Młodzi idą
Ekran telewizora śnieżył z lekka. Ostatnie takty czołówki „Dziennika Telewizyjnego” tym razem nie mogły ukoić uszu Towarzysza Rudzielca, gdyż obowiązki wzywały.
— Z polityką jest jak z robieniem kiełbasy… — dumał pod mociumdziejskim wąsem Najpierwszy Kibic nad słowami von Bismarcka, ubolewając przy tym, że w czołówce nie usłyszy już ani Szpilmana, ani Kilara. — Każdy ją lubi, ale nie należy być świadkiem jej robienia.
Bardziej jednak trapiła obecnie Towarzysza nie tyle co mętna natura uprawianego rzemiosła, co późna pora. Z trudem łapał szlafmycę targany lawiną ziewania, gdy jednocześnie przeklinał na blokujący się kinkiet, będący w istocie zakamuflowaną wajchą odsłaniającą zupełnie zaklęte rewiry pewnej willi na Złodziejowie. — Świat pamięta jednego, co to на вертолёте umykał w cieniu Transylwanii, a ostatnio inny – również niedogolony, ale za to watażka cięższego kalibru – nad Mińskiem zaopatrzony był w profesjonalną pukawkę. Zatem miej się na baczności! Klątwa zarostu dosięga skuteczniej niż Regionalna Izba Obrachunkowa! — skrzywił się, jednak zupełnie niepotrzebnie, gdyż aperitif już podano, a ten miał wstępnie udobruchać oczekiwanego Gościa.
Rychło przybycie potwierdziło dyskretne pukanie, gdy wtem ozwały się stłumione konspiracyjnie głosy:
— Serwus Jasiek!
— Janusz! Mordeczko niemyta!
Na nieskazitelnie równym blacie mahoniowego stolika połyskiwały kunsztownie zdobione kamienie, w których to pedantycznie żłobionych otworach skrywana była przyszłość. Tak oto ścieżka w domino zaprowadzić miała do samego MPWiK-u…
Jakub Tomasz Hołaj-Krzak
Warszawa, 23 III 2021