Wielka wymiana
Jak za starych, niedobrych czasów, doszło do wymiany więźniów między Rosją (kiedyś ZSRR) a blokiem państw zachodnich. W zamian za dwunastu więźniów skazanych z polecenia Putina na długoletnie więzienie za najczęściej wydumane przestępstwa, uwolniono ośmiu rosyjskich szpiegów i pracowników rosyjskiego wywiadu. Wśród wypuszczonych przez Kreml, oprócz obywateli amerykańskich, byli też działacze antyputinowskiej opozycji i obrońcy praw człowieka, na co bardzo nalegał zaangażowany w negocjacje kanclerz Niemiec, Olaf Scholz. Nie dożył dnia wymiany Aleksiej Nawalny, co zresztą przywróciło spekulacje co do powodów śmierci najbardziej znanego rosyjskiego opozycjonisty. Być może Władymir Putin, któremu bardzo zależało na uwolnieniu jego szpiegów, a jednocześnie nie chciał wypuścić z rąk Nawalnego, postanowił rozwiązać ten problem w sposób ostateczny. Tym samym sukces prowadzonych negocjacji oznaczałby dla niego wyrok śmierci. Nie jest to jedyna kontrowersja dotycząca całej operacji.
Wśród uwolnionych rosyjskich agentów znalazł się pułkownik Federalnej Służby Bezpieczeństwa Wadim Krasikow, który 2019 roku zamordował w Berlinie czeczeńskiego dowódcę partyzanckiego z czasów drugiej wojny rosyjsko-czeczeńskiej, Zelimchana Changoszwilego. Zatrzymany przez niemiecką policję dwa lata później został skazany przez berliński sąd na karę dożywotniego więzienia. Teraz, po pięciu latach odsiadki, wrócił do Rosji, serdecznie witany na moskiewskim lotnisku przez Władymira Putina. Nawet w czasach zimnej wojny mordercy nie podlegali wymianie. Z drugiej jednak strony Rosja traktowała Changoszwilego jako niebezpiecznego terrorystę. W podobny sposób swoich wrogów likwidują Amerykanie (od czasów Baracka Obamy zwykle za pomocą rakiet wystrzeliwanych z dronów, co niejednokrotnie powoduje także śmierć przypadkowych osób), a przede wszystkim Izraelczycy. Tylko w ostatnich dniach w ten sposób zginęli były premier Autonomii Palestyńskiej, a ostatnio lider politycznego skrzydła Hamasu Ismail Hanija (izraelscy agenci, wykorzystując fakt jego pobytu w Teheranie na zaprzysiężeniu nowego irańskiego Prezydenta, prawdopodobnie kilka tygodni wcześniej podłożyli ładunek wybuchowy w pokoju w pilnie strzeżonym ośrodku tamtejszych służb specjalnych) oraz wojskowy przywódca Hezbollahu Fuad Szukr (wyeliminowany przez izraelską rakietę w Bejrucie). Żadna z ofiar nie została skazana wyrokiem sądowym (co ciekawe, w Izraelu nie ma kary śmierci, a w Rosji obowiązuje moratorium na jej orzekanie), a różnica między terroryzmem a walką o niepodległość najczęściej zależy od poglądów osób oceniających.
Wśród odesłanych do Moskwy znalazł się też Paweł Rubcow zatrzymany przez ABW kilka dni po agresji Rosji na Ukrainę. Występujący oficjalnie jako hiszpański dziennikarz pod nazwiskiem Pablo Gonzales (jest synem córki hiszpańskich komunistów, którzy wyemigrowali do Związku Radzieckiego po zwycięstwie w wojnie domowej generała Franco), okazał się uśpionym agentem GRU. Przez ponad dwa lata toczyło się w jego sprawie śledztwo, a akt oskarżenia miał zostać przekazany do sądu w najbliższych dniach. Gdyby tak się stało, decyzję o jego zwolnieniu z aresztu tymczasowego musiałby podjąć sąd. Ponieważ jednak dalej trwało postępowanie przygotowawcze, decyzję mógł to zrobić prokurator. Decyzji tej nie podjął jednak prokurator prowadzący sprawę, a Prokurator Krajowy, Dariusz Korneluk. Nie został o tym poinformowany Wydział Prokuratury Zamiejscowej w Lublinie, w którym toczyło się postępowanie. Nie wiadomo nawet czy śledztwo będzie dalej prowadzone czy też zostanie umorzone. Tak w praktyce wygląda niezależność prokuratury.
Nie wiadomo za co dziękował Andrzejowi Dudzie Donald Tusk. Początkowo wydawało się, że Rubcow został przez Prezydenta ułaskawiony, podobnie jak wielu innych uczestników wymiany przez swoich prezydentów. Byłoby to praktyczne zastosowanie interpretacji pozwalającej Prezydentowi na skorzystanie ze swojego prawa na każdym etapie postepowania. Kancelaria Prezydenta zdecydowanie jednak temu zaprzeczyła. W tej sytuacji nie wiadomo jednak za co Prezydentowi dziękował premier, skoro do tej pory odmawiano mu realnego wpływu na działania polskiej dyplomacji.
W zamian za uwolnienie Wadima Krasikowa władze niemieckie odzyskały swojego obywatela, Rico Kriegera, skazanego przez Aleksandra Łukaszenkę (podobnie jak w Rosji białoruskie sądy niewiele mają wspólnego z niezawisłością) na karę śmierci (Białoruś jest ostatnim europejskim krajem, w którym ona obowiązuje). Jak widać wymiana nie dotyczyła wyłącznie więźniów siedzących w rosyjskich łagrach i Niemcy mogli wymienić swojego obywatela w zamian za rosyjskiego zabójcę. Łukaszenko nie dostał nic, ale musiał spełnić prośbę swojego kremlowskiego zwierzchnika. Tyle, że w dokładnie w tej samej sytuacji znalazła się Polska. W zamian za przekazanie Pawła Rubcewa, w przeciwieństwie do Niemców, nie dostaliśmy żadnego z Polaków więzionych w Rosji czy Białorusi. Szczególne oburzenie budzi brak uwzględnienia w całym procesie wymiany dziennikarza i działacza polskiej mniejszości narodowej w Białorusi, Andrzeja Poczobuta, który odbywa wieloletni wyrok więzienia i prawdopodobnie znajduje się w fatalnym stanie zdrowia. Po raz kolejny okazało się, że rację miał Radosław Sikorski gdy ponad dziesięć lat temu w rozmowie odbywanej w restauracji „Amber Room” z Jackiem Rostowskim stwierdził, że nasz sojusz z USA jest: „nic niewartym robieniem loda Amerykanom, którzy traktują nas jak murzynów”. Tyle, że zarówno wówczas, jak i teraz to on był i jest polskim ministrem spraw zagranicznych. A jeśli w ciągu kilku najbliższych miesięcy negocjacje, które podobno toczą się w jego sprawie z władzami Białorusi, nie przyniosą szczęśliwego zakończenia, to będzie to kompromitacja polskiego rządu i polskiej dyplomacji.
Największą kontrowersję budzi jednak sama wymiana. Władymir Putin witający na lotnisku swoich uwolnionych agentów uwiarygadnia się w oczach społeczeństwa i co najważniejsze służb, od których zależne są jego rządy. Może także w dalszym ciągu wysyłać swoich ludzi, także tych od mokrej roboty, do krajów Europy Zachodniej i USA. Nawet jeśli wpadną, zawsze można będzie aresztować cudzoziemców albo nawet wykorzystać więzionych opozycjonistów, aby mieć kogoś na wymianę. Dlaczego w takim razie Joe Biden zgodził się na zawarcie układu z rosyjskim dyktatorem i akceptacje państwowego terroryzmu, który on uprawia? Za trzy miesiące odbędą się w USA wybory prezydenckie. Amerykanie polityką zagraniczną niespecjalnie się interesują, ale losem własnych obywateli już tak. Dlatego Prezydent wraz Kamalą Harris witali na lotnisku uwolnionych obywateli swojego kraju. Dla wyborczego zwycięstwa można zapomnieć o wartościach, które się oficjalnie głosi. Zwłaszcza, gdy samemu stosuje się czasami podobne metody. Oczywiście w imię obrony demokracji i praw człowieka. Czyli amerykańskich interesów.
Karol Winiarski