Panika wiernego wasala
„Wyrażamy żal, że wizyta Prezydenta Federacji Rosyjskiej w Mongolii odbyła się w sytuacji, gdy ten jest objęty nakazem aresztowania Międzynarodowego Trybunału Karnego, a Mongolia jest państwem-stroną Statutu MTK. Wizyta ta podważa międzynarodowy wymiar sprawiedliwości karnej”. Tak brzmiał komunikat polskiego MSZ wydany w początkach września 2024 roku, gdy władze Mongolii nie podjęły żadnych działań w trakcie wizyty Władymira Putina w ich kraju.
„Uznajemy orzeczenia Międzynarodowego Trybunały Karnego z racji tego, że jesteśmy stroną statutu. To jest oczywiste. Chcę pokazać, że musimy być konsekwentni. Skoro stwierdziliśmy, że uznajemy wyrok dotyczący terrorysty Putina, to czy ten wyrok jest symetryczny, czy niesymetryczny względem Netanjahu i Galanta, również go uznajemy” – mówił w grudniu w Kanale Zero wiceszef MSZ Andrzej Szejna.
„W związku z planowanymi w dniu 27 stycznia 2025 r. uroczystościami 80. rocznicy wyzwolenia Byłego Niemieckiego Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, wraz z obchodzonym także w tym dniu na świecie Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ofiarach Holokaustu, Rząd Rzeczypospolitej Polskiej oświadcza, iż zapewni wolny i bezpieczny dostęp i udział w tych obchodach najwyższym przedstawicielom Państwa Izrael.” – głosi opublikowana w ubiegłym tygodniu uchwała Rady Ministrów.
Te kilka sprzecznych ze sobą oświadczeń wydali przedstawiciele tego samego rządu w przeciągu czterech miesięcy. Uchwała Rady Ministrów została wymuszona przez upubliczniony list Prezydenta Andrzeja Dudy do Donalda Tuska, w którym prosił szefa polskiego rządu o umożliwienie wzięcia udziału w obchodach 80-lecia wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau premierowi Benjaminowi Netanjahu. 21 listopada 2024 roku Izba Przygotowawcza I Międzynarodowego Trybunału Karnego jednogłośnie wydała dwie decyzje odrzucające skargi Państwa Izrael wniesione na podstawie art. 18 i 19 Statutu Rzymskiego i wydała nakazy aresztowania Benjamina Netanjahu i Joawa Galanta pod zarzutem: „zbrodni wojennych polegających na głodzeniu jako metodzie prowadzenia wojny i umyślnym kierowaniu ataków na ludność cywilną oraz zbrodni przeciwko ludzkości polegających na zabójstwach, prześladowaniach i innych nieludzkich czynach”.
Półtora roku wcześniej MTK wydał podobny nakaz aresztowania w stosunku do Prezydenta Federacji Rosyjskiej i rzeczniczki praw dziecka Marii Lwowej-Biełowej, których oskarżono o sprawstwo kierownicze zbrodni wojennych na Ukrainie poprzez zarządzanie przymusowymi wywózkami ukraińskich dzieci do Rosji. W porównaniu z zarzutami postawionymi politykom izraelskim, zbrodnie rosyjskiego autokraty są znacznie mniejszej wagi, co zwykle tłumaczy się brakiem dostatecznych dowodów będących w posiadaniu MTK w przypadku innych potencjalnych zarzutów. To dość dziwne uzasadnienie, ponieważ sama agresja na Ukrainę była już ewidentnym złamaniem prawa międzynarodowego. Z drugiej strony, liczba palestyńskich ofiar cywilnych konfliktu w Strefie Gazy jest kilkakrotnie większa niż mieszkańców ukraińskich wsi i miast, którzy zginęli w wyniku działań armii rosyjskiej. Niezależnie od wagi postawionych zarzutów, sytuacja prawna premiera Izraela i Prezydenta Rosji jest taka sama. Powinni zostać aresztowani i stanąć przed sądem.
Władze polskie tłumaczą swoją decyzję chęcią oddania „hołdu narodowi żydowskiemu, którego miliony Córek i Synów stały się ofiarami Zagłady dokonanej przez III Rzeszę”. Tyle, że zbrodnicze działania rządu izraelskiego w stosunku do cywilnej ludności Strefy Gazy spowodowały, że utracił on moralne prawo oddawania hołdu ofiarom Holokaustu. Izraelski historyk prof. Omer Bartow, badacz ludobójstw uważa, że „haniebne byłoby, gdyby przedstawiciel Izraela oskarżony o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości wziąłby udział w wydarzeniu upamiętniającym masowe mordowanie Żydów”. Niestety, to opinia wymierającego pokolenia Izraelczyków, którzy starają się nie ulegać żydowskim szowinistom coraz wyraźniej dominującym w tym kraju i stosują te same kryteria oceny także w stosunku do działań własnego rządu.
Podobnie jak Benjamin Netanjahu, tak samo Władymir Putin po zbrodniach popełnionych w Ukrainie, nie ma moralnego prawa uczestniczenia obchodach wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, chociaż to żołnierze Armii Radzieckiej go wyzwolili przerywając funkcjonowanie tej największej w historii fabryki zagłady. Czy gdyby Prezydent Rosji, powołując się na pamięć o kilku milionach żołnierzy Armii Czerwonej, którzy stracili życie w walce z III Rzeszą, wyraził chęć uczestniczenia w rocznicowych obchodach, to władze polskie też uznałyby, że 27 stycznia należy zrobić wyjątek dla rosyjskiego zbrodniarza?
Lekceważenie decyzji Międzynarodowego Trybunału Karnego oznacza nie tylko naruszenie wiążących nas traktatów międzynarodowych, ale też podważanie globalnego porządku, którego zasadniczym założeniem jest prymat prawa nad siłą. Jako państwo o ograniczonym potencjale demograficznym, gospodarczym i militarnym, powinniśmy być zainteresowani jego wzmacnianiem. Gdy tylko w stosunkach międzynarodowych zaczynały obowiązywać prawa dżungli, traciliśmy wolność i niepodległość.
Rzeczywiste przyczyny, dla których polskie władze postanowił podważyć własne zobowiązania międzynarodowe nie mają jednak nic wspólnego z powodami deklarowanymi w uchwale rządu. Prawdziwe źródło tej decyzji leży po drugiej stronie Atlantyku. Niezawodnym adwokatem Izraela i gwarantem bezkarności jego przywódców są Stany Zjednoczone. Amerykanie podpisali co prawda Traktat Rzymski powołujący do życia Międzynarodowy Trybunał Karny, tyle że nigdy go nie ratyfikowali (stroną traktatu nie jest też Izrael, ale jest Autonomia Palestyńska, a więc i Strefa Gazy, gdzie mają miejsce zbrodnie wojenne). Co więcej, to administracja Prezydenta Bidena zdecydowanie potępiła decyzję MTK, a obecna republikańska większość w obu izbach Kongresu pracuje nad sankcjami dla osób pomagających ściganiu obywateli USA i krajów sojuszniczych. Buta, arogancja i hipokryzja kraju, który mieni się obrońcą demokracji i praw człowieka jest porażająca. I niczym się nie różni od bezczelności Putina i jego bandy.
Od trzydziestu lat cała polska polityka zagraniczna oparta jest na jednym założeniu – gwarantem polskiej niepodległości są Stany Zjednoczone. Niezależnie od tego kto sprawuje władzę, nie jest w stanie realizować samodzielnej polityki zagranicznej. To dobrowolne ubezwłasnowolnienie powoduje paniczny strach przed narażeniem się Wielkiemu Bratu zza Atlantyku. A gdy teraz już wiadomo, że w Białym Domu zasiądzie tak nieprzewidywalny człowiek jak Donald Trump, to panika w Warszawie sięgnęła szczytu. I dlatego politycy obydwu walczących ze sobą obozów zaczęli prześcigać się w deklarowaniu lojalności wobec naszego zamorskiego protektora. A ten traktuje nas tak, jak na to zasługuje ktoś, kto nie ma za grosz honoru. Dlatego nie zostaliśmy zaproszeni na spotkanie w Berlinie, gdzie wielcy tego świata rozmawiali o wojnie w Ukrainie. Dlatego Andrzej Poczobut dalej gnije w białoruskim więzieniu, chociaż mogliśmy go wymienić za Pawła Rubcewa. I dlatego nie tylko Donald Tusk, ale także podlizujący się ma każdym kroku Trumpowi Andrzej Duda, nie zostali zaproszeni na inaugurację Prezydenta USA. Murzyn zrobił swoje (kupił broń), Murzyn może odejść.
Cała nadzieja polskich władz opiera się na założeniu, że Benjamin Netanjahu do Polski się nie wybiera. To prawda, że reprezentantem rządu Izraela ma być minister oświaty. Ale to się może 27 stycznia w godzinach porannych zmienić. Dla Benjamina Netanjahu to przecież doskonała okazja, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, uczestniczenie w tak ważnej dla narodu izraelskiego uroczystości jest kluczowe dla budowania jego wizerunku jako gwaranta polityki bezpieczeństwa, której celem jest niedopuszczenie do nowego holokaustu. To, że obecna sytuacja Żydów na świecie, a zwłaszcza w Izraelu, nie ma nic wspólnego z tym co miało miejsce ponad osiemdziesiąt lat temu, nie ma większego znaczenia. Inna sprawa, że polityka Netanjahu rzeczywiście może doprowadzić o powrotu demonów przeszłości. Po drugie, to doskonała okazja, żeby pokazać pogardę dla prawa międzynarodowego, które mogłoby ograniczyć swobodę działania izraelskiego rządu. A przy okazji jeszcze ośmieszyć ogólnie niechętną Izraelowi Europę, w której Donald Tusk uważany jest za jednego z ważniejszych przywódców.
Rozwiązanie delikatnego problemu obecności delegacji izraelskiej na obchodach 80-lecia wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau wydawało się proste. Wystarczyło nieoficjalnymi kanałami poinformować władze Izraela, że ze strony polskiej obecnym w Oświęcimiu będzie tylko Andrzej Duda. Brak Donalda Tuska uzasadniałby niezaproszenie Benjamina Netanjahu. Tylko to wymagałoby ścisłej współpracy między wielkim i małym pałacem czyli Andrzejem Dudą i Donaldem Tuskiem. Zamiast tego obaj panowie rozgrywają swoje żenujące personalne i partyjne gierki kosztem interesów państwa polskiego. A przecież „Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.”
Karol Winiarski