Recenzja najnowszej książki „Tal” z sosnowieckiego cyklu Zbigniewa Białasa
Zatrute słowa
Zgodnie z zapowiedzią, tej jesieni wydana została kolejna, trzecia już powieść Zbigniewa Białasa z sosnowieckiego cyklu zapoczątkowanego „Korzeńcem”*. Nie ukrywam, że czekałem na książkę z niecierpliwością, bowiem tak się złożyło, że „Korzeńca” omawiałem jako jeden z pierwszych i nie szczędziłem wówczas słów pochlebnych, drugą natomiast („Puder i pył”) byłem odrobinę zawiedziony. Stąd zaciekawienie, co też tym razem autor i wydawca nam pokażą. Zaprezentowano dzieło bodaj najlepsze z trzech. Oby tak dalej, bowiem jest zapowiedź kolejnego. Zatem po kolei na użytek tych, którzy jeszcze nie zetknęli się z pisarstwem Zbigniewa Białasa, choć szczerze wątpię, by tacy byli (przynajmniej w regionie), bo „Korzeniec” uzyskał należną mu sławę, a sceniczna adaptacja, skądinąd bardzo dobra i obsypana nagrodami, przyniosła chwałę autorowi, teatrowi i miastu.
Akcja „Korzeńca” toczy się tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej, kiedy to Sosnowiec był u szczytu swego burzliwego rozwoju – trzecie co do wielkości miasto w rosyjskim zaborze, tętniące życiem ze wszystkimi tego przywarami i zaletami. Druga z powieści, „Puder i pył”, to pierwsze powojenne lata, euforia z odzyskanej niepodległości, ale też materialny regres i związane z tym napięcia. „Tal”, tak bowiem zatytułował autor trzecią powieść z cyklu, to połowa lat trzydziestych. Znów, po kryzysie, miasto dźwiga się ku nowoczesności, ale też czuje już ciężki oddech groźnych sąsiadów. Każda z powieści Zbigniewa Białasa ma nieco odmienny charakter.
O ile „Korzeniec” charakteryzował się wyraźnym kryminalnym wątkiem, „Puder i pył” był kompilacją różnych, nie zawsze spójnych ze sobą wątków, o tyle „Tal” jest bardzo, ale to bardzo konsekwentnie prowadzoną narracją na jeden zasadniczy temat. Jest nim, bodaj najgłośniejszy w tych latach, poszlakowy proces, toczący się przed sosnowieckim Sądem Okręgowym, oskarżonego o ciężkie zbrodnie mieszkańca miasta Pawła Grzeszolskiego, mianowicie o dzieciobójstwo. Nie znaczy to bynajmniej, że tak jak poprzednio nie jesteśmy prowadzeni po mieście z wielką troską o ówczesne realia, topograficzne i społeczne (tym razem przede wszystkim po Pogoni). Wszystkie postaci powieści mają swe wzorce w prawdziwej historii, autor nie zmienia nazwisk, nie fantazjuje, całość opiera na dokumentach, ówczesnych relacjach prasowych i opowiadaniach świadków. Mimo to książka nie jest reportażem sądowym. Jest znakomicie opowiedzianą historią. I w tym Białas okazał mistrzostwo, bowiem czyta się ją jednym tchem, co (wobec powszechnie znanych wydarzeń, o których opowiada) jest ze strony autora nie lada wyczynem. To przykład doskonałego warsztatu zawodowego opowiadacza. Kompozycja całości, portrety postaci, dialogi, język wreszcie świadczą o opanowaniu pisarskiej profesji. Nie brak więc w toku narracji scenek nieco komicznych, acz temat jest z natury swej ciężki i ponury, nie brak złośliwych, wobec niektórych postaci, wtrętów i ironii, co tylko dodaje powieści uroku. Ot, choćby przerażenie jednego ze świadków (Ślązaka) nie tyle tym, że musiał stanąć przed groźnym obliczem Temidy, ale faktem, że dzieje się to w Sosnowcu. Białas bowiem daleki jest od wybielania naszych miejskich dziejów. Sosnowiecka społeczność przedstawiona jest boleśnie prawdziwie. To ludzie prymitywni, zawistni, pazerni, pełni hipokryzji, oczywiście nie wszyscy, ale ci właśnie nadali ton całej historii i zaszczuli głównego bohatera, zanim sąd miał szanse wypowiedzieć się w zawiłej sprawie. Uległ zresztą presji i pierwszy wyrok daleki był od bezstronności.
Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze tego nie zrobili, do lektury. Naprawdę warto. Powieść daje wiele do myślenia, przede wszystkim o wadze słowa, które niefrasobliwie wypowiadane może często spowodować tragiczne w efekcie skutki. Dziś temat chyba szczególnie ważki wobec postępującej niefrasobliwości w operowaniu słowem we wszystkich mediach, a w internecie szczególnie.
toko
*Zbigniew Białas, Tal. Wydawnictwo MG 2015.