Żółta kartka
W nocy z piątku na sobotę 13/14 maja 2016 r. agencji ratingowa Moody’s, utrzymała ocenę ratingową Polski na poziomie A2/P1 odpowiednio dla długo i krótkoterminowych zobowiązań w walucie krajowej i zagranicznej. Obniżona została jednak jego perspektywa ze stabilnej na negatywną. Agencja źle ocenia wzrost wydatków budżetowych i prognozuje, że mogą one wzrosnąć jeszcze bardziej po obniżeniu wieku emerytalnego. Źle oceniła również działania PiS dotyczące konwersii kredytów hipotecznych denominowanych we franku, program „500 +” oraz przedłużający się konflikt rządu z Trybunałem Konstytucyjnym.
To ostrzeżenie dla rządu, który ma czas do następnej weryfikacji we wrześniu, żeby przekonać Moody’s o tym, że nasza gospodarka ma się dobrze, a zamieszanie na scenie politycznej nie będzie mieć negatywnego wpływu na wypłacalność. Inaczej rating spadnie do poziomu A3, co oznaczałoby degradację do poziomu m.in. Omanu, Malty, Łotwy czy Litwy.
Decyzja jest korzystna dla Polski ze względów wizerunkowych, ale też finansowych. Unikamy bowiem negatywnych konsekwencji spadku zaufania inwestorów zagranicznych w postaci gwałtownego odpływu kapitału. A ma to przełożenie na koszt pożyczania pieniędzy przez rząd.
Agencja Moody’s jednocześnie potwierdza, że PO oddała gospodarkę i finanse publiczne w dobrym stanie, ale jednocześnie ostrzega inwestorów przed PiS-em. To pozytywna ocena dla poprzedniego rządu i negatywna dla obecnego. Bo to nie agencje zagrażają naszej gospodarce, lecz polityka PiS, która osłabia jej stabilność i wzrost gospodarczy oraz bulwersuje Zachód. Czy PiS wyciągnie wnioski i zmieni swoją politykę? Jeśli nie, przed nami czarny wrzesień.
Kondycja gospodarki wcale nie musi się psuć, by rating został obniżony. Wystarczy, że jednocześnie pogarsza się sytuacja finansów publicznych, rośnie ryzyko zwiększenia długu w stosunku do PKB, a dodatkowo widać poważne zmiany na scenie politycznej. Na ocenę wpływ mają trzy elementy – prawo, ekonomia i polityka. Zobacz moje art.: „Budżet a podatki” „Obietnice i rzeczywistość” oraz „Polska pod lupą Unii. Rating w dół”.
Wydarzeniem tygodnia w środku miesiąca miał być środowy tzw. „audyt”. Potężne uderzenie w PO-PSL to jak się wydawało PR-owski majstersztyk PiS. Niestety wylewając pomyje przez 10 godzin na dzisiejszą opozycję i nie dając możliwości odpowiedzi chciano zaczarować rzeczywistość, co już odbija się czkawką i niedobrze rokuje na przyszłość, tą w krótkim i dłuższym wymiarze. Podsumowanie rządów koalicji z lat 2007-2015 w tym terminie nie było przypadkowe. To reakcja Jarosława Kaczyńskiego na zjednoczenie opozycji, liczne marsze i spodziewany rating. Istotnym wydarzeniem jest również bardzo niekorzystna informacja o niższym niż planowany wzroście gospodarczym na poziomie 3% PKB przy założonym w budżecie 3,6 PKB w całym roku oraz utrzymującej się w dalszym ciągu deflacji pomimo zakładanej inflacji. To jednocześnie uzupełnienie hasła PiS z kampanii wyborczej „Polska w ruinie”.
W debacie tej przedstawiono bardzo poważne zarzuty bez pisemnej formy ich udokumentowania i konkretów (nazwiska, daty, zdarzenia). To symboliczne
PRL-owskie rozliczenie przeszłości i jednocześnie bezpośrednie uderzenie w PO, PSL i ….Nowoczesną.
Celem PiS-u jest, to oczywiste rozbicie opozycji. Dlatego też Nowoczesna dostała od PiS-u narzędzie do walki o przywództwo wśród opozycji. Warto jednak zwrócić uwagę, że jeśli Nowoczesna zacznie wykorzystywać sytuację osłabi wspólny front, który udało się zbudować. Będzie jednocześnie później łatwym celem dla PiS-u bez wsparcia pozostałej części opozycji.
Z wystąpień ministrów nie dowiedzieliśmy się niczego nowego. Cały „audyt” jest aktem politycznym, a nie diagnozą gospodarczą. Symbolem kłamstwa i hipokryzji okazał się „złoty mercedes” oraz dobre zmiany w Orlenie, Lotosie i PZU. Zapomniano natomiast w licznych wystąpieniach oczywiście o największym kryzysie gospodarczym po II wojnie światowej, z jakim mieliśmy do czynienia w okresie rządów PO-PSL jak również, że do problemów przyczynił się rząd PIS w latach 2005-2007, który w szczycie koniunktury jednocześnie obniżył podatki i podniósł wydatki państwa.
A w Sosnowcu również było ciekawie. Też jak w Warszawie spór o finanse, o największy w historii Sosnowca 120 milionowy kredyt w EBI, ciągłość władzy i odpowiedzialność za przeszłość i przyszłość. Dyskusja w Radzie Miejskiej i poza nią wyraźnie pokazała kondycję finansową miasta. Sny wielu o potędze ekonomicznej legły w gruzach, a ukazanie rzeczywistości – mam taką nadzieję – sprowadziło ich na ziemię, choć jak widać i słychać nie wszystkich. Kultury politycznej i przestrzegania procedur w Radzie Miejskiej zabrakło niestety Prezydentowi A. Chęcińskiemu. Do tego dochodzi kompromitujące uzasadnienie dla potrzeby skorzystania z kredytu i wysokości długu miasta w przyszłości, co świadczy o analfabetyzmie ekonomicznym. Dziwić się później, że inni się śmieją z Sosnowca (Art. K. Winiarskiego -Samotność prezydenta.) Warto jednak podkreślić, że to bardzo poważna decyzja z punktu widzenia miasta. Decyzja, która powinna być podjęta przy pełnym konsensusie politycznym Sosnowieckiej RM. Kredyt w moim odczuciu należy uznać za korzystny z ekonomicznego punktu widzenia i konieczny z uwagi na choćby potrzebny w przyszłości wkład własny. Inwestycje z kolei uznać należy za celowe, choć można i należy dyskutować o priorytetach. Należy zachować rozsądek, a radni nie powinni się kierować swoim interesem, a przede wszystkim interesem miasta. Istnieje potrzeba zachowania rezerwy i w tym zakresie bardzo ważne i konieczne jest strategiczne planowanie na przyszłość. Wspólne planowanie.
Dlatego też za ciekawy i rozsądnie napisany w duchu porozumienia należy uznać artykuł na tym portalu Tomasza Niedzieli dotyczący planowania inwestycji, ZIT-ów, Zagłębiowskiego Parku Sportowego oraz linii kredytowej w EBI. Wielka szkoda, że brakowało Panu Tomkowi takiego spojrzenia za czasów rządów SLD w Sosnowcu. Chyba, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mam jednak nadzieję, że nie i chodzi tylko i wyłącznie o dobro miasta, czego sobie i państwu życzę.
Dzięki kłamstwu można daleko zajść, ale nie można wrócić – powiedział Tadeusz Kotarbiński.
A wcześniej Ezop spuentował trochę inaczej – nieuk nie może być nauczycielem.
Jarosław Pięta