Z twórcami miastu nie po drodze
Wczorajsza Komisja Kultury, Sportu i Rekreacji stała bardziej pod znakiem sportu niż kultury, ale właśnie kulturze chcemy tym razem poświecić więcej miejsca, bowiem obrady pokazały jasno, jakie są priorytety prezydenta Arkadiusza Chęcińskiego. Pod koniec obrad jako gość głos zabrał Sławomir Matusz pytając, czy są w budżecie przewidziane jakieś środki na zlecenia dla twórców, ponieważ w sosnowieckich ośrodkach kultury nie zatrudnia się twórców. Kolejne pytanie dotyczyło tego, dlaczego (po zmuszeniu Tomasza Kostro do odejścia na skutek stosowania cenzury – przyp. red.) do tworzenia miesięcznika SOSNart zatrudniono zespół z Katowic oraz prośba o rozważenie powołania Społecznej Rady ds. Kultury na wzór tej dotyczącej sportu.
Pod nieobecność urzędników odpowiedzialnych za kulturę, którzy opuścili salę wcześniej, odpowiedzi udzielił sam prezydent Arkadiusz Chęciński i była to odpowiedź co najmniej kuriozalna. Prezydent odparł, że nic mu nie wiadomo o tragicznym poziomie „nowego” SOSNartu, nie widzi nic złego w zatrudnianiu do jego tworzenia ludzi spoza Sosnowca i tak w ogóle, to jest zadowolony z pracy pani naczelnik Wydziału Kultury i Komunikacji Społecznej Aleksandry Marzyńskiej.
Oczywiście nie zająknął się ani słowem o zastosowaniu cenzury wobec byłego prowadzącego SOSNart Tomasza Kostro i nie rozumie, że aby sensownie pisać o sosnowieckiej kulturze, to trzeba tu mieszkać, znać tworzących ją ludzi, ich dorobek, czuć klimat miasta. Nie można pisać np. o Pałacu Schoena, jeżeli się tam nie bywa. Trudno też mu pojąć, że twórcy i ludzie zajmujący się kulturą żyją bardzo skromnie, a środki przeznaczane dla nich są wręcz mikroskopijne. Kilkaset złotych dla ludzi kultury to niejednokrotnie fortuna, podczas gdy dla piłkarza, prezesa miejskiej spółki, czy wyższego urzędnika to drobne, nie mówiąc już o samym prezydencie. Tych nielicznych sosnowieckich twórców albo zmusza się by nieustannie wielbili władzę na wzór zależnych mediów, albo pozbawia się źródeł zarobkowania. Wypadałoby też w tym miejscu zapytać, gdzie ten lokalny patriotyzm z którym prezydent tak obnosi się na każdym kroku? W Katowicach? Wygląda na to, że dużo ważniejsze od kultury są nawet bukszpany, którym poświęcono tyle miejsca, czasu i pieniędzy, jakby to one stanowiły o wielkości tego miasta, a nie ludzie. Tym właśnie zajmuje się „naczelny ogrodnik miasta” wiceprezydent Mateusz Rykała, zamiast kulturą.
W ostatnim swoim felietonie Tomasz Kostro pisał: „Ponoć frak na przedstawicielu elity dopiero w trzecim pokoleniu dobrze leży”. Obserwując poczynania niektórych miejskich decydentów w obszarze kultury można powiedzieć, że w ich przypadku nawet i w dziesiątym nie będzie leżał dobrze.