Kompromis albo chaos
Od bez mała miesiąca trwa kryzys sejmowy. Zapoczątkowała ją skrajna nieudolność i nieodpowiedzialność marszałka Kuchcińskiego, który najpierw chciał pozbyć się z budynku Sejmu dziennikarzy, potem wykluczył z obrad pajacującego, ale nie łamiącego Regulaminu, posła Szczerbę, a w końcu podporządkował się politycznym dyspozycjom swojego partyjnego szefa i odmówił wycofania się ze swojej katastrofalnej decyzji. Odpowiedzią było histeryczne i emocjonalne zachowanie części sejmowej opozycji, która zablokowała sejmową mównicę uniemożliwiając dalsze prowadzenie obrad. Na dodatek wewnętrzna rywalizacja między jej poszczególnymi odłamami, jeszcze bardziej skomplikowała sytuację. W efekcie mamy trwający już ponad trzy tygodnie pat i uparte trwanie przy swoich racjach.
Zgłoszona przez Nowoczesną (podobno wcześniej już sformułowana przez Kukiz`15) propozycja polegająca na wprowadzeniu przez Senat poprawek zgłoszonych wcześniej przez Platformę Obywatelską do uchwalonego już budżetu, jest dość ryzykowną próbą wyjścia z sytuacji. Oznacza bowiem w praktyce uznanie prawomocności posiedzenia w Sali Kolumnowej, co do tej pory kwestionowały wszystkie opozycyjne ugrupowania. Na dodatek, rozstrzyganie poprzez polityczne rokowania, kontrowersji prawnych, byłoby kolejnym etapem demontażu państwa prawa w naszym kraju. A jest przecież inne rozwiązanie.
Do rozstrzygania zgodności z prawem ustawy budżetowej od kilkudziesięciu lat powołany jest konkretny organ. To Trybunał Konstytucyjny. Zgodnie z art. 124, ust. 2 Konstytucji RP „W przypadku zwrócenia się Prezydenta Rzeczypospolitej do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności z Konstytucją ustawy budżetowej albo ustawy o prowizorium budżetowym przed jej podpisaniem, Trybunał orzeka w tej sprawie nie później niż w ciągu 2 miesięcy od dnia złożenia wniosku w Trybunale”. Nie ma przy tym obawy, że Polska pozostanie bez budżetu, ponieważ art. 219, ust. 4 Konstytucji stanowi „Jeżeli ustawa budżetowa albo ustawa o prowizorium budżetowym nie weszły w życie w dniu rozpoczęcia roku budżetowego, Rada Ministrów prowadzi gospodarkę finansową na podstawie przedłożonego projektu ustawy”. Przy okazji trudno nie zauważyć, że od wielu lat przytłaczająca większość dziennikarzy i polityków nie jest w stanie odróżnić projektu ustawy budżetowej od ustawy o prowizorium budżetowym czyli ustawy budżetowej na okres krótszy niż jeden rok (art. 219, ust. 3 Konstytucji – „W wyjątkowych przypadkach dochody i wydatki państwa w okresie krótszym niż rok może określać ustawa o prowizorium budżetowym”). To niestety nie jedyny przykład postępującego upadku merytorycznego poziomu pierwszej i czwartej władzy.
Po ostatnich zmianach w Trybunale Konstytucyjnym, mamy względną równowagę sędziów wybranych w poprzedniej i obecnej kadencji Sejmu (8:7). Zgoda na oddanie w ręce Trybunału Konstytucyjnego decyzji w tej sprawie musiałaby oznaczać oczywiście uznanie przez opozycję legalności obecnego składu tego organu – w tym przede wszystkim trzech sędziów, którzy zgodnie z dotychczasowymi orzeczeniami Trybunału, opinią Komisji Weneckiej i większości autorytetów prawnych, zostali wybrani na zajęte już miejsca. To oczywista porażka, a nawet kapitulacja. Tyle, że tą bitwę opozycja przegrała już dawno i nie ma żadnych szans na przywrócenie zgodnego z zasadami stanu rzeczy. Dalsze kwestionowanie częściowej nielegalności składu TK, prowadziłoby w przyszłości do niewyobrażalnych komplikacji i prawnego chaosu. To ustępstwo opozycji zrekompensowane zostałoby uznaniem przez ugrupowanie rządzące możliwością niezgodności z prawem sposobu w jaki została uchwalona ustawa budżetowa. Przy okazji uwiarygodniłoby również osobę Prezydenta Dudę, który powinien stać się gwarantem zawartego porozumienia. Dziwi zresztą fakt, że już wcześniej nie zaproponował on takiego rozwiązania, mimo wyrażania wątpliwości co do okoliczności uchwalenia ustawy budżetowej.
Czy takie zakończenie sporu jest możliwe? Wątpię. Zacietrzewienie wszystkich stron politycznego sporu ogranicza do minimum szanse na osiągnięcie kompromisu. Prezes Jarosław Kaczyński nie jest nim zainteresowany. Jest przekonany, że opozycja znalazła się w ślepej uliczce i czas działa na jego korzyść. Dużo w tym rozumowaniu racji. Coraz więcej Polaków nie rozumie o co tak naprawdę chodzi Platformie i Nowoczesnej, a kolejne kompromitujące zachowania jej liderów, zwiększają szanse na długoletnie rządy Prawa i Sprawiedliwości. To jednak też ryzykowna kalkulacja, ponieważ tak jawne okazywanie braku chęci zawarcia kompromisu, może po pewnym czasie skutkować utratą poparcia tej części polskiego społeczeństwa, która chciałaby przede wszystkim uspokojenia sytuacji politycznej. Powinni to też zrozumieć w końcu przywódcy ugrupowań opozycyjnych. Dotychczas zachowują się tak, jak gdyby liczyli na szybkie odsunięcie od władzy rządzącego ugrupowania. To pobożne, a co gorsza niebezpieczne, życzenia. PiS będzie rządził do końca kadencji. I jeżeli ma to być zarazem pierwsza, jak i ostatnia kadencja, druga strona musi mieć propozycje, które przyciągną nowych wyborców oraz lidera, który będzie w stanie stawić czoła Jarosławowi Kaczyńskiemu. I na tym powinni się skupić panowie Petru i Schetyna, którzy niestety chyba nie dorośli do roli, którą wyznaczyła im historia.
Karol Winiarski