Głupota stosowana
Tydzień temu wykpiłem się poniekąd z drążenia tematu ludzkiej głupoty, bom się przeraził skutków. Teraz stoję przed dylematem: Czy pójść dalej narażając się na słowną, a może nawet fizyczną napaść za napisane słowa? Czy też wycofać się rakiem i pisać o czymś obojętnym i bezpiecznym? Można i tak. Tylko po co? Ostatecznie publicystyka jest po to właśnie, by prowokować i drażnić. Może komuś otworzą się oczy i coś zrozumie? Może przynajmniej pomyśli?
Propagowana od wielu już lat tak zwana poprawność polityczna każe nam staranniej dobierać słowa, łagodzić i nie urażać, co samo w sobie jest godne pochwały, ale niekiedy wpędza nas krąg bez wyjścia. Jak idiocie dać do zrozumienia, że jest idiotą, skoro nie wypada tego powiedzieć wprost? Przecież „myślący inaczej” nawet jeśli przeczyta, że myśli inaczej, gotów przyjąć to za aprobatę i dalej z zapałem będzie brnąć w głupoty. Chociaż z drugiej strony, czy w ogóle jest sens wdawać się w dysputy z kretynem? Pewnie, że nie.
Człowiek ze swej natury jest bydlęciem stadnym i najpewniej czuje się w gromadzie. Jak świat światem zawsze piętnowano tych wszystkich, którzy od tłumu odstawali, choćby tylko odrobinę. Później, jak już odejdą w zaświaty, stawia się im pomniki i uważa za bohaterów. Bo mieli odwagę, bo byli awangardą, bo wskazali nowe ścieżki i tak dalej. Tak ze wszystkim, od polityki do mody przez naukę i sztukę. Awangardy się nie lubi, do czasu, ma się rozumieć.
Współczesne możliwości techniczne pozwalają ujawniać się głupolom wszelkiej maści, pozornie „bezkarnie i bezpiecznie”. Poszperajcie w sieci, skąd często wieje grozą i wcale nie dlatego, że ten czy inny dureń wypisuje dyrdymały, tylko dlatego, że są liczni, którzy biorą to za dobrą monetę i traktują jak prawdy objawione. Jest skądinąd do zbadania ciekawe i niepokojące zjawisko, dlaczego wielu ludzi straciło (bądź nigdy nie miało) zdolność odczytywania ironii, sarkazmu, aluzji, żartu wreszcie. Kiedyś, nie tak znów dawno, cała polska prasa tym stała i jakoś świat się toczył. Czytaliśmy ze zrozumieniem między wierszami. Dziś, jeśli nawet się czyta, to już bez rozumienia.
Głupota, jak większość dolegliwości bywa zaraźliwa. Rozprzestrzenia się w sposób niekontrolowany, ale bywa też sterowana. Ot, dla przykładu, za głupią nauczycielką, której przeszkadzał wózek niepełnosprawnego ucznia stają rodzice innych uczniów, burmistrz nawet i niemal cała populacja miasteczka, a garstka sprawiedliwych jest piętnowana. Albo inny „dyżurny” temat. Wasz felietonista, wychowany wedle zasad dominującej w kraju religii, uważał się za w miarę kompetentnego w interpretowaniu zasad i prawd stamtąd płynących. Masz babo placek! Wszystko w łeb bierze po lekturze niektórych wypowiedzi urzędujących strażników doktryny. Wbrew szefostwu, co już cuchnie schizmą, bo kwestionuje się „powszechność”. I tak dalej.
Największe wszelako zagrożenie płynie z głupoty stosowanej, czyli wtedy, gdy głupi pomysł zaczyna być realizowany. A bywa i to z wielkim rozmachem i stosowną otoczką propagandową. Opłakane skutki niebawem się ujawnią, ale będzie to zmartwienie następców i dobrze im tak!
toko