Tu jest Polska
Nie każdy chce się zaszczepić. Ale nie każdy też może. A przynajmniej nie od razu. Wydawało się, że jako nauczyciel jestem tym szczęśliwcem, który znalazł się w pierwszej grupie. Przynajmniej tak twierdzi minister Dworczyk. To jeden z inteligentniejszych i bardziej komunikatywnych polityków, a więc dobrze wie, że kłamie w żywe oczy. Można oczywiście wszystkich Polaków zaliczyć do grupy pierwszej, a nawet zerowej. Papier wszystko przyjmie. Tylko, że tak naprawdę liczy się rzeczywista kolejność w kolejce.
Pierwsza grupa, zwana z nie wiadomo jakich powodów zerową, to oczywiście pracownicy medyczni. Zaliczono do nich także pracowników administracji placówek medycznych, którzy często żadnego kontaktu z pacjentami nie mają. Po pewnym czasie zezwolono nawet na szczepienie członków ich rodzin. Jak w PRL-u. Gdy ktoś pracował np. na kolei, to rodzina miała zniżkowe, a chyba nawet i darmowe, bilety.
Druga grupa to osoby powyżej 80 roku życia – oczywiście z powodu największej śmiertelności w tej grupie wiekowej. W trzeciej znaleźli się Polacy mający ponad 70 lat. Potem ci po sześćdziesiątce, dalej osoby z chorobami współistniejącymi. Dopiero po ich zaszczepieniu przyjdzie czas na kolejne grupy, które według rządu rzekomo znalazły się w grupie pierwszej – w tym także nauczyciele. Jak dobrze pójdzie, może załapiemy się na sierpień.
Nie chodzi jednak o to, aby nauczycieli traktować priorytetowo. Najważniejsze jest przecież ludzkie życie. Dlatego podstawowym kryterium powinien być wiek i stan zdrowia, ponieważ te dwa czynniki zwiększają śmiertelność. Tylko, że o tym wiedziano od początku pandemii. Można było spokojnie opracować i przekonsultować dokładny harmonogram szczepień poszczególnych grup społecznych. Tymczasem wszystko ustalane jest dopiero teraz, gdy szczepienia już się odbywają, a kolejność na liście zmienia się szybciej niż pogoda. Na dodatek w istniejących sposobach rejestracji nie widać elementarnej logiki.
W grupie uprzywilejowanych znalazła się moja 82-letnia mama. Z powodów oczywistych postanowiłem przejąć obowiązek jej zarejestrowania do szczepienia. Po szumnych zapowiedziach rządzących byłem przekonany, że to sprawa prosta i szybka. O święta naiwności.
Pierwszą moja myślą była rejestracja internetowa. Znalezienie odpowiedniej strony nie sprawiło większego problemu. Przygotowałem PESEL mojej rodzicielki licząc, że to w zupełności wystarczy. A tu niespodzianka. Okazało się, że do rejestracji internetowej potrzebny jest profil zaufany. Jeżeli twórcy systemu sądzili, że seniorzy powszechnie z tego narzędzia korzystają, to nazwanie ich oderwanymi od rzeczywistości jest określeniem najłagodniejszym z możliwych.
Na szczęście nasi troszczący się o seniorów rządzący przewidzieli możliwość założenia tzw. profilu tymczasowego. Niestety, pojawia się tu pewien problem, o którym informuje zamieszczony na stronie komunikat: „Swoją tożsamość potwierdzisz w rozmowie wideo. Rozmowa wideo z urzędnikiem odbędzie się za pomocą aplikacji Microsoft Teams. Do rozmowy będzie ci potrzebne urządzenie, które ma kamerę i mikrofon – na przykład telefon, tablet, laptop. Urzędnik wyśle ci w e-mailu link do rozmowy wideo. Niektóre urządzenia wymagają wcześniejszego zainstalowania aplikacji.” Odlot totalny.
Po fiasku rejestracji internetowej postanowiłem spróbować drugiej możliwości – rejestracji bezpośrednio w punkcie szczepień. Wybrałem Przychodnię nr 10 (ul. Hallera), w której moja mama od wielu lat korzysta z usług POZ. Wielokrotne próby dodzwonienia zakończyły się niepowodzeniem. Udałem się więc osobiście na ulice Hallera. Stanąłem przed drzwiami i … na tym zakończyła się moja próba wykorzystania tej możliwości rejestracji. Na drzwiach zobaczyłem wielki plakat z komunikatem informującym „drogich seniorów”, że lista szczepionkowa została już zamknięta i nie ma możliwości zapisania się. Co ciekawe, następnego dnia plakat zniknął. Widocznie szczepionki się cudownie rozmnożyły.
Po dwóch porażkach pozostała mi trzecia droga – infolinia (989). Już za pierwszym razem uzyskałem połączenie i po wysłuchaniu instrukcji (trochę na mój gust zbyt długiej) oraz wybraniu określonej opcji zgłosił się młody i bardzo uprzejmy rejestrator. Poprosił o PESEL mojej mamy. Po jego podaniu wymienił jej nazwisko i oba imiona pytając się czy chodzi o tą osobę. Następnie poprosił o podanie numeru telefonu komórkowego w celu możliwości wysłania przypominającego o szczepieniu sms-a. Bardzo szybko i sprawnie ustaliliśmy też miejsce i termin szczepienia – co prawda to drugi kraniec Sosnowca (Kazimierz), ale za to już 17 lutego. I to wszystko. Po dotychczasowych doświadczeniach byłem autentycznie pozytywnie zaskoczony.
Cały czas zastanawiam się jednak dlaczego do rejestracji internetowej potrzebny jest profil zaufany, a przy tej samej czynności wykonywanej przez infolinię wystarczy podanie PESEL-u osoby rejestrowanej? Nie rozumiem też dlaczego osoby w tak zaawansowanym wieku, mające najczęściej problemy z poruszaniem się, nie są automatycznie rejestrowane w najbliższym ich miejscu zamieszkania punkcie szczepień? Dlaczego ilość szczepionek jest taka sama dla każdego punktu, a nie jest dzielona przy uwzględnieniu liczby osób w określonym wieku tam zarejestrowanych? Po co ogłasza się zapisy dla grup liczących więcej osób niż ilość szczepionek, którymi będziemy dysponować w najbliższych tygodniach, co doprowadza do niepotrzebnego gromadzenia się ludzi w punktach szczepień, po to jedynie żeby odejść od nich z kwitkiem. Dlaczego nie przeprowadza się gier symulacyjnych, które pozwoliłyby wykryć słabe punkty systemu? Zapewne nikt nie jest w stanie udzielić na te pytania racjonalnych odpowiedzi. Dlaczego? Przecież to oczywiste. Tu jest Polska.
Karol Winiarski