Głosy polityków – Tomasz Kasprowicz „Czas na konkrety”
Moje obserwacje z toczącej się kampanii wyborczej nie napawają optymizmem. Posłowie przypomnieli sobie o wyborcach i z zapałem godnym lepszej sprawy biegają po festynach i dożynkach. Liczą, że ludzie zapomną ich kompletny brak obecności przez ostatnie 4 lata. Ostatnie trzy tygodnie przed wyborami, to przekonanie, że sukces zależy od ilości spotkań. Wszyscy określają efektywność kampanii na podstawie liczby uściśniętych dłoni. Czasem wydaje się, że za krówki i kawę kupują głosy. Nisko wyceniają akt zaufania jakim jest głos wyborcy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę nadciągającą zawieruchę, która nieuchronnie nadciąga.
Zaiste szczęśliwy to kraj, którego głównym problemem ostatnich lat były losy wraku Tupolewa. Znajdzie ona zapewne swój szczęśliwy finał już niebawem, kiedy Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz na czele kompanii czołgów odbije go z rosyjskiej niewoli. Nawet nie zauważyliśmy nawałnicy, która się nad nami przetoczyła. Polacy dzięki przedsiębiorczości, zapobiegliwości i odrobine szczęścia przeszli suchą stopą przez wielki kryzys finansowy. Dlatego politycy mogą wciąż serwować nam tematy zastępcze, odwracające uwagę od wielkich wyzwań przed nami. A słuchając przekazu głównych partii aż zęby cierpną.
Ostatnio poszło o emigrantów i uchodźców. Zszargaliśmy sobie opinię w UE broniąc się rękami i nogami przed ich przyjęciem. Tyle tylko, że żadni uchodźcy do Polski przyjeżdżać nie chcą i przy pierwszej okazji wyjadą do Niemiec. Pokazuje to przykład rodzin sprowadzonych nie tak dawno przez Fundację Estery – większość z nich nie wytrzymała u nas 2 tygodni. Nie ma znaczenia czy przyjmiemy ich 5 czy 50 tysięcy.
Czyli co? Problemu nie ma? Ależ jest i to olbrzymi! Starzejemy się, młodzi biorą przykład z uchodźców i też od nas uciekają. Za chwilę w kraju zostaną sami emeryci liczący na świadczenia, których nie będzie z czego wypłacić. Żeby nasz system się zbilansował musimy przyjąć nawet kilka milionów emigrantów. A my się cieszymy, że oni od nas uciekają?
Do tego dołóżmy propozycję obniżenia wieku emerytalnego. Czy chodzi o to, by bardzo trudną sytuację zamienić na tragiczną? Wprowadzenie tego pomysłu w życie to obniżenie przeciętnej emerytury o połowę, a do tego niewypłacalność ZUS w perspektywie 15 lat. No i oczywiście podniesienie składek ubezpieczeniowych, co spowoduje, że młodzi będą uciekać jeszcze szybciej. To jest kierunek w jakim chcemy iść?
Do tego festiwal nieodpowiedzialnych obietnic. Zasadniczo będziemy obniżać podatki i podnosić wydatki. W kraju żyjącym od 25 lat na kredyt. Kredyt, który przyjdzie spłacać w najtrudniejszych czasach. Czy politycy naprawdę nie podejrzewają obywateli o dość zdrowego rozsądku by zauważyli, że aby dostać 500 złotych na dziecko będą musieli najpierw oddać 1000 w podatkach?
Nie wspominając już o takich drobiazgach jak górnictwo pochłaniające corocznie miliardy. Gorący kartofel przerzucany w przyszłość. Wygląda na to, że za chwilę będziemy mieli olbrzymi problem, bo UE na dalsze dotacje się nie zgodzi i będzie upadłość niekontrolowana. Być może nawet jeszcze w tym roku. I wtedy dopiero czeka nas katastrofa. A przecież przykład naszego Zagłębia pokazuje, że kopalnie można zamknąć i region się od tego nie zawali. Oczywiście było ciężko, skutki widać jeszcze w wielu miejscach. Ale poradziliśmy sobie, Zagłębie się rozwija i pięknieje. Wraz z kopalniami pozbyliśmy się dużej części zanieczyszczeń, a co ważniejsze ludzie przestali ginąć na dole. Możemy patrzeć w oczy innym regionom i nikt do nas nie dopłaca. Zupełnie nie rozumiem dlaczego na śląskie kopalnie dopłacać mają szwaczki z łódzkiego, rybacy z Pomorza i pracownicy zagłębiowskich zakładów? Tyle tylko, że taką restrukturyzację trzeba przeprowadzić z głową, a nie z górnikami łomoczącymi do drzwi bo nie wystarczy na wypłaty i trzeba dosypać pieniędzy z budżetu.
Nie jest jeszcze za późno. Bardzo wiele można jeszcze poprawić, ale do tego potrzeba ludzi z odwagą, pomysłami i przede wszystkim kompetencjami. Polska może jeszcze stać się krajem do którego chce się przyjechać, a nie pozostać miejscem z którego się ucieka. Ja widzę ten potencjał i dla tego tu wróciłem. Czy kandydaci w nadchodzących wyborach mają dość wiedzy, kompetencji i odwagi by porozmawiać o rzeczywistych ekonomicznych problemach i pomysłach na ich rozwiązanie? A może wolą trzymać się wraków, imigrantów i innych strachów na wróble. Tak niewątpliwie jest dla nich bezpieczniej. Ale nie tego potrzebuje nasz kraj. Kolejna kadencja Sejmu składającego się z mistrzów świata w ściskaniu ręki na czas, to tracenie czasu. To czego dziś potrzebujemy, to zderzenie poglądów i konkretnych rozwiązań. Omówienie ich konsekwencji. Tylko czy kandydaci są gotowi do poważnej merytorycznej dyskusji, czy też będą chowali się za przekazami danymi z centrali?
Tomasz Kasprowicz
kandydat do sejmu, nr 2 w Zagłębiu na liście Nowoczesnej Ryszarda Petru