczych, aby w jak największym stopniu zwiększyć szanse swoje i swojego ugrupowania. Ponieważ mapa okręgów wyborczych przypominała salamandrę, uknuto na określenie tego procederu nazwę gerrymandering. Prekursor takiego sposobu myślenia i działania zmarł ponad 200 lat temu. Ale w Sosnowcu znalazł wielu naśladowców.
W 2002 roku w związku z nowelizacją ustawy o samorządzie gminnym i radykalnym ograniczeniem liczby radnych (w przypadku Sosnowca ich liczba zmalała z 50 do 28), Rada Miejska Sosnowca musiała dokonać nowego podziału miasta na okręgi wyborcze. Dysponujący wówczas absolutną większością Sojusz Lewicy Demokratycznej rozdzielił obszar Klimontowa pomiędzy trzy okręgi wyborcze. Podział, tyle że na dwa okręgi, dotknął również obszaru położonego w rejonie ulic Traugutta i Kalinowa, a Osiedle Kisielewskiego oraz dwa wieżowce położone w pobliży Placu Papieskiego zostały oddzielone od Zagórza i włączone do okręgu środulskiego. Żadnych konsultacji społecznych wówczas nie było. Na usprawiedliwienie ówczesnej władzy muszę przyznać, że czas jaki mieliśmy na dokonanie zmian był jeszcze krótszy niż obecnie, a ich skala zdecydowanie większa. Mimo, że będąc radnym opozycyjnego klubu nie miałem wówczas zbyt wiele do powiedzenia, to czułem się współodpowiedzialny za podjętą wówczas decyzję. Współodpowiedzialny i współwinny.
Podział Klimontowa spotkał się z protestami mieszkańców tej dzielnicy, którzy wielokrotnie apelowali do władz Sosnowca o zmianę tego stanu rzeczy. Szczególnie aktywne w tej sprawie było Stowarzyszenie Rozwoju Klimontowa. Przez kolejne kadencje wszyscy radni obiecywali naprawienie tego błędu. Zmiana jednak nie była możliwa z powodów formalnoprawnych – modyfikacja granic okręgów wyborczych jest możliwa tylko w określonych okolicznościach. Jedna z nich właśnie zaistniała – liczba mieszkańców Sosnowca spadła poniżej 200 tys. mieszkańców, co oznacza zmniejszenie liczby radnych z 28 do 25.
Wydawało się, że będzie to formalnością. Przecież zarówno szef sosnowieckiego SLD jak i Prezydent Arkadiusz Chęciński będący liderem miejskich struktur Platformy Obywatelskiej, wielokrotnie publicznie deklarowali pełne poparcie dla „zjednoczenia” Klimontowa. Dlatego też, gdy jako przewodniczący zespołu radnych powołanego do opracowania propozycji nowego podziału miasta na okręgi, zaproponowałem stosowną zmianę, byłem przekonany że oczekiwania klimontowian zostaną w końcu spełnione. Okazało się, że byłem wyjątkowo naiwny.
Początkowo proponowałem włączenie całego Klimontowa w jego historycznych granicach – czyli do ulicy Rydza-Śmigłego – do jednego okręgu wyborczego. Pozwoliłoby to włączyć Osiedle Kisielewskiego do okręgu zagórskiego, dzięki czemu granice okręgów wyborczych były wytyczone w sposób czytelny i racjonalny. Po uwagach niektórych radnych wskazujących, że mieszkańcy wielopiętrowych budynków na ulicy Gwiezdnej, 11 Listopada i Zielonogórskiej nie czują się klimontowianami (mimo, że przecież Plac Papieski położony jest w Klimontowie), zmodyfikowałem moją koncepcję proponując pozostawienie części blokowo-wieżowcowej w okręgu zagórskim, co niestety oznaczało, że Osiedle Kisielewskiego będzie musiało pozostał poza tym okręgiem. Pozostała część Klimontowa – od ulicy Zielonogórskiej do ulicy Makuszyńskiego (a także Dańdówka) znalazłyby się wraz ze Środulą, Sielcem i rejonem ulic Andersa i Kukułek w jednym okręgu wyborczym. Inne rozwiązanie (włączenie Klimontowa do okręgu piątego) ze względu na obowiązujące przepisy dotyczące ilości mieszkańców przypadających na jeden mandat, nie był możliwy. Wydawało się, że omówiona w dość szerokim gronie radnych reprezentujących wszystkie kluby propozycja, będzie powszechnie zaakceptowana. Sprzeciwu nie zgłaszał też Prezydent Chęciński. Wręcz przeciwnie, na lutowym posiedzeniu Komisji Samorządności i Administracji przedstawił wyliczenia, z których wynikało, że jest ona możliwa do zrealizowania. I właśnie wtedy zaczęły się problemy..
Decydującą rolę odegrała postawa Tomasza Niedzieli. Nie brał on udziału w pracach naszego zespołu. Nie zgłaszał też żadnych alternatywnych propozycji. Dopiero na posiedzeniu komisji stwierdził, że jest przeciwny zgłoszonej propozycji. Powód jego zadziwiającej wolty okazał się prosty, żeby nie powiedzieć prymitywny. Lider sosnowieckiego SLD ma swój elektorat w Klimontowie, który teraz znalazłby się w innym okręgu wyborczym. Jego własny partykularny interes okazał się ważniejszy od oczekiwań mieszkańców. Przekonał też do takiego stanowiska swój klub (poza Kazimierzem Górskim, który w czasie głosowania na sesji wstrzymał się od głosu). Wkrótce też okazało się, że z podobnych powodów zmian nie chce również klub Prawa i Sprawiedliwości – chlubnym wyjątkiem był Tomasz Mędrzak, który mocno i aktywnie wspierał działania klimontowian. Pozostali członkowie jego klubu (poza radnym Stefanem Wojnowskim, który głosował przeciw), wstrzymali się od głosu. Spośród radnych z okręgu piątego, tylko Jan Bosak i Grzegorz Pisalski zachowali się zgodnie ze składanymi wcześniej obietnicami.
Niespodziewana wolta Tomasza Niedzieli (nie pierwsza i zapewne nie ostatnia w jego karierze) nie miałaby większego znaczenia, gdyby nie równie zadziwiająca zmiana stanowiska Prezydenta Arkadiusza Chęcińskiego. Jeszcze w początkach lutego wydawało się, że jest przychylny przedstawionej przeze mnie propozycji. Miesiąc później radykalnie zmienił zdanie. Nie ulega wątpliwości, że poszedł na rękę Tomaszowi Niedzieli. Nie wiadomo jedynie czy odwdzięczał się w ten sposób za poparcie przez niego budżetu na grudniowej sesji, czy też panowie zawarli jakiś nowy polityczny deal, którego szczegółów na razie nie znamy. Zazwyczaj niesłychanie gadatliwy szef klubu SLD, tym razem na sesji nie miał nic do powiedzenia (podobnie jak w czasie grudniowej sesji budżetowej, gdy poparł budżet miasta, chociaż jeszcze trzy dni wcześniej starał się przekonać innych radnych do głosowania przeciw).
Ostatecznie jedyna zmiana w dotychczasowej mapie wyborczej naszego miasta polega na włączeniu części obszaru Starego Sosnowca (pomiędzy dawną linią kolejową oraz ulicami Mireckiego i Piłsudskiego) do okręgu pogońsko-milowickiego, co było niezbędne ze względu na zbyt małą ilość mieszkańców w okręgu pierwszym i nie budziło większych wątpliwości. Podział Klimontowa oraz obszaru wokół Traugutta i Kalinowej został utrzymany. Najbardziej kuriozalne jest to, że przyjęta przez większość Rady Miasta uchwała zawiera ewidentne wewnętrzne sprzeczności. Według załącznika graficznego (mapa Sosnowca z zaznaczonymi granicami okręgów), Osiedle Kisielewskiego w całości należy do okręgu trzeciego. Jednak drugi załącznik – opisowy – granicę między okręgiem trzecim a czwartym wyznacza wzdłuż ulicy Stefana Kisielewskiego. A ta przebiega przez środek osiedla dzieląc je na dwie części (wieżowce znalazły się w części „zagórskiej” – w okręgu czwartym, a bloki w części środulskiej – w okręgu trzecim). Arogancja obecnej sosnowieckiej władzy doszła do tego stopnia, że przedstawiciele Prezydenta, który nie był obecny na sesji, mimo zwrócenia im uwagi na ten oczywisty błąd, nawet nie uznali za stosowne dokonać prostej poprawki likwidującej tą sprzeczność. Po co? Przecież mają większość i mogą nawet przegłosować, że w lipcu będzie zima. Mam nadzieję, że Państwowa Komisja Wyborcza, do której zamierzają się odwołać mieszkańcy Klimontowa, weźmie to pod uwagę.
Ostatecznie za scaleniem Klimontowa w jednym okręgu wyborczym oprócz mnie, opowiedziało się czterech radnych (Jan Bosak i Grzegorz Pisalski z klubu Sosnowiczanie, Tomasz Mędrzak z PiS oraz niezrzeszony Janusz Kubicki), wstrzymało czworo (Jacek Dudek, Renata Zmarzlińska-Kulik i Tadeusz Sokołowski z PiS oraz Kazimierz Górski z SLD). Wszyscy pozostali byli przeciw. Nie pomogło nawet bardzo merytoryczne wystąpienie reprezentującej Stowarzyszenie Rozwoju Klimontowa Pani Bożeny Wiklińskiej, która apelowała do radnych o poparcie mojej poprawki. Co ważniejsze, zgodnie z obowiązującym prawem była to ostatnia szansa na dokonanie zmiany przez Radę Miasta. Z końcem roku uprawnienie to przechodzi w ręce komisarza wyborczego i gdyby nawet ponownie zaistniały okoliczności umożliwiające zmianę, to taka decyzja nie będzie zapadała w Sosnowcu. Po raz kolejny zdrowy rozsądek i oczekiwania mieszkańców musiały ustąpić przed partykularnym politycznym interesem partyjnych liderów i ślepą klubową dyscypliną. Warto o tym pamiętać, gdy wkrótce ci sami ludzie będą mieli usta pełne deklaracji o chęci służenia ludziom.
Karol Winiarski