Wspólnota strachu
Kilka lat temu Andrzej Duda określił Unię Europejską jako wyimaginowaną wspólnotę. Pod względem socjologicznym miał rację. Zdecydowana większość obywateli państw unijnych nie czuje się Europejczykami w większym stopniu niż Francuzami, Holendrami, Czechami, Włochami czy Polakami. Unia Europejska jest jednak wspólnotą polityczną, a przede wszystkim wspólnotą wartości. Jest, a w zasadzie była. Ostatnie decyzje podjęte na spotkaniu przywódców krajów członkowskich oznaczają, że Europa stała się wspólnotą strachu. Podwójnie. Z jednej strony to strach obywateli krajów unijnych przed migrantami, których obarczają winą za narastający kryzys społeczno-gospodarczy, chociaż ma on o wiele bardziej zróżnicowane i głębsze przyczyny. Z drugiej, przerażenie polityków partii mainstreamowych, którzy tracą wyborców na rzecz narodowych populistów.
Unia Europejska od lat traci konkurencyjność i technologiczną innowacyjność w stosunku do Stanów Zjednoczonych i Chin – dwóch głównych obecnie światowych potęg gospodarczych. Ten jeszcze kilkadziesiąt lat temu dominujący gospodarczo kontynent, powoli staje się drugoligowym graczem w światowej rywalizacji ekonomicznej. Zamiast wspólnymi siłami konkurować ze światowymi mocarstwami, kraje członkowskie coraz ostrzej rywalizują między sobą i coraz mniej skutecznie starają się utrzymać dotychczasowy poziom życia własnych społeczeństw. Jeszcze gorzej wygląda siła polityczna europejskiej wspólnoty. Symptomatyczne było to, że wiele godzin zajęło ostatnio uzgadnianie stanowiska w sprawie skandalicznych ataków wojsk izraelskich na siły ONZ w południowym Libanie. Efektem jest postępujący spadek znaczenia Unii Europejskiej w polityce międzynarodowej. Ostatnim atutem UE pozostawała obrona demokratycznych wartości i praw człowieka. Pełne poparcie dla pomysłu Donalda Tuska, a wcześniej akceptacja działań Finlandii, świadczy o tym, że to się właśnie skończyło. Tylko jeżeli UE zrezygnuje z obrony tych wartości, to jaki będzie sens dalszego funkcjonowania tej kosztownej w utrzymaniu i narzucającej coraz bardziej oderwane od rzeczywistości wymagania (głównie klimatyczne) organizacji?
Donald Tusk idealnie wpisał się w nowe trendy Unii Europejskiej. Pozwoliło mu to odnieść medialny sukces na ostatnim szczycie wspólnoty. Uwiarygodniło to też propagandowy przekaz rządzącej koalicji o powrocie Polski do grona państw współdecydujących o polityce międzynarodowej. I byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że dzień później w Berlinie pojawił się Joe Biden. Była to pożegnalna wizyta kończącego kadencję amerykańskiego Prezydenta, ale też ważne spotkanie dotyczące Ukrainy. Dlatego w niemieckiej stolicy pojawili się również Prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Donalda Tuska i Andrzeja Dudy nie zaproszono, chociaż omawiano sprawy, które dla Polski są o wiele ważniejsze niż dla pozostałych uczestników spotkania. Nasz kraj odgrywał ogromną rolę w początkowej fazie wsparcia dla Ukrainy. Ale to już przeszłość. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść.
Zaskakująca zapowiedź Donalda Tuska „czasowego i terytorialnego ograniczenia prawa do azylu” wywołała szok po liberalno-lewicowej stronie opinii publicznej, co zresztą budzi jeszcze większe zdziwienie. Nie po raz pierwszy przecież okazało się, że zmiana władzy dokonana rok temu nie oznacza zmiany prowadzonej przez poprzednią ekipę polityki. I nie dotyczy to wyłącznie działań podejmowanych w stosunku do migrantów. Oczywiście politycy Koalicji Obywatelskiej zaczęli prześcigać się w zachwytach nad genialnością swojego przywódcy, chociaż gdyby podobna propozycja została zgłoszona przez ich politycznych adwersarzy, wyliby z oburzenia. Pełnego poparcia udzieliło Polskie Stronnictwo Ludowe, co jednak nie dziwi, ponieważ jeszcze przed zmianą władzy ludowcy popierali wszystkie pomysły dotyczące tzw. „uszczelniania” polskiej granicy. Hołownia i spółka poszli w ślady Jarosława Gowina, który jak wiadomo głosował za, ale się nie cieszył. Tym samym stracili idealną okazję, aby w zgodzie z deklarowanymi przekonaniami pokazać, że różnią się od Koalicji Obywatelskiej. Okazało się, że łatwiej płakać nad Konstytucją niż walczyć o jej przestrzeganie (art. 56 wyraźnie prawo do azylu gwarantuje). Honor zachowali jedynie przedstawiciele Nowej Lewicy, którzy sprzeciwili się proponowanym rozwiązaniom. Nie wiadomo jednak czy równie pryncypialnie zachowają się w trakcie głosowań parlamentarnych nad projektami konkretnych rozwiązań ustawowych. Jeżeli wytrwają w oporze, złamią umowę koalicyjną zobowiązującą wszystkich koalicjantów do popierania projektów rządowych. Jeżeli wymiękną, doprowadzą do rozpadu swojego klubu, ponieważ Lewica Razem z pewnością wybierze wówczas samodzielny byt.
Zawieszenie prawa do azylu jest tylko jednym z elementów przyjętej przez rząd strategii migracyjnej, której oficjalny tytuł brzmi „Odzyskać kontrolę. Przywrócić bezpieczeństwo”, co paradoksalnie bardzo przypomina hasło brexitowców. Ale Donald Tusk w swoim wystąpieniu mówił wyłącznie o tej jednej propozycji. Prób wyjaśnień szarży Donalda Tuska jak zwykle jest wiele, przy czym niekoniecznie się one wykluczają. Niektórzy wskazują na starą taktykę przywódcy Platformy, który wrzuca granat do szamba, a potem obserwuje reakcje wywołane swoim zachowaniem. Kończy się najczęściej brakiem protestów wśród członków Koalicji Obywatelskiej, ograniczonym grymaszeniem pozostałych ugrupowań rządowych i pogłębieniem przekonania wśród zwolenników Donalda Tuska o genialności „kierownika”. Efekty widać w ostatnich pogłębionych badaniach polskiego społeczeństwa (Ukryty kryzys władzy – raport Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego) wskazujących na znaczący przyrost ilości fanatycznych zwolenników Platformy Obywatelskiej.
Inne wytłumaczenie propozycji Donalda Tuska to przemyślany i długofalowy strategiczny zwrot na prawo – analogiczny do zwrotu na lewo rozpoczętego jeszcze w okresie pierwszych jego rządów i kontynuowanym po powrocie z Brukseli. Skąd ta zmiana? Zmienił się kierunek ewolucji poglądów polskiego społeczeństwa. O ile jeszcze kilka lat temu widać było wyraźne przesunięcie na lewo – zwłaszcza w sprawach światopoglądowych – teraz coraz popularniejsze stają się poglądy prawicowe – przede wszystkich w kwestiach tożsamościowych. Być może też Donald Tusk zrozumiał jak wielki błąd popełnił dziesięć lat temu. Przejęcie części lewicowych wyborców doprowadziło wówczas do wyeliminowania lewicy z parlamentu, a jednoczesne oddanie umiarkowanie prawicowego elektoratu Zjednoczonej Prawicy pozwoliło jej przejąć pełnię władzy. Teraz miałoby nastąpić odwrócenie sytuacji. Odzyskanie części prawicowych wyborców i wzmocnienie lewicy pozwoliłoby utrzymać władzę po następnych wyborach. To rozumowanie ma jednak dwa słabe punkty. Przesunięcie w prawo może i wzmocni Nową Lewicę, ale równocześnie odbierze tlen Polskiemu Stronnictwu Ludowemu. Bardzo wątpliwe jest też przejęcie części wyborców Prawa i Sprawiedliwości. Dziesięć lat temu przepływy między dwoma głównymi ugrupowaniami były jeszcze możliwe. Obecnie, dzięki wspólnym polaryzacyjnym działaniom Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego, jest to wykluczone. Zamiast więc przejąć wyborców prawicy, może stracić część swojego elektoratu i w efekcie utracić władzę.
Jest jednak o wiele prostsze wytłumaczenie szokującego wystąpienia Donalda Tuska. To żaden wielki plan, tylko zwykły populizm. Badania Sierakowskiego i Sadury wskazują, że nawet warszawski elektorat Platformy Obywatelskiej jest co prawda obyczajowo progresywny, ale jednocześnie wrogo nastwiony do emigrantów. Nawet do Ukraińców. Stąd z jednej strony agresywny antyemigrancki przekaz wzbudzająca zdumienie wyborców lewicy, a z drugiej ustawa o związkach partnerskich, która po wielu miesiącach zwłoki nagle została skierowana do parlamentu. I to mimo, że PSL jest jej przeciwne. W ten sposób Donald Tusk stara się zaspokoić sprzeczne oczekiwania swoich koalicjantów i większości elektoratu licząc na chwilowe korzyści i nie zważając na długofalowe konsekwencje takiej polityki. A te oznaczają wzmocnienie ksenofobicznych tendencji w polskim społeczeństwie, co także z punktów widzenia naszej gospodarki, przyniesie negatywne skutki.
Strategia spotkała się nie tylko z krytyką obrońców praw człowieka, ale także przedsiębiorców. Wyklucza ona bowiem wykorzystywanie emigrantów jako taniej siły roboczej, co rozwiązywałoby problemy związane w kryzysem demograficznym. Alternatywą jest postęp naukowo-technologiczny, który ograniczy zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą. Tyle, że to raczej pobożne życzenia, zwłaszcza, że w roku następnym realne nakłady na badania naukowe w budżecie państwa mają się obniżyć. Oczywiście zupełnie inaczej mają być traktowani specjaliści. Pytanie tylko czy przy narastającej ksenofobii ktokolwiek będzie chciał do Polski przyjeżdżać. I jak to się ma do powszechnego przekonania, że trwałe rozwiązanie problemu migracji będzie możliwe jedynie wówczas, gdy poziom życia w krajach afrykańskich i azjatyckich wzrośnie na tyle, że chętnych do migracji z powodów ekonomicznych po prostu nie będzie. Jeżeli pozbawimy te państwa elity, to ich zacofanie gospodarcze będzie się pogłębiać, a tym samym presja migracyjna narastać. I żadne mury jej nie powstrzymają.
Histeria antyemigrancka w Polsce i w UE jest tym bardziej dziwna, że w tym roku mamy do czynienia ze znaczącym zmniejszeniem ilości migrantów. Zawieszenie prawa do azylu nie ma również żadnego znaczenia jeżeli chodzi o wojnę hybrydową toczoną z Polską przez Putina i Łukaszenkę. Przecież tych, którzy siłowo starają się przekroczyć naszą granicę podobnie jak za poprzednich rządów za tą granicę się najczęściej wyrzuca. I to bez sprawdzenia ich tożsamości, co pomijając już fakt niekarania osób popełniających przestępstwo, uniemożliwia zidentyfikowania i zatrzymania groźnych przestępców. Jeżeli wśród pushbackowanych znalazłby się groźny terrorysta, to dostałby szansę podjęcia kolejnej próby przedostania się do Polski ze wszystkimi tego konsekwencjami. Może wtedy rządzący i popierający ich obywatele zrozumieją w końcu, że taka polityka nie tylko nie poprawia ich bezpieczeństwa, ale wręcz przeciwnie, stanowi śmiertelne zagrożenie dla zdrowia i życia Polaków. Ale to raczej naiwne nadzieje.
Karol Winiarski