Czwarta władza
Od początku powstania III RP toczyła się walka o przejęcie kontroli nad mediami publicznymi. Każda partia, która w wyniku wygranych wyborów dochodziło do władzy w Polsce starała się – z różnym zresztą skutkiem – zdobyć wpływ na państwowe radio i telewizję. Paradoksalnie, aż do czasów rządów PO-PSL, żadnemu układowi władzy nie udawało się przetrwać dłużej niż jedną kadencję. To chyba najbardziej spektakularny dowód, że władza nad mediami publicznymi nie przekłada się bezpośrednio na gwarancję utrzymania rządów. A jednak nie ograniczyło to w żaden sposób coraz bardziej bezpardonowej walki o kontrolowanie przekazu informacyjnego z gmachu na Woronicza.
Tymczasem w cieniu rywalizacji o ogólnopolskie media publiczne odbywającej się w świetle reflektorów, toczyła się i toczy o wiele bardziej skandaliczny proces zawłaszczania mediów samorządowych przez lokalne władze. W przeciwieństwie do tych pierwszych, które stopniowo tracą oglądalność i słuchalność na coraz bardziej konkurencyjnym rynku krajowym, w mediach lokalnych sytuacja jest bardziej zróżnicowana. O ile w dużych ośrodkach miejskich gazeta samorządowa jest tylko jednym ze źródeł informacji, o tyle w mniejszych ośrodkach często ma ona pozycję monopolistyczną. Zresztą i na to jest skuteczna recepta. Wystarczy uzależnić „niezależne”, prywatne media publikowanymi w nich ogłoszeniami urzędowymi, co znacząco zwiększa ich wpływy finansowe, a redaktor naczelny trzy razy się zastanowi zanim zgodzi się na „puszczenie” krytycznego o lokalnej władzy artykułu. Można też nawiązać przyjazne stosunki z dziennikarzem odpowiedzialnym za dane miasto (jeżeli gazeta ma zasięg regionalny) i przekazywać mu przygotowany w urzędzie przekaz informacyjny, aby w pełni kontrolować wiadomości docierające do mieszkańców. Przy okazji odciążamy żurnalistę od czasochłonnego zdobywania informacji i zapewniamy mu większe wpływy z wierszówki. Są oczywiście jeszcze lokalne, niezależne portale, ale ich rozpoznawalność i zasięg oddziaływania jest zwykle dość ograniczony.
Sosnowiecka Korporacja Wydawnicza została utworzona w roku 1991. Od samego początku głównym zadaniem spółki było wydawanie samorządowej gazety – Kuriera Miejskiego. Początkowo niewielki nakład tego płatnego czasopisma o charakterze czysto informacyjnym nie czynił go zbyt atrakcyjnym z punktu widzenia rządzących. Ponad dziesięć lat temu zaszła jednak radykalna zmiana. Zwiększenie nakładu do kilkudziesięciu tysięcy (obecnie 30 tys.) i jego bezpłatne rozdawnictwo spowodowało, że Kurier stał się kluczowym narzędziem kształtowania opinii publicznej w rękach sprawujących władzę. Oficjalnie pismo było oczywiście otwarte na wszystkie opcje polityczne. Powstała nawet Rada Programowa, do której zostałem zaproszony. Bardzo szybko okazało się, że nie ma ona żadnego wpływu na treści zamieszczane w Kurierze, a ówczesny redaktor naczelny tłumaczył się z kontrowersyjnych działań poleceniami płynącymi od samego Prezydenta. Po kilku miesiącach podziękowałem za wątpliwy zaszczyt zasiadania w tym całkowicie fasadowym ciele.
Wkrótce potem nastąpiła zmiana redaktora naczelnego. Przed wyborami w 2006 roku wysłałem do Kuriera krytyczny tekst dotyczący sytuacji finansowej miasta. Artykuł oczywiście nie został wydrukowany. Ukazała się natomiast polemika odnosząca się do zawartych tam informacji i opinii. Groźba skierowania sprawy na drogę sądową spowodowała, że artykuł został w końcu opublikowany. Miesiąc po wyborach.
Sytuacja uległa niewielkiej poprawie w okresie mniejszościowych rządów SLD w Sosnowcu. Pojawiła się wówczas rubryka dająca możliwość publikacji comiesięcznych artykułów przez przedstawiciela rządzących (Tomasza Bańbuły) i opozycji (mojej skromnej osoby). Po pewnym czasie sprawa się skomplikowała. Reaktywacja koalicji SLD-PO spowodowała, że zabrakło głosu rzeczywistej opozycji w Kurierze. W połowie 2013 roku zmienił się redaktor naczelny Kuriera Miejskiego (i jednocześnie prezes Sosnowieckiej Korporacji Wydawniczej). Na czele redakcji stanęła Hanna Michta, była rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu. Wkrótce potem jak co miesiąc przekazałem do druku felieton, tym razem dotyczący ówczesnej wicprezydent Sosnowca. Przyznaję, artykuł był bardzo krytyczny wobec Pani Czechowskiej-Kopeć, ale zawarte w nich oceny nie odbiegały od dość powszechnej o niej opinii wszystkich, którzy mogli z bliska obserwować jej działania na zajmowanym stanowisku. Oczywiście artykuł nigdy w Kurierze się nie ukazał, a przy okazji ofiarą „dobrej zmiany” został też Tomasz Bańbuła. Ponieważ zablokowanie artykułu tylko jednej z piszących osób pachniałoby cenzurą, wymyślono zmianę formuły pisma – czyli w praktyce wyeliminowanie możliwości otwartego krytykowania rządzących.
Przejęcie pełni władzy w Sosnowcu przez Platformę Obywatelską, które dokonało się dwa lata temu, nie doprowadziło do zmiany na stanowisku prezesa SCW. Swoją pozycję zachował także główny propagandysta sosnowieckich władz Rafał Łysy, który z równym zaangażowaniem służy obecnie Arkadiuszowi Chęcińskiemu, jak jeszcze dwa lata temu gloryfikował działania Kazimierza Górskiego. Pecunia non olet.
Ze sprawozdania dotyczącego wyników finansowych sosnowieckich spółek komunalnych przygotowanego na posiedzenie komisji budżetowej wynika, że w roku 2015 strata Sosnowieckiej Korporacji Wydawniczej wyniosła ponad 211 tys. zł. (200-tysięczna dopłata do kapitału zakładowego z budżetu Sosnowca nie jest uwzględniana po stronie przychodów spółki). Tymczasem ze sprawozdania przygotowanego na posiedzenie komisji kultury, sportu i rekreacji przez Panią prezes wynika, że przychód spółki wyniósł prawie 144 tys. zł. (wpływy z reklam oraz współorganizowania Dni Sosnowca i Eskalatora), podczas gdy miesięczne koszty funkcjonowania kształtowały się na poziomie 32 tys. zł. Czyli rocznie 384 tys. zł. Różnica miedzy przychodami a kosztami wynosi więc 240 tys. zł. Na podstawie przekazanych materiałów trudno stwierdzić co jest powodem tej różnicy. Zgodnie z zarządzeniem nr 509 Prezydenta Miasta Sosnowca działającego jako Zwyczajne Zgromadzenie Wspólników Sosnowieckiej Korporacji Wydawniczej strata ma być pokryta z przyszłych zysków spółki. Jakich? Na komisji Prezydent Arkadiusz Chęciński zwrócił się do mnie z prośbą, abym coś w tej kwestii zaproponował. Jak widać autor tego zapisu (dość standardowego w tego typu dokumentach), nie ma pomysłu jak go zrealizować.
Wpływy z reklam (w znacznej części reklamodawcami są miejskie spółki i jednostki organizacyjne) maleją z roku na rok. Jak wyjaśnił Prezydent Arkadiusz Chęciński to skutek nowych interpretacji prawnych, które zakazują konkurowania dotowanych przez samorząd wydawnictw na rynku reklamowym. W ubiegłym roku było to zaledwie 60 tys. zł. Tymczasem osoba, która zajmuje w spółce stanowsko specjalisty ds. reklamy zarabia 1700 zł. brutto miesięcznie oraz otrzymuje 15% prowizję od pozyskanych reklam. Czy całkowite wycofanie się z rynku reklam, co zapowiedział Prezydent Chęciński będzie oznaczało zwolnienie tej osoby ze stanowiska? Oczywiście, że nie. Zgodnie z tym co obwieścił Prezydent, będzie się ona zajmowała inną działalnością. Jaką? Niestety, tego Prezydent nie chciał ujawnić.
„Samodzielność” prezes Michty najlepiej obrazuje sprawa Sosnartu. Wydawcą tego kulturalnego dodatku do Kuriera Miejskiego był (kilka tygodni temu bez żadnej konsultacji z radnymi dodatek został zlikwidowany) Urząd Miejski w Sosnowcu. On też rok temu zadecydował, że redakcją miesięcznika będzie się zajmowała firma z Katowic. SCW tylko płaciła rachunki nie mając żadnego wpływu ani ich wysokość, ani na wybór realizatora usługi, ani tym bardziej na treść kolejnych numerów. Czy prezes jakiejkolwiek spółki zgodziłby się takie warunki grożące zresztą poważnymi konsekwencjami prawnymi? Prywatnej zapewne nie. Ale publicznej nie ma wyjścia. Jeżeli dalej chce być prezesem.
Wolność prasy nie polega na tym, że każdy może pisać co chce i gdzie chce. Właściciel prywatnej gazety, stacji telewizyjnej czy radiowej, internetowego portalu może decydować o linii programowej posiadanego medium i rodzaju zamieszczanych w nim informacji. Ale gazeta samorządowa nie jest własnością Prezydenta Miasta. Jest własnością całej wspólnoty samorządowej czyli zgodnie z Konstytucją (art. 16, ust. 1) wszystkich mieszkańców gminy. A ci z zasady różnią się w swoich opiniach i poglądach. I wszystkie one, o ile tylko są zgodne z obowiązującym prawem, powinny być w gazecie samorządowej prezentowane. Kurier Miejski w żaden sposób nie spełnia tego oczywistego wymogu. Za niemałe, publiczne (a więc wszystkich mieszkańców Sosnowca) pieniądze uprawia propagandę sukcesu jak za dawnych, wydawałoby się minionych, czasów.
Można oczywiście potępiać Arkadiusza Chęcińskiego za zawłaszczenie naszego wspólnego dobra. Tyle, że to co robi w Sosnowcu nie jest czymś wyjątkowym. Wręcz przeciwnie, to ogólnopolska norma. Gdyby prowadził inną politykę, zostałby zapewne przez swoich kolegów burmistrzów i prezydentów uznany za dziwaka lub nieudacznika. Coś, co kiedyś uchodziłoby za skandal, teraz nie budzi już żadnego zdziwienia i oburzenia. Nie jest to zresztą jedyny przykład postępującego upadku demokratycznych standardów i patologizacji samorządowej władzy. Nie tego zapewne spodziewali się twórcy reformy samorządowej sprzed ponad ćwierć wieku.
Karol Winiarski