Słowa a czyny
Na jednym ze „Śniadań prasowych” jakiś miesiąc temu pytaliśmy, czy w związku z modernizacją skrzyżowania Kopalnianej, Wojska Polskiego, Jamesa Watta, będą dalsze utrudnienia na najważniejszej ulicy w dzielnicy – Wojska Polskiego.
Odpowiedź brzmiała, że nie będzie utrudnień, bowiem nowe połączenie ze skrzyżowaniem przebiega równolegle do Kopalnianej. Radość była krótka, (do wczoraj, jak widać na zdjęciu), tak jak radość z nowego ronda na ul. Mikołajczyka, gdzie kilkanaście metrów od niego rozkopana jest znowu połowa jezdni. Czy to wszystko będzie miało kiedyś koniec? Istnieje poważna obawa, że nie, i to nie dlatego, że władze umyślnie utrudniają życie ludziom, tylko dlatego, że osoby odpowiedzialne za inwestycje i remonty są zwyczajnie nienawykłe do koordynacji działań i do ich obecnego natężenia.
Ile wszyscy zapłaciliśmy już za takie podejście, trudno powiedzieć, ale z pewnością są to grube miliony. Udowodniliśmy już, że np. decyzje o objazdach podejmowane są zza biurka, a nie w wyniku wizji lokalnej. Mamy wrażenie, że tak samo jest z odbiorami poważnych robót oceniając ich jakość i naprawy gwarancyjne oraz pogwarancyjne. Roboty się kiedyś zakończą, ale najprawdopodobniej długo się nimi nie nacieszymy, bo w niedługim czasie ponownie będą rozkopywać, to co niedawno zakończono. Koordynacja robót w tym mieście tak naprawdę nie istnieje i trzeba by kilku artykułów, żeby te wszystkie przypadki na przestrzeni kilku lat opisać.
Mimo, że w Urzędzie Miejskim zatrudnionych jest, aż 700 urzędników, powoli staje się jasne, że jeżeli prezydent Chęciński nie dokona poważnego przeglądu kadr, to na nic się zda intensywnie prowadzona propaganda sukcesu, ani nawet 100 tys. ulotek. To, co w zamyśle ma zapewnić kolejną kadencję, może być źródłem klęski i mówimy to ku przestrodze, a nie dlatego, że jakoś programowo jesteśmy przeciwni władzy. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy beztroskie wyceny, jak to opisaliśmy tutaj, to może się okazać, że pomimo ogromnego dofinansowania zewnętrznego, pieniędzy zabraknie na wiele ważnych rzeczy.
Źle życzyć rządzącym w mieście – kimkolwiek by nie byli – jest tak samo bezsensowne, jak źle życzyć sobie, skoro się w tym mieście mieszka i nie zamierzamy tego czynić, ale skala absurdu zaczyna przyjmować takie rozmiary, że należy przed nią przynajmniej przestrzec.