Propozycja nie do odrzucenia?
Ujawniona przez media amerykańska propozycja zakończenia wojny w Ukrainie wstrząsnęła światem. 28-punktowy plan zakończenia konfliktu został przez ekspertów jednoznacznie określony jako pełne zwycięstwo Rosji. Jednocześnie oficjalna reakcja europejskich przywódców była wyjątkowo wyważona, co po raz kolejny pokazuje ich całkowitą bezsilność wobec amerykańskiego dyktatu. Tymczasem sam plan ani nie powinien stanowić zaskoczenia dla trzeźwo myślących polityków, ani też nie jest tak bardzo korzystny dla Kremla jak to się wydaje. Wręcz przeciwnie, Władymir Putin wcale nie jest zainteresowany jego wejściem w życie.
Chociaż z trudem dociera to do świadomości europejskich liderów, którzy od dawna żyją w świecie własnych wyobrażeń całkowicie oderwanych od rzeczywistości, Ukraina wojnę przegrywa. Sukcesy rosyjskie na większości odcinków frontu nie są może spektakularne, ale agresorzy stopniowo posuwają się do przodu. Broniony od wielu miesięcy Pokrowsk jest już prawie w całości kontrolowany przez Rosjan, a zajęcie sąsiedniego Myrnohradu jest tylko kwestią czasu. Podobna sytuacja ma miejsce w Wołczańsku, Kupiańsku, a w ostatnich dniach także w Siewiersku. Rosjanie weszli także do Iwaniwki, Nowopawliwki, Wełykomichajliwki, Konstantyniwki i Nowoseliwki. Na wielu odcinkach frontu Ukraińcy podejmują kontrataki próbując odzyskać utracone miejscowości, ale rzadko kończą się one nawet częściowymi sukcesami. Czasy, w których próbowali przynajmniej przejąć inicjatywę, dawno już należą do przeszłości. Obrona jest coraz bardziej rozpaczliwa i coraz mniej skuteczna.
Najgorsza sytuacja jest jednak w obwodzie zaporowskim. Przez trzy lata front był stabilny. Najpierw w 2022 roku Ukraińcy zatrzymali rosyjską agresję na południe od Hulajpola, Orchiwu i Stepnohirska. Rok później na potężnej linii rosyjskich umocnień załamała się ukraińska kontrofensywa przygotowywana przy pomocy amerykańskich doradców. Porażkę próbowała wykorzystać Rosja, ale jej próba zdobycia Hulajpola ponownie zakończyła się niepowodzeniem. Sytuacja zmieniła się kilka tygodni temu. Rosjanie przełamali obronę ukraińską w południowej części Donbasu i wkroczyli do obwodu zaporoskiego od wschodu posuwając się w bardzo szybkim jak na warunki tej wojny tempie – w ciągu kilku tygodni Ukraińcy zmuszeni byli się cofnąć o 20-30 kilometrów. W efekcie Hulajpole zostało otoczone od południa, wschodu oraz północy i prawdopodobnie w ciągu najbliższych dni stanie się kolejnym miastem, w którym będą się toczyły ciężkie walki.
W tej sytuacji Władymirowi Putinowi nie zależy na szybkim i kompromisowym zakończeniu wojny. Żądanie oddania reszty Donbasu przez Ukraińców za rok prawdopodobnie nie będzie już aktualne – wojska rosyjskie już tam będą. Pojawiła się też realna szansa opanowania większości obwodu zaporoskiego (na wschód od Dniepru) oraz znaczących części obwodów dniepropietrowskiego i charkowskiego. Nie ma też pewności, czy Ukraińcy będą dalej w stanie w ogóle kontynuować wojnę, a to rodzi nadzieję Kremla na całkowite podporządkowanie napadniętego kraju. Jednocześnie jednak rosyjski Prezydent zdaje sobie sprawę, że stan gospodarki jego kraju stopniowo się pogarsza, a sankcje i ukraińskie ataki pozbawiają Rosję dochodów budżetowych cofając ją w cywilizacyjnym rozwoju. Dlatego od spotkania z Trumpem na Alasce formułuje propozycje, które jego zdaniem mogą spotkać się z poparciem amerykańskiego Prezydenta dążącego do jak najszybciej zakończenia wojny i wznowieniu relacji handlowych z Moskwą, a jednocześnie są nie do przyjęcia przez Wołodymyra Zełeńskiego. Daje to szansę na ostateczne opuszczenie Ukrainy przez Stany Zjednoczone, co jeszcze bardziej osłabi szanse ofiary agresji na skuteczną obronę. Oczywiście, gdyby Ukraińcy jednak ugięli się pod presją Waszyngtonu, a tym samym i Moskwa musiałaby wstrzymać działania wojenne, Władymir Putin i tak wyszedłby z wojny zwycięsko, a sankcje zostałyby stopniowo zniesione.
Nie do końca wiadomo kto jest rzeczywistym autorem planu. Sekretarz Stanu USA Marco Rubio miał przyznać w rozmowie z jednym z republikańskich senatorów, że są nimi Rosjanie, żeby niedługo potem publicznie ogłosić, że to jednak propozycja amerykańska biorąca pod uwagę stanowiska Rosji i Ukrainy. Z różnych przecieków wynika, że jest ona efektem spotkania w Miami, w którym wzięli udział specjalny wysłannik Donalda Trumpa Steve Witkoff, zięć prezydenta Jared Kushner oraz Kiriłł Dmitrijew jako reprezentant Władymira Putina. Biorąc pod uwagę skrajnie prorosyjskie i biznesowe nastawienie tego pierwszego, trudno się dziwić, że plan pokojowy bardziej przypomina finansowy deal niż układ pokojowy. Elementem porozumienia mają być bowiem także decyzje czysto biznesowe, których głównym beneficjentem będą Stany Zjednoczone. Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia związane chociażby z ostatnią zgodą na sprzedaż Zjednoczonym Emiratom Arabskim i Arabii Saudyjskiej półprzewodników w zamian za inwestycje, których część trafi do firm związanych z Donaldem Trumpem i jego rodziną, w tym przypadku może być podobnie. Stąd zresztą udział w negocjacjach Jareda Kuschnera.
Najbardziej kuriozalnymi punktami planu pokojowego są postanowienia dotyczące Polski i Unii Europejskiej, o których zainteresowani w ogóle nie zostali wcześniej poinformowani, o ich akceptacji nie wspominając. W Polsce mają stacjonować samoloty państw europejskich, co może jednocześnie oznaczać że nie będzie u nas oddziałów amerykańskich, a w pozostałych państwach naszego regionu, w tym przede wszystkim w krajach nadbałtyckich, nie będzie żadnych obcych sił, co w praktyce oznaczać będzie pozbawienie ich szans na obronę przed ewentualną agresją rosyjską. Układ przewiduje również dołączenie Ukrainy do Unii Europejskiej, a w okresie przejściowym ma ona dostać preferencyjny dostęp do europejskiego rynku. Wspólnota Europejska została potraktowana jak republika bananowa. Ale też w pełni na to sobie zasłużyła.
W czerwcu 2025 w trakcie szczytu NATO w Hadze Donald Trump był traktowany jak król (w tym samym czasie Amerykanie protestowali przeciw jego polityce pod hasłem „No Kings”). Wszyscy przywódcy krajów członkowskim, a przede wszystkim Sekretarz Generalny Paktu Północnoatlantyckiego Mark Rutte robili wszystko żeby nie zdenerwować amerykańskiego Prezydenta godząc się na wszystkie jego żądania. W zamian Donald Trump łaskawie nie ogłosił wycofania swojego kraju z układu, którego prawie 80 lat temu Amerykanie byli inicjatorami i współzałożycielami. Nie ma to oczywiście większego znaczenia, ponieważ sama formalna obecność Stanów Zjednoczonych w NATO nie oznacza, że w razie wojny udzielą napadniętemu krajowi jakiejkolwiek pomocy.
Miesiąc później Ursula von der Leyen w imieniu Unii Europejskiej podpisała z Donaldem Trumpem skrajnie niekorzystne dla krajów europejskich porozumienie handlowe, które w pełni realizowało amerykańskie żądania. Na dodatek w trakcie konferencji prasowej bez jakiegokolwiek sprzeciwu słuchała pseudonaukowych tyrad Donalda Trumpa o szkodliwości turbin wiatrowych, chociaż cały jej pomysł na przewodzenie Komisji Europejskiej polegał na uratowaniu świata przed klimatyczną katastrofą. Amerykański Prezydent po raz kolejny przekonał się, że ma do czynienia z całkowicie bezwolnymi, przerażonymi i pozbawionymi woli walki partnerami, którzy nie są w stanie mu się przeciwstawić.
Ostateczne upokorzenie europejskich przywódców miało miejsce w trakcie ich sierpniowej wizycie w Białym Domu, gdy pojechali wesprzeć Wołodomyra Zełeńskiego. Tyle, że spotkanie dwóch prezydentów miało miejsce wcześniej i przebiegło w zupełnie innej atmosferze niż kilka miesięcy wcześniej. Za to później prezydenci i premierzy najważniejszych krajów europejskich składali upokarzające hołdy wyjątkowo z siebie zadowolonemu Donaldowi Trumpowi.
Nie jest to oczywiście coś wyjątkowego. Prawie wszystkie kraje uginają się przed dyktatem amerykańskiego Prezydenta i zgadzają się na niekorzystne dla swoich krajów warunki. Są to jednak kraje biedne i całkowicie uzależnione od handlu z USA. Unia Europejska to wciąż gospodarcza potęga, chociaż stopniowo słabnąca. Niestety jest ona politycznie podzielona i pozbawiona przywódców, którzy nie baliby się przeciwstawić amerykańskiemu szantażowi. Strach przed niezadowoleniem wyborców z powodu gospodarczych konsekwencji oporu całkowicie ich paraliżuje. A przecież przykład Chin pokazuje, że tylko twarda postawa negocjacyjna i działania odwetowe są w stanie zmusić Donalda Trumpa do negocjacji i ustępstw.
Rozmowy w Genewie wysłanników amerykańskiego Prezydenta z reprezentantami ukraińskiego rządu oraz przywódcami niektórych państw europejskich (bez udziału Polski, co przy okazji pokazuje naszą rzeczywistą pozycję na międzynarodowej arenie) przyniosą zapewne niewielkie modyfikacje w projekcie porozumienia. Widać to zresztą już po alternatywnej propozycji przygotowanej przez Europejczyków, która w całości oparta jest o plan amerykański i w niczym nie przypomina górnolotnych deklaracji wygłaszanych przez nich od początku konfliktu. Nie zmienia tez oczywiście zasadniczego celu Donalda Trumpa – zakończenia wojny kosztem znaczących ustępstw wobec Rosji. Można się na to oburzać i żądać sprawiedliwych warunków pokoju – wycofania wojsk rosyjskich z okupowanych terytoriów, wypłacenia Ukrainie reparacji wojennych i ukarania osób odpowiedzialnych za zbrodnie na czele z Prezydentem Władymirem Putinem, ale żeby je wprowadzić w życie należałoby wesprzeć Kijów nie tylko sprzętem i pieniędzmi, ale przede wszystkim własnymi wojskami. A na to żadne z państw europejskich nigdy się nie zgodzi. Nawet najbardziej słuszne moralne postulaty bez możliwości siłowego ich wyegzekwowania, pozostają jedynie pobożnymi życzeniami. A tymi jak wiadomo wybrukowane jest piekło. Dlatego Ukraińcom pozostaje do wyboru utrata godności albo wolności. Być może i my wkrótce staniemy przed podobnym dylematem.
Karol Winiarski
