Polska nie rządem stoi
Karol Nawrocki odmówił powołania 46 sędziów. To pierwsza taka decyzja obecnej głowy państwa, ale nie pierwsza w historii III RP. Podobne kroki podejmowali też inni Prezydenci RP wywodzący się z Prawa i Sprawiedliwości. Nie wzbudzały one wcześniej aż takiego poruszenia, co jest dowodem na zaostrzającą się walkę polityczną, która w coraz większym stopniu obejmuje też polski wymiar sprawiedliwości, pogłębiając jego coraz bardziej widoczną zapaść. Przy okazji jednak przykrywa też inne narastające problemy, z których najpoważniejszym jest kryzys finansów publicznych grożący zapaścią systemu opieki zdrowotnej. Stąd też ofensywa Karola Nawrockiego z pewnością ucieszyła Donalda Tuska. Tym bardziej, że coraz bardziej marginalizuje Jarosława Kaczyńskiego na prawicy polskiej sceny politycznej.
Decyzja Karola Nawrockiego zaskoczyła. Nie dlatego, że podobnych działań ze strony obecnego Prezydenta się nie podziewano. Już w trakcie inauguracyjnego przemówienia na posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego w dniu swojego zaprzysiężenia, Karol Nawrocki zapowiedział brak powołań dla sędziów kwestionujących uprawnienia Prezydenta i obecnej Krajowej Rady Sądownictwa. Wydawało się jednak, że te zapowiedzi nie będą realizowane w najbliższych miesiącach z bardzo prozaicznego powodu – od prawie dwóch lat żadne konkursy na stanowiska sędziowskie w sądach powszechnych nie są ogłaszane. To celowe działanie kolejnych ministrów sprawiedliwości (najpierw Adama Bodnara, a teraz Waldemara Żurka), którzy w ten sposób chcieli przerwać kolejne nominacje tzw. „neo-sędziów”. Teraz okazało się, że w Pałacu Prezydenckim od wielu lat czekają wnioski Krajowej Rady Sądownictwa, którym Andrzej Duda z nie do końca wiadomych powodów nie nadał biegu.
Powodem odmowy nominacji tych konkretnych osób przez Karola Nawrockiego były ich podpisy pod listami protestacyjnymi przeciw Izbie Dyscyplinarnej i wyborom kopertowym złożone wiele lat temu. Co ciekawe, nie przeszkadzało im to później zgłosić swoich kandydatur w konkursach sędziowskich, chociaż inicjatorzy tych protestów wzywali również do bojkotu ich zdaniem nielegalnej Krajowej Rady Sądownictwa. Pokazuje to ogromny konformizm sporej części sędziowskiego sądownictwa i stawia pod znakiem zapytania ich kwalifikacje moralne do pełnienia funkcji sędziego. Jednocześnie jednak widać, że oskarżana o upolitycznienie tzw. „neo-KRS” nie zawsze kierowała się kryteriami politycznymi przy ocenienie kandydatur na stanowiska sędziowskie.
Protest przeciwko Izbie Dyscyplinarnej (notabene zlikwidowanej później przez Prawo i Sprawiedliwość) podpisało około 4 tysięcy sędziów. Gdyby Karol Nawrocki chciał być konsekwentny, to osoby te (czyli prawie połowa całego korpusu sędziowskiego) nie mają żadnych szans na awans w ciągu najbliższych lat. Oburzenie obecnie rządzących i środowiska sędziowskiego na tworzenie „czarnych list” jest jak najbardziej słuszne. Tyle, że przecież tą samą logiką kierował się w sierpniu minister Waldemar Żurek odwołując z funkcji prezesów i wiceprezesów sądów osoby, które podpisywały listy poparcia dla kandydatów do „neo-KRS”. Na dodatek po negatywnej opinii kolegiów sądów w stosunku do części z nich uznał, że i tak może ich odwołać. Tym samym jego zarzuty wobec Karola Nawrockiego o nadużywanie swoich uprawnień brzmią wyjątkowo mało wiarygodnie.
Noe znaczy to jednak, że pytanie o legalność działań Karola Nawrockiego jest całkowicie bezprzedmiotowe. Art. 179 Konstytucji RP stanowi, że „Prezydent powołuje sędziów na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa”. Problem możliwości odmowy jak to często bywa jest kwestią interpretacji tego zapisu, a ta z kolei bardzo często jest prostą projekcją poglądów osób dokonujących wykładni prawa. Oczywiście nie jest to niczym nadzwyczajnym w przypadku prawników wykonujących zlecenia swoich klientów. Stąd powoływanie się na opinie prawne zamawiane przez uczestników polityczno-prawnych sporów jest dość zabawne. Nie po to się je zamawia (i płaci niemałe pieniądze), żeby zanegować czy przynajmniej osłabić własne stanowisko. A gdyby jakiś ekspert wykazał się nadzwyczajną asertywnością i etyką zawodową, to jego opinia nie zostałaby po prostu ujawniona, a nieszczęśnik nie miałby co liczyć na kolejne zlecenia. Jednak te same opinie formułowane przez profesorów prawa w podręcznikach i artykułach naukowych mają inne znaczenie. Są oczywiście subiektywne, ale przynajmniej powinny odzwierciedlać ich własne poglądy.
W kwestii możliwości odmowy powołania sędziów przez Prezydenta mamy wiele opinii przedstawicieli doktryny formułowanych jeszcze w okresie, gdy polaryzacja nie była tak rozwinięta jak obecnie, a sędziowie nie zapisywali się tak gremialnie do walczących obozów. Wynika z nich, że „co prawda swoboda działania Prezydenta ogranicza się do zajęcia stanowiska wobec kandydata zaproponowanego przez KRS, jednakże ujęcie kompetencji w zakresie powoływania sędziów w formę prerogatywy podkreśla, że Prezydent nie ma prawnego obowiązku uwzględnienia wniosku KRS, przy czym odmowa powinna mieć miejsce tylko w sytuacji nadzwyczajnej i musiałoby ją poprzedzać przedstawienie KRS zastrzeżeń przez zasiadającego w niej przedstawiciela Prezydenta” (fragment uzasadnienia wyroku TK z 5 czerwca 2012 roku 63/6/A/2012). Na wyrok Trybunału Konstytucyjnego, w którym zawarty został powyższy fragment uzasadnienia, powołał się również Prezydent Karol Nawrocki odmawiając uwzględnienia wniosków Krajowej Rady Sądownictwa, chociaż orzekający wówczas sędziowie jedynie przytaczali opinie innych wybitnych prawników nie odnosząc się do nich. Można jednak domniemywać, że podzielali ich zdanie. W przeciwnym razie raczej by je przemilczeli albo przynajmniej starali się znaleźć opinie przeciwne.
Wykładnia doktrynalna nie jest jednak wykładnią powszechnie obowiązującą. Nie są nią także wyroki sądów, w tym także Sądu Najwyższego. W wyroku z dnia 6 czerwca 2009 roku uznał on, że Krajowa Rada Sądownictwa powinna przedstawiać Prezydentowi większą ilość kandydatów (oczywiście o ile tacy są) pozytywnie przez nią ocenionych, a to głowa państwa miałaby prawo wyboru jednego (albo żadnego) spośród nich. Przyjęcie takiego rozwiązania ogromnie zwiększyłoby uprawnienia Prezydenta w zakresie wymiaru sprawiedliwości. Zmuszałoby też Krajową Radę Sądownictwa do zero-jedynkowej oceny zgłoszonych kandydatów. Jak pokazała przyszłość opinią Sądu Najwyższego nikt się za bardzo nie przejął i w dalszym ciągu KRS przedstawiał Prezydentowi tylko jednego kandydata na wolne stanowisko sędziowskie.
Przez pierwsze osiemnaście lat od powstania Krajowej Rady Sądownictwa i tym samym zainicjowania obecnie obowiązującej procedury powoływania sędziów, kolejni Prezydenci RP nie odrzucali wpływających do nich wniosków nominacyjnych. Po raz pierwszy zrobił to dopiero w początkach 2008 roku Lech Kaczyński (publikacja zarządzeniu nastąpiła dopiero kilka miesięcy po publicznym ogłoszeniu tej decyzji) w stosunku do dziewięciu zgłoszonych przez KRS kandydatów. Już trzy tygodnie później Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie stwierdził, że „skarga w sprawie niepowołania przez Prezydenta do pełnienia urzędu sędziego jest niedopuszczalna z uwagi na to, że przedmiot sprawy nie należy do właściwości sądu administracyjnego, gdyż nie ma ona charakteru sprawy sądowo-administracyjnej.”. Zajęcia się sprawą odmówił również Trybunał Konstytucyjny twierdząc, że nie jest to spór kompetencyjny między centralnymi konstytucyjnymi organami państwa. W późniejszych latach Lech Kaczyński raz jeszcze odmówił powołania sędziego, ale o wiele częściej nie robił nic, twierdząc, że Konstytucja nie wyznacza mu na podjęcie decyzji żadnego terminu. Stanowisko to podzielił zresztą Trybunał Konstytucyjny, który we wspomnianym już orzeczeniu z czerwca 2012 roku (a więc po śmierci Lecha Kaczyńskiego) uznał za niezgodny z Konstytucją miesięczny termin na podjęcie decyzji, który został przez większość parlamentarną wpisany do ustawy prawo o ustroju sądów powszechnych. Brak decyzji jest zresztą znacznie gorszym rozwiązaniem, ponieważ pozostawia kandydata w stanie niepewności, a jednocześnie blokuje możliwość ogłoszenia kolejnego konkursu na wakujące stanowisko.
W ślady swojego mentora poszedł dwukrotnie Andrzej Duda. Najpierw w 2016 roku odmówił powołania dziesięciu sędziów, a pięć lat później po wielu latach zwłoki podobną decyzję podjął w stosunku do kolejnych jedenastu nominatów KRS (tej sprzed reformy sposobu jej wyboru). Za każdym razem spotykało się to z krytyką rzecznika tej instytucji (co ciekawe był nim Waldemar Żurek), a i opinie konstytucjonalistów były tym razem bardziej podzielone niż dekadę wcześniej. Obecnie już zdecydowana większość z nich uważa, że Karol Nawrocki wykroczył poza swoje uprawnienia.
Przyznanie Prezydentowi prawa do nieograniczonego prawa odmowy powołania sędziów rodzi poważne konsekwencje nie tylko w kwestii wymiaru sprawiedliwości. Uprawnienie do powoływania sędziów nie jest jedyną prerogatywą Prezydenta. Jeżeli w podobnie rozszerzający sposób Karol Nawrocki zacznie interpretować także inne jego uprawnienia (np. przyjmowania dymisji prezesa Rady Ministrów, skracania kadencji Sejmu w przypadku braku możliwości powołania rządu czy powoływania prezesów SN, NSA i TK), to nastąpi faktyczna zmiana systemu ustrojowego, a pole do konfliktów głowy państwa z parlamentem i rządem ulegnie znacznemu poszerzeniu. A wtedy ponownie stanie się aktualne powiedzenie z XVIII wieku „Polska nie rządem stoi, a wolnością swoich obywateli”. Tyle, że ta wolność szybko na 123 lata okazała się nostalgicznie wspominaną przeszłością.
Karol Winiarski
