Tu jest Polska – ciąg dalszy
Tydzień temu pojawiła się ponowna możliwość rejestracji na szczepienia osób powyżej 70 roku życia. Ponieważ mama nie załapała się w pierwszym naborze, podjąłem kolejną próbę. Po dodzwonieniu się na infolinię okazało się, że jedyny wolny termin w Sosnowcu to 31 marca w niepublicznej przychodni przy Alei Wolności. O godzinie 19.45. Mimo wszystko uznałem, że nie można wybrzydzać. Przypuszczałem, że o tej porze pewnie nie będzie już zbyt wielu ludzi. O święta naiwności.
Dojeżdżając do miejsca szczepienia zobaczyłem migające koguty policyjnych radiowozów. Okazało się, że Aleja Wolności jest zakorkowana i policja odcięła możliwość wjazdu. Młody policjant poinformował mnie, że muszę zaparkować na osiedlu i dojść do przychodni – tak z pół kilometra. Po informacji o ograniczonej mobilności mojej mamy zgodził się na podwiezienie jej pod przychodnię pod warunkiem, że natychmiast stamtąd odjadę. Dopiero kiedy uświadomiłem mu, że mama sama sobie z pewnością nie poradzi z powodu postępującej demencji, zgodził się na nasz wjazd. Miły chłopak.
Po zaparkowaniu (rzeczywiście z trudem) w pobliżu przychodni, udaliśmy się w kierunku szczepionkowego raju. I tu szok. Setki ludzi na placu przed wejściem. Najczęściej w podeszłym wieku, wielu o kulach, niektórzy na wózkach. Kilku szczęśliwców siedziało na stołeczkach wyniesionych z przychodni. Żadnego dystansu, nie wszyscy w maseczkach. I prawie godzinne opóźnienie w stosunku do wyznaczonej godziny szczepienia. Na szczęście nie padało i było dość ciepło. A policjanci nie interweniowali. A mogli – przecież było to ewidentnie nielegalne zgromadzenie.
Oczywiście opóźnienia się zdarzają. Tyle, że w systemie są telefony osób zapisanych na szczepienia. Po rejestracji i dzień przed dniem szczepienia wysyłane były informacyjne sms-y. Wystarczyłoby wykorzystać system do powiadomienia o opóźnieniu. Nie przyjeżdżaliby wówczas przedwcześnie i nie musieliby czekać. Ale to widocznie przekracza możliwości osób odpowiedzialnych za szczepienia. W końcu to jest Polska.
Po ponad godzinnym oczekiwaniu udało się w końcu do stać do środka. Gdy miesiąc temu w Szpitalu Św. Barbary byłem szczepiony, lekarka zmierzyła mi ciśnienie, temperaturę, zadała kilka pytań dotyczących mojego stanu zdrowia. W przypadku mojej mamy nic takiego nie miało miejsca. Widocznie uznano, że zajmuje to zbyt dużo czasu. Tym bardziej, że dochodziła 21, a na placu przed przychodnią dalej kłębił się tłum. Godzina 19.45. nie była ostatnią, na którą rejestrowano chętnych do zaszczepienia.
Dzień wcześniej premier Morawiecki ogłosił swój kolejny sukces. Dzień przed terminem udało się przekroczyć liczbę 6 mln podanych dawek. Może nawet dogonimy Izrael. Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatnio. Oczywiście tym, którzy przeżyją.
Prognozy pogody na najbliższe dni zapowiadają opady deszczu i obniżenie temperatury. Mimo wszystko mieliśmy dużo szczęścia. W maju druga dawka. Może i tym razem szczęście dopisze.
Karol Winiarski