Sosnowiecki „Układ Słoneczny”
Nie ulega wątpliwości, że przetasowania na sosnowieckiej scenie politycznej w największym stopniu interesują samych zainteresowanych. Trudno się temu dziwić – trudności, ale i przyjemności, dnia codziennego są o wiele bardziej absorbujące niż obserwacja często jałowych politycznych sporów i partyjnych peregrynacji lokalnych polityków. Tyle, że w demokratycznym systemie władzy, a taki przynajmniej formalnie posiadamy, oznaczać to może czystą przypadkowość wyników odbywających się co kilka lat wyborów. Może więc jednak warto przełamać niechęć (czy nawet niekiedy obrzydzenie) i poświęcić choć trochę uwagi temu co dzieje się w budynku przy Alei Zwycięstwa 20.
Gdyby w Sosnowcu przyznawano tytuł Człowieka Roku, dostałby go z pewnością Prezydent Arkadiusz Chęciński. Na dodatek, byłoby to trzecie z rzędu jego zwycięstwo w tym plebiscycie. W 2013 roku za awans na stanowisko członka zarządu województwa śląskiego. W 2014 za niespodziewane zwycięstwo w wyborach samorządowych. W 2015 za rozbicie i spacyfikowanie opozycji. Może to działanie mało twórcze, a etycznie czasami dość podejrzane, ale polityka z moralnością zwykle nie ma wiele wspólnego, co już pół tysiąca lat temu zauważył Niccolo Machiavelli. Liczy się przede wszystkim skuteczność. A tej trudno naszemu Prezydentowi odmówić.
Rok temu Arkadiusz Chęciński odrzucił tradycyjną koncepcję stworzenia większościowej koalicji na rzecz budowy „układu słonecznego” – oczywiście z nim samym jako centralnym obiektem wokół którego krążą przyciągani siłą „grawitacji” radni. Niektórzy z nich po prostu zawsze są po stronie władzy i nawet tego nie ukrywają. Inni znajdują się pod urokiem naszej „centralnej gwiazdy” wspartej jego wrodzonymi psychomanipulatorskimi zdolnościami. Są oczywiście i tacy, którzy uzyskują dzięki temu osobiste – najczęściej polityczne – korzyści.
Najsilniej związani są oczywiście radni Platformy, których lojalność niewiele różni się od tej jaką demonstrują posłowie Prawa i Sprawiedliwości wobec prezesa Kaczyńskiego. Oczywiście daleko naszemu Prezydentowi do prezesa – podejmowane przez niego działania nie wymuszają, przynajmniej na razie, głosowania wbrew własnemu sumieniu. Ale gdyby taka sytuacja miała miejsce, wątpię żeby radni PO byli w stanie masowo sprzeciwić się swojemu szefowi.
Niewiele dalej od naszego „Słońca” krążą członkowie klubu „Tak dla Sosnowca”. Może i lider tego ugrupowania, Adam Wolski, chciałby odgrywać bardziej samodzielną rolę, ale po pierwsze przy obecnym układzie sił w Radzie nie ma takiej możliwości, a po drugie w razie sprzeciwu nie mógłby nawet liczyć na poparcie pozostałych członków własnego klubu. Jego silne związanie z Prezydentem potwierdził akces do dziwnego tworu powstałego dzień przed sesją budżetową, a nazwanego „Wspólnie dla Sosnowca”. Trudno zrozumieć czemu, oczywiście poza korzyściami wizerunkowymi, miało służyć powołanie tej struktury, która raczej powinna nosić nazwę „Wspólnie dla Prezydenta”. Przecież żaden z radnych nie chce działać wbrew interesom swojego miasta i jego mieszkańców, chociaż czasami może ten interes definiować inaczej niż Arkadiusz Chęciński. Nie jest niestety tego w stanie zrozumieć Jan Bosak, który zgłaszając akces do tego dziwnego tworu potwierdził dość powszechną opinię, że całkowicie się pogubił. Jest to tym bardziej przykre biorąc pod uwagę, że do tej pory uchodził za jednego z nielicznych radnych posiadających własne zdanie i potrafiących go bronić. Trudno też odmówić mu pracowitości i zaangażowania, czego o wielu innych radnych raczej nie można powiedzieć.
Wielkim politycznym sukcesem naszej sosnowieckiej „gwiazdy” jest rozbicie klubu radnych Niezależnych. O ile odejście Adama Wolskiego i Katarzyny Kidawy-Kałki nie stanowiło większego zaskoczenia, o tyle przejście na stronę Prezydenta byłego już przewodniczącego klubu Pawła Wojtusiaka i Kamila Wnuka, osób związanych ze środowiskiem Macieja Adamca od wielu lat, dla osób mniej dokładnie śledzących wydarzenia w mieście mogło być szokiem. Teza o „kupieniu” obydwu radnych przez Arkadiusza Chęcińskiego wydaje się chyba zbytnim uproszczeniem. Większe znaczenie w decyzji, którą obydwaj radni podjęli, miała moim zdaniem utrata przez nich wiary przyszły polityczny sukces ich dotychczasowego protektora. Zwycięstwo, które rok temu było tak blisko, za trzy lata wydaje się odległe jak nigdy do tej pory. Stąd obydwaj panowie najprawdopodobniej uznając, że na tej łódce długo już nie popłyną (czy mają rację, to już zupełnie inna sprawa) postanowili zmienić statek. Tyle, że na razie nie bardzo wiadomo pod jaką banderą będzie on ostatecznie pływał.
W dniu sesji w sali obrad kierownictwa Miasta (pomiędzy gabinetami Prezydenta i jego I zastępcy) odbyło się spotkanie założycielskie „Aktywnych Sosnowiczan”. Oficjalnie ma to być apolityczne stowarzyszenie osób zaangażowanych społecznie na terenie naszego miasta. Trudno jednak w to uwierzyć w sytuacji, gdy jego członkami jest trzech młodych radnych klubu SLD i dwóch z klubu Niezależnych. Powstanie stowarzyszenia było całkowitym zaskoczeniem dla starszych członków tego pierwszego ugrupowania, ponieważ o zamierzeniach swoich młodszych kolegów nie zostali nawet poinformowani. Nie zostali, ponieważ główny pomysłodawca tego nowego projektu – Tomasz Niedziela – wyraźnie nie jest już swoją macierzystą partią zainteresowany.
W przeciwieństwie do Pawła Wojtusiaka, Kamila Wnuka, Wojciecha Nitwinki czy Łukasza Litewki, których celem jest jedynie utrzymanie zdobytych pozycji (czyli mandatu radnego) przez następne kadencje, ambicje polityczne Tomasza Niedzieli sięgają o wiele dalej. Tymczasem ugrupowanie, z którym związał się od wczesnej młodości, właśnie dożywa swoich dni. Na dodatek kolejne przegrane, a prowadzone przez niego, kampanie wyborcze (samorządowa i parlamentarna) oraz wojna, którą wydał kilku starszym liderom swojej partii, spowodowały, że jego dni w SLD wydają się policzone. Co więcej, perspektywy ewentualnej nowej formacji lewicowej biorąc pod uwagę skłócenie obecnych liderów (SLD, Ruchu Palikota, Partii Razem i kilku innych kanapowych ugrupowań) oraz widoczne od kilku lat przesuwanie się sympatii Polaków w stronę ugrupowań o orientacji narodowo-konserwatywnej (chociaż jednocześnie mocno socjalno-roszczeniowej jeżeli chodzi poglądy gospodarcze), są raczej mgliste. W tej sytuacji Tomasz Niedziela postanowił nie czekać aż zostanie całkowicie zmarginalizowany przez partyjnych „kolegów” i rozpoczął realizację swojego własnego projektu. Projektu politycznego, a nie społecznego jak twórcy „Aktywnych Sosnowiczan” próbują wszystkim wmówić.
Nowa inicjatywa może być w perspektywie poważnym zagrożeniem dla naszego Prezydenta. Odciąga bowiem kilku radnych, których Arkadiusz Chęciński chętnie widziałby na swojej orbicie. Rachunek, który będzie musiał zapłacić za ich utrzymanie na swojej orbicie z pewnością nie będzie obejmował wyłącznie remontów kilku osiedlowych ulic, chodników czy budowy placów zabaw. Takie „koraliki” Tomasza Niedzielę niespecjalnie interesują. Gdyby Prezydent tej ceny nie był skłonny zapłacić, może się okazać, że w staraniach o reelekcję przybędzie Prezydentowi dodatkowy konkurent, który co prawda szans na zwycięstwo większych nie ma, ale może pozbawić go sporej ilości głosów i mandatów w Radzie. To jeszcze bardziej skomplikowałoby jego sytuację, która i tak może być trudna, jeżeli Platformie nie uda się zatrzymać się dramatycznego spadku notowań, a główną siłą opozycyjną na polskiej scenie politycznej stanie się Nowoczesna Ryszarda Petru. Dlatego będzie się starał za wszelką cenę związać ze sobą radnych należących do nowego stowarzyszenia. Dałoby mu to nie tylko trwałą większość w obecnej Radzie, ale też mogłoby znacząco zwiększyć szanse na przedłużenie władzy o kolejną kadencję. Wymarzonym rozwiązaniem byłby start w wyborach samorządowych pozapartyjnego stowarzyszenia, które popierałoby Arkadiusza Chęcińskiego jako kandydata na Prezydenta. Mogłoby ono znacząco osłabić znienawidzonych i zawsze groźnych Niezależnych, powiększając na dodatek ilość zdobytych głosów w wyborach prezydenckich.
Czy plany Arkadiusza Chęcińskiego są realne? Przez dwa najbliższe lata nie powinien obawiać się ze strony nowego ugrupowania większego zagrożenia. Ale w roku wyborczym może przeżyć zdziwienie równie wielkie jak Kazimierz Górski w trakcie ubiegłorocznej kampanii wyborczej słuchając krytyki pod swoim adresem ze strony wieloletniego koalicjanta – Arkadiusza Chęcińskiego. Gdyby na dodatek całkowitej anihilacji uległa Platforma Obywatelska, nasz Prezydent musiałby sam stanąć na czele pozapartyjnego ugrupowania. A zmieszczenie w jednym komitecie wyborczym dotychczasowych radnych PO, członków „Aktywnych Sosnowiczan” i „Tak dla Sosnowca” oraz Jana Bosaka wymagałoby od niego nie lada politycznej wirtuozerii.
Bierną rolę w Radzie odgrywają radni Prawa i Sprawiedliwości. Ich pole manewru jest bardzo ograniczone ze względu na polityczne ograniczenia i brak zainteresowania sytuacją w mieście ze strony posłanki Ewy Malik. Od wielu lat ta bliska współpracownica Jarosława Kaczyńskiego (co gwarantuje jej dożywotni mandat poselski) koncentruje swoją aktywność w Sosnowcu na utrącaniu zbyt aktywnych i zbyt ambitnych radnych swojej partii. Konsekwencje można było zobaczyć na ostatniej sesji, gdy nikt z radnych PiS-u nie zaprezentował stanowiska swojego ugrupowania w sprawie budżetu miasta. Powodem był brak przewodniczącego klubu – po tym jak dwa miesiące temu Michał Potoczny został senatorem funkcja ta pozostaje nieobsadzona. Dlatego klub PiS-u przypomina pozycję Jowisza w układzie słonecznym – wielkiego gazowego olbrzyma, który jednak w żaden sposób nie wpływa na działalność centralnej gwiazdy. Jest to oczywiście sytuacja idealna dla Arkadiusza Chęcińskiego, który będzie robił wszystko żeby nie uległa zmianie.
Pozostali radni znajdują się wobec Prezydenta w położeniu podobnym jak obiekty w Pasie Kuipera czy Obłoku Oorta w stosunku do Słońca. Krążą daleko od naszej sosnowieckiej „gwiazdy” i nie stanowią przedmiotu większego zainteresowania z jego strony. Po pierwsze nie są mu za bardzo potrzebni, a po drugie są dość odporni na sposoby przyciągania tak skutecznie stosowane wobec ich kolegów i koleżanek z Rady. Oczywiście pojawiające się z ich strony krytyczne opinie burzą tworzony przez propagandę urzędu i niektórych usłużnych dziennikarzy (zwłaszcza jednej z centralnych gazet, której ponoć „nie jest wszystko jedno”) obraz gospodarnego i odpowiedzialnego Prezydenta, co zawsze irytuje nasze „Słońce”, ale póki co nie stanowią poważnego zagrożenia.
Przed naszym Prezydentem dwa lata względnego spokoju. Daje mu to możliwość realizowania własnego programu. Problem polega na tym, że takowy w zasadzie nie istnieje. Nie jest to zresztą do końca wina Arkadiusza Chęcińskiego. Nie tylko Sosnowiec uzależniony jest od funduszu unijnych, bez których większości samorządów nie stać praktycznie na żadne poważniejsze inwestycje. A z pieniędzmi unijnymi jest problem – nie wiemy na co, nie wiemy ile i nie wiemy kiedy je dostaniemy. Nasza akcesja do UE całkowicie zabiła racjonalne planowanie rozwoju w polskich samorządach. Realizuje się nie to co najważniejsze, ale to na co dostajemy pieniądze. Na dodatek żeby je dostać, bardzo często trzeba mieć przygotowaną dokumentację projektową. Ponieważ od ogłoszenia konkursu do momentu złożenia wniosku czasu jest zbyt mało, żeby cokolwiek przygotować, dlatego masowo sporządza się projekty z całą świadomością, że wiele z nich nigdy nie zostanie zrealizowanych. Gdy za kilka lat ilość środków unijnych ulegnie zmniejszeniu, eurouzależnienie polskich samorządów doprowadzi do ogromnego kryzysu wielu polskich miast.
Jest jednak jedna inwestycja, którą Arkadiusz Chęciński zrealizuje bez względu na okoliczności. To oczywiście Centrum Sportowe, a w zasadzie jego najkosztowniejsza część czyli stadion piłkarski. Trudno do końca zrozumieć czym kieruje się Prezydent. Mam wrażenie, że zdaje sobie sprawę z finansowych konsekwencji realizacji swojego pomysłu dla Sosnowca. A będą one poważne – przez kilkanaście lat możliwości inwestycyjne naszego miasta zostaną ograniczone o co najmniej ¼. W przypadku poważniejszych perturbacji w polskiej gospodarce lub majstrowaniu kolejnych rządów przy systemie podatkowym (zwłaszcza podatku dochodowego od osób fizycznych) może to mieć katastrofalne skutki. A mimo tego Prezydent konsekwentnie realizuje swój pomysł. I nic go nie zatrzyma, a już na pewno nie radni, chociaż większość z nich zdaje sobie sprawę z absurdalności tego przedsięwzięcia. Głośno tego jednak nie powiedzą – zdają sobie sprawę jak ważna to inwestycja dla sosnowieckiego „Słońca”. A wielu z nich bez energii centralnej gwiazdy układu nie jest w stanie funkcjonować. Powinni jednak pamiętać, że żywot gwiazd nie jest wieczny. Także tych politycznych. Nawet tej naszej – sosnowieckiej.
Karol Winiarski